drukuj

Szlaki nieodkryte – o poszukiwaniach żydowskiego Breslau

Co mówią o nas rzeczy? Czy w dobie przesytu przedmiotami stanowią jakąkolwiek wartość? Co opowiedzą o nas za sto lat? Wystawa „Odkładając rzeczy na miejsce” to klamra, zamykająca poszukiwania historii przedwojennych mieszkańców Breslau. Inicjatywa zdaje się jednak otwierać jeszcze więcej ścieżek. Przede wszystkim skłania do nieustannego poszukiwania własnych korzeni.

Zaczęło się od pudełka na cygara, pozornie niepotrzebnego artefaktu. Przedmiot należał do Heinricha Tischlera, malarza i architekta, absolwenta Akademii Sztuk Pięknych w Breslau. To jego żona, Else Tischler, w momencie okupacji i przymusowej ucieczki z miasta, oprócz najpotrzebniejszych przedmiotów, zabrała ze sobą także pudełko po cygarach, które przetrwało niemalże wiek, by wrócić do Wrocławia. Powrót przedmiotu do miasta stał się punktem wyjścia wystawy „Odkładając rzeczy na miejsce”, która została otwarta 29 maja w Galerii Op Enheim na wrocławskim Placu Solnym. Projekt jest wynikiem współpracy galerii i Fundacji Urban Memory, która bada żydowską historię stolicy Dolnego Śląska. Celem projektu było odnalezienie korzeni tkanki miejskiej i szukanie Breslau nie jako punktu na mapie, a idei, za którą stoją ludzie. Inicjatywa nie udałaby się, gdyby nie zaangażowanie krewnych dawnych Breslauerów. Wnukowie i prawnukowie rodzin Haddów, Freundów, Herzów, Tischlerów, Zadików, Falków, Sklarzów, Peritzów i innych przekazali muzeum pamiątki po swoich przodkach. Członkowie rodzin, którzy przybyli z USA, Anglii, Szwecji czy Belgii mówili o poznawaniu własnej historii na nowo.

„Nie chodzi o wypełnienie pustki po Breslau, którego nie ma. Chodzi o stworzenie nowej definicji miasta. Łatwo mówi się o tym, co poniemieckie, ale czas mówić także o tym, co we Wrocławiu pożydowskie” wskazywała dr Małgorzata Stolarska – Fronia, kuratorka wystawy. Organizatorzy wydarzeniadodali, że projekt jest wypadkową kontaktów i przypadków, które pozwoliły stworzyć przekrojową historię ważnej części miasta. Siłę pamięci wyznaczają zwykłe przedmioty, niosące ludzkie DNA i osobiste wspomnienia. „Else Tischler i pudełko cygar przeczą ekonomii pakowania i pragmatyzmowi w obliczu zagrożenia” powiedziała kuratorka. Wystawa składa się z kilku części: sekcji dotyczących religii, migracji, obrzędów czy czasu wolnego. Dzięki rzeczom osobistym udało się odtworzyć namiastkę codziennego życia Żydów, zamieszkujących Breslau przed II wojną światową. Eksponatom towarzyszą także osobiste opowieści członków rodzin, którzy odnaleźli historie swojej rodziny we Wrocławiu. To jednak nie wszystko. Dodatkową wartość stanowi także interwencja artystyczna Anny Schapiro, berlińskiej artystki, która zajmuje się tematyką Holocaustu. – Nie jest to moja pierwsza wizyta w Polsce. Wcześniej współpracowałam z aktywistami w Krakowie i Lublinie. Wchodzenie w obce społeczności jest niesamowitym doznaniem – opowiadała artystka na otwarciu.

Na wystawie znalazły się eksponaty z Europy, ale i Ameryki. Łącznie, organizatorom wystawy udało się sprowadzić do Wrocławia ponad sto przedmiotów. Przedmioty wyznaczają historię i topografię miasta, tworząc oś chronologiczną dawnego Breslau i okolic.

Przedmioty codziennego użytku spotykają się z wyjątkowymi pamiątkami, takimi jak srebrna tiara oraz broszka z 1892 roku. Na wystawę przywędrowała aż ze Stanów Zjednoczonych. Biżuteria należała do Wilhelma Freunda i jego małżonki Clary, przodków Stephena i Donalda Falków, którzy stali się współzałożycielami Fundacji Urban Memory. Tiara i broszka zostały wykonane ponad wiek temu z okazji srebrnej rocznicy ślubu małżonków Freund. Następne pokolenia przejęły tradycję i podczas dziesiątej oraz dwudziestej piątej rocznicy zakładają ozdoby.

Ogromną wartością samej ekspozycji jest forma audio i video, w którą zaangażowali się wnukowie, prawnukowie i bliscy byłych mieszkańców miasta. W krótkich filmach opowiadali o swojej relacji z Breslau, odnajdowaniu śladów krewnych, np.: grobów dziadków. Całości dopełniają instalacje artystyczne wykonane przez Schapiro. Artystka zainspirowana kilimem, czyli dekoracyjną tkaniną, prezentowaną na wystawie, stworzyła kolekcję kolorowych materiałów, inspirowanych dziedzictwem żydowskim.

   Siła przedmiotów codziennego użytku jest zniewalająca, ale wyeksponowanie jej przez twórców wystawy zasługuje na absolutny podziw. Efekt jest zdecydowanie wynikiem ogromnej determinacji i chęci ochrony zagubionego dziedzictwa. Na próżno szukać wystawy, która łączyłaby tak osobiste historie z kunsztem i zmysłem kuratorskim. Nie sztuką jest sprowadzić przedmioty, jeśli nie ukaże się ich głębi – a to z pewnością udało się organizatorom wystawy. Dodatkowo należy wspomnieć o skrupulatnym skatalogowaniu eksponatów – dokładnych opisach, informacyjnych planszach i zmyślnej topografii wystawy. I w istocie, opuszczając wystawę myśli się o rzeczach. Nie tylko tych, które zabrali ze sobą Żydzi, ale o tych, którzy pozostawili nasi przodkowie i tych, które my zostawimy po sobie. Od kilku dni pytam siebie samą – co zostawię, kto będzie musiał to później odłożyć i na jakie miejsce? Wystawa w Galerii Op Enheim to must see tego lata.

Wystawa „Odkładając rzeczy na miejsce” zorganizowana została przez Galerię Op Enheim oraz Fundację Urban Memory. Wydarzenie zostało dofinansowane przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. Będzie można ją zobaczyć do 29 września.

Tekst: Marta Kot

Redakcja: Agnieszka Soszka-Wójcińska