drukuj

Podróż po krainie zmysłów

Przestrzeń wolności odbioru, wielość interpretacji i perspektyw, wyjątkowość zmysłowego doświadczenia – to idee silnie obecne w tegorocznym Biennale Sztuki Mediów we Wrocławiu, podczas którego zaprezentowano dzieła sztuki skupiające się wokół tematu zmysłów.

Jedno słowo: qualia. To właśnie temat tegorocznego Biennale Sztuki Mediów we Wrocławiu. Czym są „qualia”?  To wszystko to, co odbieramy zmysłami: barwy przedmiotów, dźwięki otoczenia czy smaki potraw. Wedle pierwotnego znaczenia tego terminu, qualiów nie da się zredukować do cechy konkretnego zjawiska. Są one istotą subiektywnego doświadczenia, które jest inne za każdym razem, gdy ktoś postrzega dane zjawisko. Innymi słowy, qualia każdemu z nas pokazują coś innego.

Biennale, odwołując się do tego pojęcia, zaprezentowało spektrum najróżniejszych dzieł, które jednak łączyło zaproszenie do subiektywnej, zmysłowej percepcji, otwierającej przestrzeń na wielość interpretacji. W tym celu Biennale zagospodarowało wiele różnych miejsc na kulturalnej mapie Wrocławia, w tym tereny dawnej piekarni garnizonowej, w której dziś mieści się centrum kultury. Zaprezentowane tam ujęcie qualiów odkryłam w towarzystwie kuratorki wystawy Dominiki Kluszczyk.

Jako pierwszą pokazała mi instalację Museum of Edible Earth i Compost as Superfood dr. masharu (ono/jeno), które zajmuje się jednocześnie działalnością artystyczną i naukową. To przecięcie świata sztuki i nauk ścisłych jest mocno wyraźne w pracach, które mieszczą się na pograniczu dzieła artystycznego i projektu naukowego. Museum of Edible Earth to kolekcja jadalnych gleb z całego świata, przedstawiona w formie prostej, ale eleganckiej wystawki podświetlanych słoiczków. Podobnie dr. masharu prezentuje starannie dobrane z naukowcami mieszanki opadów, które mają służyć jako jadalny kompost. Projekt skłania do refleksji na temat naszej relacji z wykorzystaniem natury oraz jedzeniem i jego kulturowymi i społecznymi uwarunkowaniami. Prowokuje nas do zastanowienia się nad naszą osobistą relacją z przyrodą i żywnością, zapraszając do konsumpcji, bowiem zebranych przez zespół dr. masharu gleb i kompostów można spróbować. Ja postanowiłam spróbować czerwonej gleby z Litwy i niebieskiej słonej ziemi z Uzbekistanu. Pierwsza nie miała smaku, a jej konsystencja nie była zbyt przyjemna, druga, zgodnie z nazwą, rzeczywiście była słona. Skosztowałam też jednego z kompostów na bazie różnych warzyw i ziaren kawy, który wprawdzie wydzielał mocny zapach, ale jego smak też nie był szczególnie intensywny.

Podczas kosztowania kompostu patrzyłam na dołączone do instalacji nagranie gąsienicy wijącej się wśród organicznych odpadków. Pani Dominika wyjaśniła mi, że to co oglądam, to właśnie relacja z tego jak powstawał ów kompost. Choć muszę przyznać, że ten osobliwy poczęstunek w smaku nie przypadł mi do gustu, to projekt dr. masharu zostawił mnie z uczuciem jakiegoś rodzaju nadziei. Bo według mnie te prace przypominają nam, że człowiek jest częścią natury, która jest naszą żywicielką i opiekunką, dlatego możemy i musimy korzystać z jej dobroci w sposób zrównoważony. Idea sięgnięcia po to, co natura oferuje nam na wyciągnięcie ręki – gleby czy organicznych opadów – jest tak prosta, jak i rewolucyjna.

