Między dramatem a dekoracją
„Salome” w reżyserii Romualda Wiczy-Pokojskiego, wystawiona 11 lipca 2025 roku w Operze Leśnej w Sopocie w ramach Baltic Opera Festival, opowiada o obsesji i przemocy, ale sięga też po obrazy uchodźstwa i wojny. Czy jednak to wciąż komentarz do rzeczywistości – czy już tylko estetyzacja cierpienia?
Trzecia edycja Baltic Opera Festival przyciągnęła do Trójmiasta miłośników opery. W tym roku odbywał się pod hasłem: „Dokąd zmierzasz, Człowieku? Dokąd zmierzasz, Ziemio…?” – pytaniem boleśnie aktualnym w świecie geopolitycznych kryzysów i narastających konfliktów. Przestrzenie festiwalowe, od otoczonej lasem Opery Leśnej w Sopocie, po surowe, postindustrialne tereny 100czni w Gdańsku stały się scenami nie tylko dla sztuki, lecz także dla refleksji nad kondycją współczesnego człowieka i światem, w którym żyje. W programie znalazły się m.in. „Pasja według św. Łukasza” Krzysztofa Pendereckiego, „Podróż zimowa” Franza Schuberta, a także „Salome” Richarda Straussa, w reżyserii Romualda Wiczy-Pokojskiego.
Od swojej premiery w Dreźnie w 1905 roku „Salome” była wielokrotnie cenzurowana, bojkotowana, a nawet zakazywana. Oparta na dramacie Oscara Wilde’a, porusza tematy tabu: obsesyjnej seksualności, kazirodstwa, bluźnierstwa, religijnej przemocy i nekrofilii. Opera opowiada historię tytułowej księżniczki Salome (w tej roli amerykańska sopranistka Jennifer Holloway), która podczas uczty w pałacu swojego przybranego ojca, króla Heroda (Gerhard Siegel), słyszy głos proroka Jana Chrzciciela (Oleksandr Pushniak), więzionego w pałacowych lochach. Ogarnia ją obsesyjna fascynacja tajemniczym mężczyzną. Jan Chrzciciel, wierny swojej wierze, stanowczo odrzuca jej zaloty. Upokorzona, lecz zdeterminowana, by zdobyć to, czego nie może mieć, Salome postanawia posiąść proroka za wszelką cenę. Wykonując przed Herodem zmysłowy taniec wydobywa z niego obietnicę spełnienia każdego życzenia i żąda głowy Jana Chrzciciela.
Scenografia „Salome” w Operze Leśnej w Sopocie, stworzona przez Borisa Kudličkę, zapadła mi w pamięć najmocniej, jako zachwycający przykład tego, jak natura i nowoczesna technologia mogą współtworzyć przestrzeń operowego dramatu. Sama Opera Leśna, plenerowa scena pomiędzy sopockimi wzgórzami i drzewami, jest przestrzenią o niezwykłym potencjale akustycznym i symbolicznym. Tu scenografia nie musiała kreować natury, mogła z niej korzystać. Tłem spektaklu był więc sam las, ciemny, gęsty, otaczający widzów ze wszystkich stron. To on budował aurę niepokoju i osaczenia. Na scenie oglądamy dwa kontrastujące światy. U góry świat pałacu: tron, złote meble, bogactwo. To przestrzeń władzy, pożądania i iluzji. Nad nią unosił się biały, przezroczysty klosz – chłodna, sterylna kapsuła, będąca symbolicznym pokojem Salome. Tam, zawieszona ponad sceną jak w akwarium, obserwowana i izolowana, bohaterka żyje z dala od polityki i przemocy, ale jednocześnie w ich centrum. Bliżej widowni zupełnie inny świat: współczesny krajobraz konfliktu. Z jednej strony sceny umieszczono obóz uchodźców granych przez wolontariuszy Puckiego Hospicjum, z drugiej grupę żołnierzy. Zasieki z drutu kolczastego dopełniały obrazu świata w stanie oblężenia.
Jednak scenografia, choć imponująca wizualnie, prowokowała pytania o granice symbolu i jego znaczenie. Nie do końca zrozumiała była dla mnie decyzja o przedstawieniu biblijnych hebrajczyków jako współczesnych izraelskich żołnierzy. Na scenie widzimy bowiem postacie wyraźnie stylizowane na dzisiejsze siły zbrojne Izraela, z modlitewnymi szalami i wojskowymi mundurami. W tym pejzażu pojawiają się także uchodźcy – milczący, nieobecni dramaturgicznie, pełniąc funkcję niemal dekoracyjną. Można to oczywiście odczytywać jako celowy gest – tło dla dramatów bogatych i wpływowych. Ale jeśli to sugestia, że spektakl nawiązuje do aktualnego konfliktu w Palestynie, dlaczego nie zostaje to wyraźniej rozwinięte?
Decyzję o takiej inscenizacji, wyraźnym podziale sceny na dwa światy, z obecnością żołnierzy i uchodźczego obozu, reżyser Romuald Wicza-Pokojski tłumaczył ideą przewodnią festiwalu. - Motywem przewodnim festiwalu jest samotność, ale także fakt, że wszyscy w jakimś sensie jesteśmy uchodźcami. To poszukiwanie tożsamości, niezależnie od miejsca, z którego pochodzimy – mówił w wywiadzie dla „Orfeo” Fundacji im. Bugusława Kaczyńskiego. Ale czy naprawdę wszyscy jesteśmy uchodźcami? Czy sprowadzenie tego doświadczenia do metafory duchowej podróży nie trywializuje realnego cierpienia tych, którzy muszą uciekać przed wojną, zostawiając za sobą dom, bliskich, całe życie? Szczególnie, że według danych ogłoszonych przez London School of Hygiene & Tropical Medicine liczba zabitych mieszkańców Gazy mogła przekroczyć 60 tys., co oznacza, że wskutek przemocy zginęło tam ok. 3% ludności Strefy Gazy – z czego 59% stanowiły kobiety, dzieci i osoby starsze… Z kolei International Rescue Committee alarmuje, że ponad 90% domów w Strefie zostało zniszczonych lub uszkodzonych, a ponad milion Palestyńczyków cierpi z powodu głodu i poważnych braków sanitarnych. Dodatkowo, rząd Izraela wielokrotnie blokował dopływ pomocy humanitarnej, mimo obowiązku ułatwiania jej dostaw, wynikającego z międzynarodowego prawa humanitarnego.
W przypadku „Salome”, opery o władzy, obsesji, przemocy i pożądaniu współczesne odniesienia nie tyle wzmacniają jej przekaz, co go rozmywają. I tu pojawia się pytanie: czy rzeczywiście potrzebujemy na scenie obrazów współczesnych tragedii, jeśli nie towarzyszy im konkretna treść? Pałac Heroda sam w sobie jest potężnym symbolem władzy i przemocy. Czy naprawdę potrzebuje dopełnienia w postaci uchodźczego obozu i wojskowych rekwizytów, by jego przesłanie było czytelne? A jeśli już sięgamy po tak mocne znaki, to czy nie powinniśmy traktować ich poważniej, a nie tylko jako estetyczne tło?
Festiwal odbywał się w dniach 10-16 lipca 2025. Wystawienie opery było możliwe dzięki finansowemu wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.
Autorka: Teresa Kulej
Redaktorka: Agnieszka Wójcińska