drukuj

Od śmierci do życia

Przed II wojną światową w Aleksandrowie Kujawskim stanowili 10% ogółu mieszkańców. W Łowiczu – 23%. W Krośniewicach – 30%. W Nowym Dworze Mazowieckim – 46%. Wysiedleni ze swoich domów, pędzeni lub przewożeni do warszawskiego getta, Żydzi i Żydówki tracili nie tylko swój dobytek, ale też swoją tożsamość, stając się bezimiennymi uchodźcami i uchodźczyniami. Wystawa „Przesiedleni” i Marsz Pamięci mają im ją przywrócić.

Jest 22 lipca, upał. Tłum gromadzi się na Umschlagplatz w Warszawie. Wokół głównie starsze osoby. Pan z chodzikiem z trudem wysiada z tramwaju, a potem powoli przesuwa się wzdłuż ulicy Stawki. To stąd ruszy tegoroczny Marsz Pamięci, który ma przypomnieć o „Grossaktion", czyli wielkiej deportacji Żydów i Żydówek do obozu zagłady w Treblince.

Stoję w słońcu i słucham świadectwa Aleksandry Kaniuki, która podczas wojny jako dziecko musiała opuścić Warszawę i wróciła do swojego rodzinnego miasta dopiero w 1949 roku. Kobieta nawiązuje do dzisiejszej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, mówiąc: „gdy słyszę znów słowo „wojna”, wracają wspomnienia. Dla mnie wojna to koniec istnienia”. Chwilę później przez Umschlagplatz płynie śpiewny głos naczelnego rabina polski, Michaela Schudricha, który prowadzi modlitwę.

Odwrócić bieg historii

22 lipca to rocznica rozpoczęcia deportacji Żydów i Żydówek z warszawskiego getta do obozu śmierci. Tegoroczna edycja Marszu Pamięci jest poświęcona osobom przesiedlonym, uchodźcom i uchodźczyniom. To ich historie wybrzmiewają dziś podczas symbolicznego przejścia przez warszawski Muranów. Razem z organizatorami, wolontariuszami i wolontariuszkami, ruszamy powoli w stronę ul. Andersa. Jest tak gorąco, że powietrze wydaje się drgać nad rozgrzanym asfaltem. 

Tłum idzie, jakby miał odczarować nurt historii: przechodzi trasę „od śmierci do życia”, czyli od Umschlagplatz, placu przeładunkowego, skąd wyruszały transporty do komór gazowych, na ulicę Stare Nalewki, do niegdysiejszego centrum żydowskiej dzielnicy. 

„Rocznice takie, jak ta, są dla mnie bardzo ważne. Trzeba pielęgnować pamięć o rzeczach, które minęły. Jestem z Warszawy i uważam, że moja historia też jest częścią historii tego miasta. Dlatego tu jestem”, mówi wolontariuszka z Muzeum Żydów Polskich Polin, która wręcza mi wstążkę z imieniem. „Przez Umschlagplatz przeszło ponad 320 tys. Żydów. To dla nich tu dziś jesteśmy”, dodaje.

Zawiązuję wstążkę na nadgarstku. Widnieje na nim imię „Regina”. To jedna z wielu osób, które uciekły ze swojego rodzinnego miasta, bo nie czuły się w nim bezpiecznie. Regina Wajl przed wojną była pielęgniarką. Razem ze swoją matką opuściły Łódź, biorąc ze sobą tylko po jednym plecaku, by znaleźć schronienie w Warszawie. Na miejscu zostały zamknięte w getcie. „Wegetowanie, które wlecze się bez końca” - tak Regina określiła swój tułaczy los. W getcie bezpłatnie robiła zastrzyki jego mieszkańcom i mieszkankom. Dalsze jej losy są nieznane.

Historię Reginy poznaję dzięki wystawie plenerowej na ulicy Stare Nalewki, do której docieramy na koniec marszu

„Interesuję się historią, zwłaszcza drugiej wojny światowej, dlatego tu pomagam”, mówi mi Anna Koźlik, wolontariuszka Żydowskiego Instytutu Historycznego. „Potrafię do późnej nocy czytać książki o tych wydarzeniach. Chciałam być częścią tegorocznego Marszu”.  Wolontariuszka instruuje mnie, jak przywiązać Wstążkę Pamięci z imieniem Reginy do instalacji. Na wielkich betonowych płytach umieszczono informacje o „Grossaktion” oraz historie osób uchodźczych i przesiedleńców, w tym Reginy. Jest tam też Cyrla Lajfer, 12-letnia dziewczynka umieszczona w półinternacie w getcie po tym, jak cała jej rodzina zmarła z głodu. Jest Zanwel Kringsman, 13-latek z Piaseczna, który wykradał się z warszawskiego getta, by zdobyć trochę kartofli i buraków dla głodującej rodziny, i wielu, wielu innych.

- Motyw przewodni tegorocznego Marszu i wystawy, czyli historie uchodźcze, wymyśliliśmy w listopadzie zeszłego roku - opowiada mi Franciszek Bojańczyk, kurator wystawy. - W lutym, po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, okazało się, że ten sposób odczytania Zagłady stał się jeszcze aktualniejszy. Za pomocą wystawy chcieliśmy pokazać, z ilu miejsc przyjechali do Warszawy Żydzi i jak różnorodne były ich losy. Historia uchodźców i przesiedleńców jest zawsze aktualna, ale dziś, gdy w Warszawie mieszka wiele osób, które uciekły przed wojną z Ukrainy, wybrzmiewa szczególnie dobitnie. W tych opowieściach jest wiele punktów wspólnych: opuszczenie domu, utrata rodziny, poczucie wykorzenienia.  - Za pomocą umieszczenia ich historii na tych ścianach chcieliśmy pokazać podwójność podziału wprowadzonego przez mur: nie tylko oddziela on warszawiaków i Żydów mieszkających w getcie, ale także Żydów-uchodźców z Piaseczna czy Łowicza i Żydów-mieszkańców Warszawy - dodaje Bojańczyk.

Lekturę uchodźczych losów Żydów i Żydówek przerywa mi rzewny głos, który nagle rozlega się z głośników. To Sława Przybylska zaczęła swój koncert. Wsłuchuję się w ten na poły płacz, na poły śpiew i przypomina mi się życzenie Aleksandry Kaniuki dotyczące „wojny”: „oby nigdy nikt z nas nie otarł się o to słowo”.

Organizatorem Marszu Pamięci był Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma. Koncert został przygotowany przez wiolonczelistę i aranżera Michała Pepola we współpracy ze Sławą Przybylską. Twórcą wystawy jest Jan Strumiłło. Kuratorami - Franciszek Bojańczyk i Marta Janczewska.

Katarzyna Makarowicz