drukuj

„Shalom Leolam” z myślą o Ukrainie

Naziści zaklasyfikowali przecież Żydów do kategorii „życia niegodnego”. Podobnie mówi Władimir Putin - nie ma Ukraińców, nie ma ukraińskiego narodu, istnieje tylko kategoria „gorsi Rosjanie”. To jest przerażające, że pewne sytuacje, wydają się tak znajome – mówi André Ochodlo – założyciel i dyrektor Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie, reżyser, scenograf, jeden z najwybitniejszych interpretatorów pieśni jidysz.

 

Czym jest dla pana poezja żydowska?

To moja miłość, moja pasja. Górnolotnie można powiedzieć, że poezję napisaną w języku jidysz, odczuwam jako życiowe zadanie. Tym właśnie zajmuję się od wielu, wielu lat. Na początku odkrywam ją dla siebie, a później, jako medium, przekazuję innym w postaci spektakli i koncertów.

Twórcy tej poezji są wybierani przypadkowo, czy kieruje się pan jakimś kluczem?

Najczęściej sięgam po dzieła wybitnych poetów, mających związek z Polską i piszących w języku jidysz w XX wieku. Przez pracę, którą wykonuję z moimi najbliższymi współpracownikami, chcę ocalić tych artystów i ich dzieła od zapomnienia.

Cały czas wspomina pan o jidysz. Czy jako Niemcowi, trudno było się panu go nauczyć?

Wymowa i rozumienie tego języka jest dla Niemca o wiele łatwiejsza. Około 75% słów w języku jidysz pochodzi ze średniowiecznych języków germańskich. Naukę jidysz rozpocząłem w latach 80-tych. Najpierw byłem konfrontowany z warszawskim dialektem, zwanym też warszawskim jidysz. Gdy przyjechałem do Gdańska, miałem już swojego nauczyciela. Był nim profesor Edward Kisler – polski Żyd z Białostocczyzny, który po wojnie przyjechał do Trójmiasta i nauczył mnie wileńskiego akcentu. Według nowojorskiego Instytutu YIVO jest to uznany literacki wariant tego języka, który wykorzystywało wielu poetów i pisarzy. Tego jidysz się uczyłem i ten jidysz śpiewam aż po dziś dzień. To bardzo ciekawy język, który mam nadzieję, będzie przeżywał jeszcze swój renesans.

Już przeżywa dzięki Teatrowi Atelier i panu. By wypromować ten język stworzył pan „Shalom Leolam”?

„Modlitwy dla pokoju” wiążą się z historią teatru. Dniem narodzin tego miejsca był 1 września 1989 r., czyli 50. rocznica wybuchu II wojny  światowej. Nie wybrałem tej daty przypadkowo. Ona manifestuje to, o czym myślę i co uważam za ważne. Historia polsko – niemiecka i żydowsko – niemiecka wywarła na mnie ogromny wpływ. Posiadam niemiecki paszport, lecz moje pochodzenie jest właśnie niemiecko – polsko – żydowskie. Gdy przyjechałem pierwszy raz do Polski w latach 80-tych, wstydziłem się mówić po niemiecku. Był to dla mnie język byłych okupantów, nazistów, dlatego na początku udawałem Francuza. Czułem pewne obciążenie historyczne. Dopiero później, żyjąc w Polsce już jakiś czas, zaczynałem przyznawać się, że mój rodowity język to niemiecki. Teraz za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, choć nikt z nas nie mógł sobie wyobrazić, że w lutym tego roku wybuchnie ona w Ukrainie. To skłoniło mnie, by wysłać w kosmos „Modlitwy o pokój”.

Recital ma charakter symboliczny.  Widzimy reprodukcje obrazów z frontu w Ukrainie, są teksty czytane przez Ukrainkę, a na końcu występ młodej Uliany Savchenko.