W Piekarni miałam szansę zobaczyć też instalację performatywną Non-Body autorstwa tajwańskiej artystki Ya-Wen Fu, współfinansowaną przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. Non-Body to projekt realizujący się jednocześnie na dwóch płaszczyznach – materialnej instalacji i performansu. W części performatywnej występował tancerz ubrany w protezy, które linami połączono ze sterowanym cyfrowo aparatem akustyczno-mechanicznym. Urządzenie wywierało nacisk na tancerza, którego ruchy następnie przekształcano w dźwięk. Aparat narzucał ruchy tancerzowi, który mógł poddać się jego sile lub z nią walczyć.

Po 30 minutach performansu tancerz znika. Zostaje tylko instalacja składająca się z protez, niewypełnionych niczym ciałem, porzuconych na podłodze, nadal złączonych linami z resztą mechanizmu. Jedynym śladem obecności ciała w tej przestrzeni są dźwięki zarejestrowane podczas performansu i fragmenty nagrań ruchów tancerza. Ten brak osoby jest dojmujący wobec obecności mechanizmu, który nadal niewzruszony zajmuje przestrzeń i objawia kruchość tego co indywidualne, wobec kontrolującego go systemu. Projekt Non-Body odebrałam przede wszystkim jako polityczny komentarz na temat funkcjonowania jednostki w społeczeństwie. Znajduje się ona w ciągłym napięciu między własną indywidualnością, a presją zbiorowości. 

By obejrzeć ostatnie prace zeszłyśmy z Dominiką Kluszczyk do podziemi. W ciemnym garażu podziemnym ustawiono dwie prace. Z jednej strony zaprezentowano instalację wideo autorstwa Jacka Zachodnego Oni/One, która choć odnosi się do wojny w Ukrainie, to stanowi uniwersalną opowieść o ludzkiej i zwierzęcej krzywdzie. W centrum instalacji Zachodny umieszcza człowieka – najpierw widzimy okrągły telebim, na którym wyświetla się nagranie nóg żołnierza stawiającego kroki na bieżni. Lewej stopy brakuje, zamiast niej jest mechaniczna proteza. Człowiek jest okaleczony i skrzywdzony, człowiek wywołuje wojny. Za telebimem, na drugim planie instalacja składa się z pudeł i krat, na które z rzutnika pada obraz psich uchodźców z wojny w Ukrainie, stłoczonych w zamknięciu i ujadających.

Po drugiej stronie, w ciemności sali umieszczono interaktywną instalację Humanizer brytyjskiego artysty Alexa Libertada. Praca Libertada to syntezator, który przetwarza na dźwięki spływające do niego na bieżąco z sieci, statystyki ludzkiego cierpienia, spowodowanego systemową krzywdą. Na małych kolorowych wyświetlaczach powoli przewijają się liczby: śmierci matek przy porodach, śmierci spowodowanych głodem czy zanieczyszczeniem rzek. Te liczby następnie zamieniają się w dźwięk, który miesza się z dochodzącym z drugiej strony sali ujadaniem psów skrzywdzonych wojną. Razem tworzą muzykę cierpienia, która ogarnia ciemny garaż podziemny.

Gdy wyszłyśmy na świeże powietrze, uświadomiłam sobie, że kuratorka  pokazała mi spektrum przeżyć ludzkości i jej istnienia na świecie. Na początku zetknęłam się z momentem nadziei w teraźniejszość i przyszłość, w harmonijnej zgodzie z naturą. Później zobaczyłam ciężką i często przegraną walkę człowieka z opresyjnym systemem. Na końcu zeszłam na sam dół, w otchłań bezkresu ludzkiego cierpienia i krzywdy jaka spotyka z ręki człowieka inne istnienia.

Doszłam do wniosku, że tę opowieść możemy odwrócić i zacząć od piwnicy, by na koniec dotrzeć do kompostownika – nośnika nadziei. Ścieżka zwiedzania jaką wyznaczyła Dominika Kluszczyk okazała się więc być dla mnie opowieścią o nadziei, jako strategii przetrwania niesprawiedliwości i cierpień obecnych w naszym świecie. 

Tekst: Kinga Skotnicka

Redakcja: Agnieszka Wójcińska