drukuj

Szła sztuka na zachód

„Wojna zepsuła nas do wszystkiego”. Tak 90 lat temu pisał Remarque. Miał na myśli żołnierzy. Co jednak z artystami? Czy w czasach pełnoskalowego konfliktu jest jeszcze miejsce na sztukę? I, jak i gdzie ją uprawiać w sytuacji, kiedy nasz dom może lec w gruzach w każdej chwili?

Wojna nie sprzyja zawodom twórczym. Z Ukrainy mnóstwo malarzy, muzyków i pisarzy musi uciekać z powodu walk i braku możliwości zarobku w trakcie stanu nadzwyczajnego. Problemem artystek z tego kraju, zajął się Instytut Goethego w trakcie debaty „Ukraińskie artystki-uchodźczynie na polskim rynku pracy”. Odbyła się ona 31 maja, a moderowała ją Oleksandra Iwaniuk, wykładowczyni wydziału Artes Liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Ukraińskie artystki  reprezentowały Nadia Mir - nauczycielka akademicka i malarka, oraz Olena Kusznerko – plastyczka, ilustratorka, a także twórczyni charakterystycznych lalek w ukraińskich strojach ludowych. W spotkaniu udział wzięły także Monika Szewczyk – dyrektorka i kuratorka kolekcji Galerii Arsenał w Białymstoku, Michalina Sablik - historyczka sztuki i pracownica Staromiejskiego Domu Kultury w Warszawie oraz Hannah Brennhäuser, konsultantka ds. Partnerstwa Wschodniego i programów specjalnych w Goethe-Institut Ukraina.

Główna oś spotkania oscylowała wokół porównywania doświadczeń uczestniczek, które warto tu przytoczyć. Zacznijmy od doświadczeń Nadii Mir. Nie jest to prawdziwe nazwisko, a pseudonim artystyczny, który, tłumacząc z języka ukraińskiego, oznacza „Nadzieję, świat i pokój”. Przed wojną Mir była wykładowczynią w charkowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Miasto jednak już w marcu zeszłego roku stało się linią frontu. Pierwsze tygodnie wojny spędziła w metrze obawiając się ciągłych rosyjskich bombardowań. Potem uciekła do Polski, gdzie pomaga innym ukraińskim uchodźcom, prowadząc charytatywnie warsztaty z rysunku dla ukraińskim matek, dzieci i młodzieży. Jak mówi „Dla dużej ilości osób rysowanie jest sposobem na przetrwanie tragedii”. Oprócz tego prowadzi zajęcia dla Polaków. Cały czas wykłada też na Akademii, gdzie zajęcia z oczywistych powodów odbywają się w trybie zdalnym.

Dla Oleny Iwaniuk, drugiej z ukraińskich artystek, sztuka była przed wojną głównie pasją. Jak sama przyznała, trudno jej było wyżyć z malowania, rysowania i rzeźbienia. Pracowała więc zarobkowo w fabrykach i sklepach. W maju rok temu przyjechała do Warszawy. Do dziś nie potrafi się tu odnaleźć. Nauka polskiego stanowi dla niej duży problem. Uczy się jednak i z dumą przyznała, że posiada już poziom A1. Po przyjeździe do Warszawy praktycznie od razu zaangażowała się w pracę zawodową. Próbowała też pomóc innym znajdującym się w podobnej sytuacji. Jej głównym marzeniem jest zorganizowanie wystawy, złożonej z tworzonych przez nią lalek w tradycyjnych, ukraińskich strojach. Nie jest to jednak takie łatwe.

Monika Szewczyk, która od 2005 roku, tj. od czasu tzw. „pomarańczowej rewolucji zdążyła zorganizować serie wystaw i warsztatów z artystami z Ukrainy, Białorusi, Armenii, Gruzji, Azerbejdżanu i innych krajów byłego ZSRR, podkreślała, że dziś pomoc ukraińskim artystom jest bardzo trudnym zadaniem. Sytuacja finansowa większości polskich galerii sztuki jest tragiczna. Mało kto z Polaków zajmujących się sztuką pracuje na etat. Dla uchodźców, którzy przyjeżdżają do kraju nad Wisłą w poszukiwaniu stabilizacji nie są to wymarzone warunki. Według Szewczyk, po prostu brak jest środków, żeby zapewnić stałość komukolwiek ze środowisk artystycznych.

Nie oznacza to jednak, że brak jest inicjatyw pomocowych dla uciekających przed wojną. Jak opowiadała Michalina Sablik, Staromiejski Dom Kultury zapewniał przyjeżdzającym do Polski uchodźcom-artystom stypendia, kursy polskiego, a także zarobek, wydając polskie tłumaczenia ukraińskiej poezji lub przedstawiając wystawy twórczości zabużańskich malarzy.

Pomoc oferowana jest również przez Niemców. Goethe Institut Ukraina wydaje mnóstwo pieniędzy na programy wspierające finansowo ukraińskich twórców. Problemem według Hanny Brennhäuser jest jednak spadające lawinowo zainteresowanie wojną. Przez to datki oferowane przez osoby fizyczne są coraz mniejsze. Doprowadza to do sytuacji, w której jedynie duże instytucje mogą sobie pozwolić na tego typu działalność charytatywną.

Z całości dyskusji nie wynikał jednak żaden konkretny wniosek. Jest to smutne, bo wojna na Ukrainie jest bardzo ważnym wydarzeniem, zasługującym na głębokie refleksje. O konflikcie za naszą wschodnią granicą nie wolno przecież zapominać, przechodząc nad nim do porządku dziennego. Są to historie prawdziwych ludzi, którzy przeżywali i cały czas przeżywają realne tragedie. Spotkania takie jak „Ukraińskie artystki-uchodźczynie na polskim rynku pracy” pomagają nam  to sobie uzmysłowić, jednak aby waga takich debat w pełni wybrzmiała, potrzeba puenty i wyraźnych haseł, których tutaj niestety zabrakło.

Michał Szarek