drukuj

Awangarda, która nie traci głosu

W przedostatni weekend września warszawskie kino Iluzjon przeniosło widzów w świat czarno białej kinematografii. W ramach trzeciej edycji Sounds of Silents miłośnicy wielkiego ekranu mogli obejrzeć dwa pełnometrażowe filmy nieme z muzyką na żywo. Wieczór otworzyła „Moja babcia” niezwykła historia o śmiechu jako najsilniejszym narzędziu walki z niesprawiedliwym systemem.

Jedno z ostatnich ciepłych wrześniowych popołudni stało się prawdziwą gratką dla miłośników kina niecodziennego i undergroundowego. W ramach trzeciego cyklu Sounds of Silents im. Anny Sienkiewicz-Rogowskiej w warszawskim kinie Iluzjon zaprezentowano dwa pełnometrażowe filmy nieme. Ich projekcję poprzedzały prelekcje ekspertów
i organizatorek wydarzenia, Sióstr Archeo oraz Fundacji Futurospekcja. Każdemu pokazowi towarzyszyła muzyka na żywo, Mustelide i Hainbacha, którzy z ciszy wydobyli niesamowite brzmienia.

Jako pierwszy wyświetlono gruziński film Moja babcia (oryg. Chemi Bebia) w reżyserii Kote Mikaberdzie wyprodukowany w 1929 roku. Fabuła jest prosta: pewien urzędnik odkrywa że został zwolniony, i w desperacji próbuje ukryć to przed swoją wyjątkowo ekspresyjną
i uczuciową żoną. Szybko podejmuje działania, które mają pomóc mu odzyskać prace, wiedząc, że w realiach zbiurokratyzowanego i skorumpowanego świata jedyną opcją jest zdobycie wpływowego protektora, którego polecenie otworzy mu drogę do upragnionej posady.

Film Moja babcia, szybko po powstaniu stał się celem cenzury, która pod koniec lat 20. ubiegłego wieku zaostrzała się w Związku Radzieckim. Debiut Mikaberdzie długo pozostał ukryty i został okrzyknięty antyradzieckim.

Projekcje poprzedził wykład Nino Dzandzawe – badaczki specjalizującej się w gruzińskim filmie i wczesnej fotografii, której zainteresowania naukowe sięgają kolonialnego dziedzictwa wizualnej kultury Gruzji. Dzięki jej prelekcji widz mógł zrozumieć szerszy kontekst artystyczny i historyczny filmu. To, co najbardziej zapadło mi w pamięć to sposób w jaki prelegentka budowała napięcie. Z każdą minutą i kolejną dawką informacji coraz bardziej chciało się zobaczyć tak ciekawie zapowiadane dzieło. Jak podkreśliła Dzandzawe, Moja babcia to nie tylko obraz wyśmiewający biurokratyczne i skorumpowane społeczeństwo. To przede wszystkim prawdziwa gratka dla fanów kina i tych zainteresowanych możliwościami ekspresji filmowej.

Dzieło Mikaberdzie charakteryzuje ostry montaż i język, groteskowość, oniryczność
i wprowadzanie elementów fantastycznych, takich jak np. lalki wyśmiewające się z ludzi, czy umiejętność latania po balustradzie schodów. Wszystko to sprawia, że debiutanckie dzieło gruzińskiego reżysera nie traci swojej oryginalności, a wręcz wpisuje się w nowoczesny nurt kina. Zamknięte przestrzenie, ekspresyjność twarzy bohaterów i ich ruchów, poczucie zagubienia w labiryncie bezdusznego systemu nie mogły nie przywieść na myśl literatury
i estetyki jaką stworzył pisarz Franz Kafka. Choć podczas prelekcji nazwisko pisarza nie padło, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że pierwsze lata XX wieku to czas kafkowski, czas winy niezawinionej i uwikłania człowieka w świat papierów, zasad i hierarchii.

Towarzysząca projekcji muzyka artystki o pseudonimie Mustelide, wzbogaciła film o kolejne niezapomniane efekty. Prawdziwemu szaleństwu akompaniowała ona wręcz kosmicznie. Jak opisują to organizatorki wydarzenia, performerka chciała nie tylko dodać do dzieła zupełnie nową ścieżkę dźwiękową, ale również przepisać je w kobiecy, bardziej ironiczny sposób. Poprzez syntezatory i muzykę na skraju brzmień klubowych i eksperymentalnych muzyczka połączyła niemal stuletni obraz z teraźniejszością. Uważam, że jej cel – rozprawienie się
z patriarchalną biurokracją w sposób bardziej kobiecy
– został osiągnięty. Dzięki akompaniamentowi to żona głównego bohatera wyłania się na pierwszy plan. Gra Mustelide, pełna niepokoju i chaosu, podkreślała emocjonalną charakterystykę bohaterki, jej wymowne gesty oraz taneczne ruchy. Miałam wrażenie, że zarówno żona, jak i córka bohatera, jako jedyne bohaterki tego filmu tańczyły szaleńczo, całą sobą, zupełnie jakby słyszały muzykę kompozytorki, czuły ją i w ten sposób stawiały opór męskiemu światu, w którym przyszło im żyć.

Organizatorzy cyklu przed projekcją Mojej babci, postanowili dodatkowo zaprezentować dwie krótkometrażowe produkcje. Pierwszą z nich był Nowy wentylator (oryg. Ventilateur brevetè)
z roku 1911, francuski film nieznanego reżysera. Drugą Czarownica i rowerzysta (oryg. Heksen og cyclistem), duński film w reżyserii Viggo Larsena z 1909. Ich pokazy odbywały się również przy akompaniamencie muzyki Mustelide. Oba obrazy zostały odnalezione
i zdygitalizowane z zachowanych w archiwach taśm. Jak wspominały członkinie kolektywu Siostry Archeo wybór tych dwóch krótkometrażówek nie był przypadkowy, chciały, aby pierwszą część pokazu zdominowały kobiety waleczne, emocjonalne, na skraju wytrzymałości, histeryczki i wiedźmy. Prócz feministycznego aspektu, oba filmy prezentowały nowoczesne wykorzystanie technik z początków kina, także ukazały fascynację ówczesnych ludzi nowymi technologiami takimi jak np. rower. Krótkometrażówki okazały się świetnym wprowadzeniem w świat kina niemego, dla ciągle nieprzekonanych, takich jak ja, którym tego typu filmy zawsze kojarzyły się z nudą.

Film Moja babcia udowodnił natomiast, że śmiech i swobodna ekspresja ciała mogą być także formą oporu wobec niesprawiedliwego świata. Jak wspomniała podczas prelekcji Nino Dzandzawe, filmy takie jak ten, przypominają nam, współczesnym widzom, że celebrowanie historii kinematografii nie sprowadza się tylko do odwiedzania kin. To przede wszystkim docenienie wolności, która daje nam szanse do rozmów i swobodnych dyskusji.

3. Sounds of Silents było współfinansowane ze środków Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej i odbyło się w Warszawie w dniach od 17 do 21 września.

Autorka: Aleksandra Kozarska

Redakcja: Agnieszka Wójcińska