Jako wspólnota Teatru Atelier chcieliśmy dać sygnał, że łączymy się z bratnim narodem i mówimy „witajcie u nas”, w teatrze. Bardzo chciałem zaangażować też młodą Ulianę, która jest w Polsce dopiero 4 miesiące. Przyjechała ze Lwowa. W jej całym życiu tyle rzeczy się zmieniło, podobnie jak w życiu wszystkich Ukraińców. Myślę, że również i w naszym, bo przecież są naszymi sąsiadami, a sytuacja jest dynamiczna. To wołanie o pokój wysyłane w świat wychodzące z serca i intelektu jest niebywale ważne. „Shalom Leolam” był bardzo refleksyjny, bardzo modlitewny, bardzo skupiony. Wszystko po to, by wymodlić pokój.

Podczas tego muzycznego spotkania wykonywał pan różne utwory. W jaki sposób zostały wybrane?

Tym razem skupiliśmy się na utworach Mordechaja Gebirtiga. Był to słynny poeta z krakowskiego getta, zastrzelony na ulicy przez nazistów. Klucz stanowiła tu przede wszystkim piosenka „Żegnaj mój Krakowie”. Ten tekst tak pięknie przetłumaczony przez Agnieszkę Osiecką, przedstawia wolę dyktatury i ludzi, którzy są zmuszeni się jej poddać - opuścić swoje miasteczko, swoje miejsce, swoją ziemię. Naziści zaklasyfikowali przecież Żydów do kategorii „życia niegodnego”. Podobnie mówi Władimir Putin - nie ma Ukraińców, nie ma ukraińskiego narodu, istnieje tylko kategoria „gorsi Rosjanie”. To jest przerażające, że pewne sytuacje, wydają się tak znajome.

Mordechaj Gebirtig był więc naszą największą inspiracją. Wokół jego utworów zbudowaliśmy cały program przedstawiający życie od urodzenia aż do śmierci. Wyjątek stanowiła jednak pierwsza piosenka, będąca wołaniem o szabat  - święto i pokój.

Piosenki, które pan wykonywał, nie były tylko wyśpiewane. Przemawiały przez nie ogromne emocje. Część utworów śpiewał pan w języku jidysz, którego większość z nas nie rozumiała. Mimo tego, wiedzieliśmy, o czym one są i czuliśmy to. Zastanawia mnie jedna sprawa. To, co czuje pan podczas wykonywanego utworu, rodzi się w chwili śpiewu, czy jest to raczej związane z długim czasem rozmyślań nad tekstem, dogłębną interpretacją?

Wykonuję chanson. Interpretuję tekst poetycki z pomocą muzyki i umiejętności technicznych, takich jak śpiew oraz moich przemyśleń i uczuć. Na scenie staram się tworzyć świat emocji, w który chcę wciągnąć widza, aby on też miał do nich dostęp, by mógł przeżywać to, co ja przeżywam. To jest mój cel. Uważam, że najprawdziwsze emocje zawsze znajdą swoją falę, która dotrze do wnętrza drugiego człowieka. To jest cały fenomen tego, jak działa sztuka i co pomiędzy ludźmi może się wydarzyć.

Wśród widzów znalazłam nie tylko Polaków, ale również Niemców i osoby pochodzenia żydowskiego. Do kogo pierwotnie skierowany był ten recital?

Każdy wrażliwy człowiek jest naszym adresatem. Patrząc z perspektywy tego, że działamy w Sopocie, można uznać, że zapraszamy wszystkich Sopocian, Pomorzan, a w końcu wszystkich Polaków i przyjezdnych. Warto pamiętać, że jesteśmy w Polsce i działamy tu głównie dla polskiego widza.

Myślę, że „Shalom Leolam” wywarło na nas, widzach, ogromne wrażenie. Czy recital zostanie powtórzony? A może ma pan w planach widowiska o podobnej tematyce?

W przyszłym roku, będziemy obchodzić 80. rocznicę powstania w getcie warszawskim. W związku z tym planujemy recital, będący hołdem dla wszystkich tych, którzy tam zginęli. Repertuar będą stanowić tu piosenki skomponowane przez współczesnych, wybitnych polskich kompozytorów do poezji jidysz, dotyczącej tematu getta. Mamy zamiar pokazać je w największych miastach w Polsce w kwietniu i w maju. Jeśli chodzi zaś o „Shalom Leolam”, to na pewno do niego wrócimy. Może stanie się to za rok, może za dwa lata…

Rozmawiała Nina Więcławska