drukuj

Odesa mówi. Kraków milczy

Dziesiąta edycja „Międzynarodowego Festiwalu Literatury Odesa”, który rozpoczął się równo 3 lata od inwazji Rosji na Ukrainę, wybrzmiała ważnymi głosami i pustymi krzesłami. „Można palić książki, ale nie da się zniszczyć idei” – powiedział ambasador Niemiec, Viktor Elbling, na otwarciu festiwalu. Ale czy ktoś jeszcze słyszy te przesłania?

„Międzynarodowy Festiwal Literatury Odesa” to jedno z najważniejszych wydarzeń literackich Europy Środkowo-Wschodniej. Festiwal, który narodził się w Odessie, od czasu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku, przybrał formę objazdową. Po edycjach w Batumi (Gruzja) i Bukareszcie (Rumunia), jego tegoroczna odsłona znalazła swoją przystań w Krakowie. Kraków nie był wyborem przypadkowym – jako „Miasto Literatury UNESCO” to przestrzeń, w której literatura ma zarówno instytucjonalne wsparcie, jak i głęboko zakorzenioną tradycję.

Wydarzenia festiwalowe odbywały się od 22 do 28 lutego 2025 roku w Pałacu Potockich oraz w Muzeum Narodowym, przy wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Kontekst był wymowny. Inauguracja przypadła dokładnie 24 lutego, w trzecią rocznicę rosyjskiej agresji na Ukrainę. Tego dnia nie sposób było mówić o literaturze w oderwaniu od wojny i geopolityki.

Na pierwszy rzut oka mogło wydawać się nieoczywiste, że na otwarciu ukraińskiego festiwalu literackiego w polskim mieście, jako pierwsi przemawiają Niemcy – ambasador oraz pisarz. A jednak to właśnie oni nadali ton wydarzeniu. Jako pierwszy głos zabrał Viktor Elbling, ambasador Niemiec w Polsce. Choć festiwal nie jest wydarzeniem niemieckim, obecność dyplomaty miała szczególne znaczenie. W dniach 14–16 lutego w Monachium odbyła się Konferencja Bezpieczeństwa, poświęcona przyszłości Ukrainy. Obecność ambasadora w Krakowie można więc odczytać jako wyraz wsparcia nie tylko politycznego, lecz także kulturalnego. „Można bombardować muzea i palić książki, ale nie da się zniszczyć idei” – powiedział w swoim przemówieniu, podkreślając wagę kulturowego oporu i deklarując dalsze wsparcie dla ukraińskiej kultury.

Marko Martin, główny gość tegorocznej edycji festiwalu, to niemiecki eseista. Opisywany jest przez organizatorów festiwalu jako „ucieleśnienie pisarza zaangażowanego”, „niewygodny pisarz”, „obywatel świata”. Jego książki, takie jak „Schlafende Hunde” czy „Die Nacht von San Salvador”, portretują nonkonformistów w Ameryce Łacińskiej, Azji Południowo-Wschodniej i na Bliskim Wschodzie. W literackich dziennikach takich jak „Madiba Days”, „Die letzten Tage von Hongkong”, „Tel Aviv. Schatzkästchen und Nussschale” analizuje życie społeczne i polityczne w krajach dotkniętych dyktaturą. Jego najnowsza książka, „Und es geschieht jetzt. Jüdisches Leben nach dem 7. Oktober”, opisuje napięcie współczesnego świata po ataku Hamasu na Izrael w październiku 2023 roku.

Martin nie ogranicza się jednak do walki piórem, aktywnie zabiera głos w sprawach politycznych. Jest autorem otwartego listu do kanclerza Niemiec, wzywając do większego wsparcia dla Ukrainy. Podpisał także list potępiający milczenie niemieckich elit wobec masakry dokonanej przez Hamas w październiku 2023 roku, domagając się bardziej zdecydowanej postawy przeciwko odradzającemu się antysemityzmowi w Europie. Podczas uroczystości z okazji 35. rocznicy upadku Muru Berlińskiego wywołał skandal oskarżając byłego kanclerza Gerharda Schrödera o bycie „bliskim przyjacielem masowego mordercy Putina”, a prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera o wspieranie projektu Nord Stream, który jego zdaniem utorował drogę do agresji Rosji.

W swoim wystąpieniu na otwarciu festiwalu w Krakowie, zatytułowanym „O aktualności przestrogi ‘Mane, tekel, fares’, Martin nawiązał do biblijnej metafory zagłady, ostrzegając przed lekceważeniem doświadczeń Wschodu i ignorancją Zachodu wobec zagrożeń autorytaryzmu. „Różnica między intelektualistą zachodnim a wschodnim polega na tym, że ten pierwszy nigdy tak naprawdę nie dostał w mordę” – zacytował Czesława Miłosza, nadając ton wypowiedzi, która była równocześnie ostrzeżeniem i apelem: „Zachód musi przestać łudzić się, że jego demokracja jest niezniszczalna.”

Przemówienie Martina wybrzmiało jeszcze mocniej podczas poruszającego czytania utworów ukraińskich autorów, którzy zginęli w wyniku wojny m.in. Wiktorii Ameliny czy Maksyma Krywcowa. Ich teksty zaprezentowali Jurij Andruchowycz i Andrij Kurkow, czołowi przedstawiciele współczesnej literatury ukraińskiej oraz włoska pisarka Francesca Melandri. Wydarzenie miało wymiar nie tylko literacki, ale i żałobny, było formą symbolicznego upamiętnienia tych, którzy oddali życie za wolność.

Krakowska edycja festiwalu objęła aż 25 wydarzeń – spotkań autorskich, debat, paneli dyskusyjnych i czytań z udziałem pisarzy, tłumaczy i intelektualistów z całej Europy. Mówiono o roli literatury w czasie wojny, o relacjach Wschód–Zachód, o wolności słowa i zagrożeniach dla demokracji. Z perspektywy programu to była edycja bogata, aktualna i wielowarstwowa.

Zabrakło tylko jednego – publiczności. Choć wydarzenia były tłumaczone symultanicznie, a program miał międzynarodowy charakter, publiczność stanowili głównie zaproszeni goście czy organizatorzy. Zewnętrzny odbiorca prawie się nie pojawił. Festiwal zakończył się w tonie szczególnie gorzkim, kiedy światowe media obiegły relacje ze spotkania prezydenta Ukrainy z Donaldem Trumpem. Prezydent USA oskarżył Wołodymyra Zełenskiego o „igranie z trzecią wojną światową”, a także o niewdzięczność wobec Stanów Zjednoczonych, co doprowadziło do zerwania rozmów oraz wstrzymania pomocy militarnej Ukrainie. Na tle takich słów wypowiedzianych w świetle kamer festiwalowy apel o solidarność wybrzmiał jeszcze bardziej w próżni. Tegoroczna edycja nie była świętem literatury. Była politycznym apelem – o pamięć, o uważność, o reakcję. Ale apel ten odbijał się od ścian pustych sal. I niestety, to nie pierwszy raz, kiedy głos Europy Wschodniej tonie w ciszy.

Autorka: Teresa Kulej

Redakcja: Agnieszka Wójcińska