Zagubiona grzybiarka i wiadomość ze Lwowa, czyli Günter Grass łączący tożsamości
Łatwo dajemy wciągać się w nie nasze gry, które po pewnym czasie stają się naszymi grami. Bardzo często odpowiadamy za udział w nich przez całe późniejsze życie…- mówi prof. Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk, literaturoznawczyni, germanistka, nauczycielka akademicka, pomysłodawczyni i współorganizatorka „Gdańskich Grassowań 2022”.
Czego jako naukowczynię, literaturoznawczynię nauczył panią Günter Grass?
To długa historia. Na podstawie jego twórczości napisałam pierwszą pracę semestralną na studiach. Dotyczyła obrazu Gdańska w powieściach „Blaszany bębenek” Grassa oraz „Weiser Dawidek” Pawła Huellego. Druga z książek ukazała się w roku, w którym rozpoczęłam naukę w IX Liceum w Gdańsku i właśnie w okolicach szkoły toczyła się akcja tej książki. Byłam nią zachwycona. Nie odnalazłam jednak w niej doświadczenia ani mojej kaszubskiej rodziny, ani babci o polsko-niemieckich korzeniach. Odkryłam je dopiero w „Blaszanym bębenku”.
Szczególnie ważne jest dla mnie to, że Grass scalił nie tylko makronarracje narodowe – niemiecką i polską, ale również narracje przeciw-pamięci – żydowską i kaszubską. Artysta ten pokazał, jak z różnych perspektyw można jednocześnie patrzeć choćby na Gdańsk. Cały czas uczy mnie tego pluralizmu spojrzeń.
Mówiąc o Grassie, zwraca pani uwagę na Gdańsk. Większości z nas to połączenie kojarzy się jedynie z ławeczką na placu Wybickiego. Jakie trzy miejsca w Gdańsku są szczególnie związane z tym pisarzem?
Z pewnością ulica Lelewela, gdzie dorastał i do której wracał w kolejnych powieściach. Po drugie trójkąt Bysewo-Matarnia-Firoga, wsi leżących obecnie w granicach Gdańska, skąd pochodziła kaszubska rodzina Grassa i Anna Koljaiczkowa – kaszubska babcia Oskara Matzeratha. Moim zdaniem, szczególnym miejscem jest również Zbrojownia, gdzie Sigismund Markus, bohater „Blaszanego bębenka” prowadził sklep z zabawkami, w którym zaopatrywał małego Oskara Matzeratha w kolejne instrumenty.
95 urodziny pisarza obchodzone były w Gdańsku w wyjątkowy sposób. Z tej okazji odbyły się „Gdańskie Grassowania 2022”, które pani współtworzyła. Co było celem tej uroczystości?
Dla wszystkich organizatorów, a wydarzenie połączyło niemal 30 podmiotów działających na styku nauki i kultury, ważne było, by nie tylko przywołać nazwisko autora i odnieść się do jego twórczości, ale też odczytać ją na nowo i pokazać, jak rezonuje w różnych kręgach gdańszczan. Chcieliśmy więc pójść o krok dalej, zwrócić uwagę na dialogi Güntera Grassa z różnymi aspektami życia miasta (np. architekturą i sztuką Gdańska, historią ruchu Solidarność, dziedzictwem kulinarnym Gdańska i Pomorza, kaszubską i żydowską przeszłością miasta), jak również dialogi różnych grup związanych z Gdańskiem z jego twórczością – powojennych pisarzy, artystów sztuk wizualnych i rozproszonych po świecie w wyniku Holokaustu żydowskich gdańszczan.
Wydarzenie trwało kilkanaście dni. Program był naprawdę imponujący. Odbyła się konferencja, spotkania, pokazy filmów, spektakle, spacery, ukazał się przewodnik literacki. Ciekawi mnie, ile trwały przygotowania do „Grassowań”?
1,5 roku temu zaczęłam rozmawiać o tym z różnymi osobami. Przede wszystkim z rektorem Uniwersytetu Gdańskiego, który od razu podjął temat, dał patronat i wsparcie. I tyle czasu zajęło dopięcie wszystkiego na ostatni guzik.
Co podczas organizacji i samego wydarzenia było dla państwa największym zaskoczeniem?
