Jedna jaskółka miłości nie czyni – relacja z opery „La Rondine”
Jaskółka może przywodzić na myśl radosnego, drobnego ptaka, który zwiastuje wiosnę. W operze „La Rondine” Giacomo Pucciniego jest to natomiast symbol nieszczęśliwej miłości, która szybko przylatuje i równie szybko odlatuje.
5 czerwca w Operze Śląskiej w Bytomiu odbył się spektakl Giacomo Pucciniego zatytułowany „La Rondine” (Jaskółka). To jedno z najmniej znanych dzieł włoskiego kompozytora. Powstało w czasie I wojny światowej i z początku zostało odrzucone przez wydawcę. Kompozycja Pucciniego miała wielu krytyków i nazwana była w XX wieku „słabym Laherem”. Dziś określa się ją jako ponadczasowe arcydzieło z tragicznym obrazem miłości w tle.
Bytomska realizacja opery „La Rondine” została przeniesiona w lata 50. XX wieku. Trzyaktowy spektakl rozpoczyna się sceną w luksusowym paryskim hotelu, w którym ważną rolę spełnia fortepian, będący metaforą uczuć i sztuki. Pierwszy akt ukazuje zimną emocjonalnie śmietankę towarzyską Paryża, dla której miłość stanowi sensacyjny temat plotek. Pośród wszystkich bohaterów tylko Magda, tytułowa Jaskółka, w którą wcieliła się Katarzyna Mackiewicz, pragnie głębokiego uczucia. Relacje damsko-męskie przedstawione w „La Rondine” są natomiast wyraźnie oschłe i wyrachowane, co symbolizują czarno-białe kostiumy stworzone przez Francoise Raybaud. Wśród nich Magdę wyróżniają czerwone rękawiczki, które nawiązują do symboliki miłości.
Na szczególną uwagę zasługuje drugi akt, w którym scena przeniosła się ze sceny głównej na całą salę Opery Śląskiej. Pijana kobieta nieopodal skrzypaczek, wokaliści operowi na balkonach blisko widzów, striptizerki i striptizerzy nawiązujący do klubowego życia, neony, pijane kobiety podrywające barmanów, mężczyźni bijący się o wdzięki kobiet, tancerze i tancerki – a to wszystko dookoła miłosnej sceny Magdy oraz Ruggero (Łukasz Załęski), syna przyjaciela Rambalda (Adam Woźniak), protektora Magdy. Drugi akt stanowił najbardziej dynamiczny aspekt spektaklu, ukazując jednocześnie chaos i spokój. Pierwszy raz spotkałem się z taką koncepcją w operze i muszę stwierdzić, że naprawdę zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Spektakl stał się wielowymiarowym żywym obrazem.
Ostatni akt, w nadmorskiej scenografii autorstwa Helge Ullmanna, wyeksponował tragiczny wymiar miłości zarówno Magdy i Ruggero, jak i poety Pruniera (Tomasz Tracz) oraz służącej głównej bohaterki, Suzy (Anna Borucka). W obu przypadkach miłość podbudowana namiętnością się wypaliła. Kulminacyjną sceną był płonący fortepian, który pojawił się na tle morskich fal.
„La Rondine” Opery Śląskiej jest koprodukcją z teatrem Meininger Staatstheater w Turyngii, która została zrealizowana w 2019 roku w Niemczech. Wydarzenie w obu krajach wyreżyserował Bruno Berger-Gorski. Myślą przewodnią reżysera operowego było oddanie znaczenia prawdziwej miłości, którą Puccini szczególnie ukazywał w swoich dwóch ostatnich dziełach – „Turandot” i „La Rondine”. Dla Bergera-Gorskiego ważna była nie tylko kwestia muzyki i libretta, ale również historia utworu i biografii samego kompozytora. Reżyser komentuje: „Puccini zmieniał tę operę trzy razy, jednak nie udało mu się znaleźć odpowiedniego opisu miłości. Zgaduję, że z podobną rozterką mógł mierzyć się w życiu prywatnym”.
Uwspółcześniona za sprawą przeniesienia w bliższe nam czasy, strojów i nowoczesnej scenografii wersja „La Rondine” na deskach bytomskiej Opery Śląskiej pokazała wszystkie stadia miłości – zauroczenie, zakochanie oraz bolesne rozstanie. A wszystko to za sprawą poruszającej muzyki pod kierownictwem Yaroslava Shemeta oraz reżyserii Bruno Bergera-Gorskiego, który nadał spektaklowi współczesnego wymiaru. Całą operę idealnie podsumowują słowa Magdy, tytułowej Jaskółki: „Za czar pocałunków i uśmiechów płaci się łzami”.
Wojtek Kułaga