Nie ma polityki bez mediów
Czy można tak opowiedzieć historię, by od żyjącego na przełomie XV i XVI wieku Martina Luthra, płynnie przejść do Twittera – platformy społecznościowej powstałej w 2006 roku? Tego wyzwania podjęło się Niemieckie Muzeum Historyczne w Berlinie, otwierając we wrześniu ubiegłego roku wystawę zatytułowaną „Von Luther zu Twitter. Medien und politische Öffentlichkeit“ („Od Luthra po Twitter. Media i polityczna sfera publiczna”).
Druk
W pierwszej sali drewnianą ambonę otaczają gabloty z opasłymi księgami – najpierw tymi przepisywanymi ręcznie, dalej już z zadrukowanymi kartkami.
Historia mediów, jakie znamy dzisiaj, zaczyna się w 1450 roku, gdy Johannes Gutenberg znajduje sposób na mechaniczne powielanie liter alfabetu fonetycznego. Z ogromnego potencjału tego wynalazku już wkrótce miał zdać sobie sprawę Martin Luther, którego 95 tez, sprzeciwiających się handlowi odpustami przez Kościół katolicki, zyskało rozgłos właśnie dzięki drukowi. Rozprowadzane ulotki przedstawiające argumenty i podobiznę reformatora po raz pierwszy zachęcały ludzi do zaangażowania się w dyskusję publiczną, a przetłumaczona przez Luthra na język niemiecki Biblia, dodatkowo umożliwiła własną interpretację Słowa Bożego. Tak oto reformacja odniosła sukces i stała się pierwszym wydarzeniem medialnym w historii Europy.
Prasa
Nad głowami zwiedzających w drugiej sali kołyszą się wycinki z gazet. Choć zrobiłam zaledwie kilka kroków, przeniosłam się kilkaset lat do przodu – do XIX wieku, który przyniósł popularyzację prasy i znaczny wzrost jej znaczenia politycznego. Tym razem siłę medium postanowił wykorzystać Otto von Bismarck, Żelazny Kanclerz Rzeszy. By kontrolować opinię publiczną i odebrać głos przeciwnym mu socjaldemokratom, posługiwał się nie tylko daleko idącą cenzurą, ale również starannie dobierał rozpowszechniane w gazetach polityczne wiadomości. Do historii przeszła tzw. depesza emska, wysłana do Bismarcka w 1870 roku przez króla pruskiego Wilhelma I. Na polecenie kanclerza jej przeredagowana, obraźliwa dla Francji wersja została opublikowana w prasie, by w ten sposób sprowokować Napoleona III do wypowiedzenia Prusom wojny. Wojny, która doprowadziła do osiągnięcia największego celu Bismarcka – proklamowania Cesarstwa Niemieckiego.
Radio
Źródło dobiegających od samego początku wystawy dźwięków staje się jasne. W wygłuszonych kabinach pośrodku pomieszczenia można posłuchać audycji radiowych z lat 20. i 40. XX wieku. Słychać głosy między innymi Hitlera i Goebbelsa, ministra propagandy III Rzeszy, bo to w osiągnięciu ich celów politycznych radio odegrało kluczową rolę. Zadbawszy o przystępną cenę nowego przecież urządzenia, spowodowali, że od dojścia Hitlera do władzy w 1933 do wybuchu wojny w 1939 roku liczba odbiorników w Niemczech wzrosła z 4,3 do 12,5 milionów. Tym samym propagandowe przemowy i relacje na żywo z najważniejszych nazistowskich wydarzeń rozlegały się w niemal każdym niemieckim mieszkaniu, niezawodnie kształtując poglądy społeczeństwa.
Telewizja
Kilka metrów dalej panuje już inny klimat – do głosów dołączył obraz. Nastała era telewizji, która po II wojnie światowej wyparła radio i kino, wpływając na postrzeganie świata wśród swoich widzów, a nawet na układ mebli w ich salonach. Takie wydarzenia jak koronacja królowej Elżbiety II w 1953 czy lądowanie na Księżycu w 1969 roku zostały zaplanowane z myślą o transmisji w nowym medium. Gromadząc przed telewizorami miliony, do dzisiaj zapisały się w pamięci zbiorowej ludzkości. Politykiem, któremu występ w telewizji przyniósł szczególny sukces był John F. Kennedy. Gdy przed wyborami na prezydenta Stanów Zjednoczonych w 1960 roku stanął w świetle kamer naprzeciw o wiele bardziej doświadczonego politycznie Richarda Nixona, przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę. W debacie wypadł na bardziej pewnego siebie i błyskotliwego, a także – co przez telewizję istotnie nabrało na znaczeniu – przystojniejszego niż jego przeciwnik. Medium ponownie okazało się decydującym instrumentem politycznym – parę miesięcy później to Kennedy został zaprzysiężony na 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Internet
Ostatnia sala – czas na najbardziej współczesną nam formę przekazu. Jednak w przeciwieństwie do poprzednich mediów, narracja tej części wystawy nie została skupiona wokół jednej postaci. Tytułowy Twitter zostaje wspomniany tylko mimochodem w kontekście Donalda Trumpa, który swoimi politycznymi decyzjami i poglądami dzielił się ze światem, często w prowokujący sposób, za pomocą tweetów. W międzyczasie od dnia otwarcia wystawy konto Trumpa zostało na zawsze zablokowane, a na mającym pierwotnie wyświetlać jego komunikaty ekranie, widać tylko biały napis „error”. Większą część tej sali poświęcono Internetowi jako medium, które z jednej strony daje głos każdemu użytkownikowi, a z drugiej pozwala go kontrolować na niedostępną dotychczas skalę. Ten rozdział wystawy nie został zamknięty – przyszłość Internetu decyduje się na naszych oczach.
Przeszłam z ostatniej, piątej sali, do oślepiającego światłem przeszklonego holu muzeum. To koniec zwiedzania, ale nie koniec myślenia o mediach. Ile z newsów, które ostatnio przeczytałam, wynikały wyłącznie z prowadzonej w kuluarach gry politycznej? Jaką rolę może odegrać Internet w kolejnych kampaniach wyborczych? Kto wygrywa, a kto traci na zagrożonej wolności środków masowego przekazu? Wystawa zachęca do refleksji nad mediami i kreowanym przez nie obrazem świata, a także potwierdza jedno – bez mediów nie ma polityki, ale nie ma również świadomych obywateli.
Magdalena Bortel