Było ich wiele, jednak przywołam sytuację, która zainspirować może do napisania thrillera. W ramach objazdu studyjnego „Grassa literackie gry z przeciw-pamięcią. Wokół kaszubskiej motywiki” , wybraliśmy się z uczestnikami konferencji na Kaszuby. W planie znajdowało się grzybobranie. Günter Grass przyjeżdżając do Gdańska, wybierał się również na te tereny i regularnie zbierał tam grzyby. To jedna z jego pasji i powracający motyw w jego twórczości. Razem z gośćmi zatrzymaliśmy się w lasach pod Wieżycą. Ustaliliśmy, że za 15 minut spotykamy się przy autokarze. Gdy wskazany czas upłynął, wsiedliśmy do autobusu. Byliśmy pewni, że znajdują się w nim wszyscy, dlatego ruszyliśmy w dalszą drogę. Gdy odjechaliśmy niecały kilometr, okazało się, że… jednej z koleżanek nie ma z nami. Tamtejsza droga była bardzo wąska, nie było więc możliwości zawrócenia tak dużym pojazdem.
Mam nadzieję, że udało znaleźć się zagubioną grzybiarkę?
Tak, dwie koleżanki wróciły pieszo na miejsce postoju autobusu. Uczestniczka ze Lwowa odnalazła się i… nazbierała najwięcej grzybów! Oczywiście, żeby znaleźć grzyby, trzeba umieć odłączyć się od grupy, a nie – iść całym stadem…
Bardzo ważnym momentem, podczas „Gdańskich Grassowań”, była dla mnie konferencja i referat dr Sofyi Wareckiej ze Lwowa, która porównywała twórczość i działalność zaangażowanych pisarzy − Güntera Grassa i Serhija Żadana. To było bardzo aktualne. Jej wykład pokazywał moc, siłę literatury. To, jak ona może wpływać na świat i na nas.
To fantastyczne, że pojawiły się na tym wydarzeniu także osoby z Ukrainy. Myślę, że to ważny symbol polsko-ukraińskiej solidarności w tym trudnym czasie.
Przyznam się, że gdyby nie e-mail od dr Wareckiej właśnie, być może nie doszłoby do konferencji „Günter Grass. Dialogi i konfrontacje interkulturowe”. W lutym razem z dr Martą Turską rozpoczęłyśmy intensywne przygotowania do niej. Po wybuchu wojny w Ukrainie stwierdziłyśmy jednak, że organizowanie spotkań naukowych w obecnej sytuacji jest bezsensowne. Byłyśmy zgodne, że to nie było wtedy ważne, bo należało skoncentrować się przede wszystkim na pomocy Ukrainie. I wtedy nadeszło zgłoszenie ze Lwowa. Ono zmobilizowało nas do dalszej pracy. Skoro we Lwowie w czasie wojny ktoś myśli o konferencji, która ma się odbyć za kilka miesięcy, to znaczy, że i my nie możemy zaprzestać działania.
Wydaje mi się, że do twórczości Grassa trzeba dorosnąć i analizować ją bardzo dojrzale, chociażby przez wzgląd na trudną, często bolesną historię i interkulturowość. Wiem jednak, że poszczególne punkty wydarzenia były zwrócone także do dzieci, młodzieży i studentów.
Gra terenowa i wystawa plenerowa cieszyły się największym zainteresowaniem ze strony tej grupy. Również spektakl „Zaklęte w Jantarze” dwukrotnie zapełnił salę teatralną uczniami szkół średnich..
Tak naprawdę, twórczość Grassa można odczytywać jako obrachunki z własnym zaczadzeniem ideologicznym młodego człowieka, który za sprawą dorosłych dał wciągnąć się w świat wielkiej historii. Grass podkreślał przecież, że był zapalonym członkiem Hitlerjugend, a w starszym wieku wyznał publicznie, że jako siedemnastolatek został zaciągnięty do Waffen-SS i w ostatnich miesiącach wojny walczył na froncie. Po II wojnie światowej musiał nie tylko zweryfikować to, co działo się dookoła niego, w tym dorosłym świecie, ale też poddać refleksji własną postawę. Musiał odnieść się do kwestii winy i wstydu swojego pokolenia, które jako małoletnie zostało wciągnięte w wir wojny.
Czego zatem mogą nauczyć się od niego młodzi ludzie?
Tego, jak łatwo dajemy wciągać się w nie nasze gry, które po pewnym czasie stają się naszymi grami. Bardzo często odpowiadamy za udział w nich przez całe późniejsze życie…
Nina Więcławska