drukuj

Rozdwojona tożsamość. Recenzja Nieswojości

„Nieswojość”. Słowo – pułapka. Zrozumiała i prosta zbitka słów, ale rzadko używana, nieco przykurzona. Nieswojość uwiera samym brzmieniem. Kto chce czuć się nieswojo? Kto chce o nieswojości mówić? Agata Pankiewicz i Marcin Przybyłko, podjęli się tego zadania w w książce wydanej nakładem wydawnictwa Warstwy i Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Ich Nieswojość ma być interdyscyplinarnym projektem fotograficzno-literackim, „którego autorki i autorzy za główny cel postawili sobie przeprowadzenie pogłębionej refleksji nad krajobrazem mentalnym Polaków na tle burzliwej historii Dolnego Śląska” (Materiały promocyjne Wrocławskiego Domu Literatury, http://wydawnictwowarstwy.pl/). Czy tak jest rzeczywiście? Jaki obraz Dolnego Śląska wyłania się z fotografii oraz tekstów i jaką rolę może tu odegrać nagroda Nobla?

Mały, biały dom – na oko dwudziestoletni. Pod oknem sterta drewna, jakieś krzesło. Za metalowym ogrodzeniem stoi zaparkowany Golf. Po drugiej stronie ulicy budynek, który musiał powstać, kiedy były tu jeszcze Niemcy. Tuż za nim wznosi się ceglany, neogotycki kościół. Pobieżny opis nie oddaje klimatu fotografii wykonanej najpewniej wczesną wiosną, kiedy słońce kryło się za chmurami. Gdzie i kiedy zrobiono zdjęcie? Nie wiadomo. Autorzy oszczędzają szczegółów, ostrożnie dawkują informacje. Równie ostrożne wydaje się ich podejście do przedstawianych miejsc. Nie znajdziecie w Nieswojości pocztówkowych, czy najbardziej „instagramowych” ujęć Dolnego Śląska. Zobaczycie za to przyczepę kempingową rodem z PRL, stojącą obok drewnianego składziku, do którego wstępu strzegą plastikowe drzwi. Biało-czerwoną flagę powiewającą na ruinach ceglanej budowli. Odpadające tynki sąsiadujące z pstrokato-kolorowymi fasadami. Fotografie Pankiewicz i Przybyłki uderzają surowością. Nie pokazują lukrowanej rzeczywistości, kolorowej fasady, która mogłaby być atrakcją turystyczną, ale miejsca zamieszkane, odwiedzane, użytkowane przez ludzi, których rodzice, dziadkowie, pradziadkowie przybyli z różnych miejsc. I podjęli próbę oswojenia nieznanych przestrzeni. Autorzy za pomocą fotografii pokazują efekty przesunięcia granic i masowych przesiedleń. Dolny Śląsk w ich ujęciu to kraina o niezdefiniowanej tożsamości, pełna kontrastów. Na większości zdjęć nie ma ludzi, a jeśli już, to w oddali. Pierwszoplanowymi aktorami są tu scenografie pozbawione aktorów. Obserwujemy tylko domy, samochody, rabaty kwiatowe, szyldy sklepów. Nieobecność ludzi wzmacnia poczucie tytułowej nieswojości. Przyglądam się detalom i próbuję znaleźć odpowiedź: dlaczego ten element tak bardzo różni się od sąsiadującego z nim? Nie znajduję wytłumaczenia chaosu. Fotografie zmuszają do zadawania pytań bez odpowiedzi – to właśnie stanowi siłę prac Pankiewicz i Przybyłki.

Przekaz zdjęć nie byłby jednak tak wyrazisty bez drugiej części Nieswojości. Składają się na nią teksty przedstawicieli różnych profesji i pokoleń, których łączy to, że w pewnym momencie życia los rzucił ich na Dolny Śląsk. Historyczka sztuki, reporter, archeolog, poeci, pisarze i kulturoznawcy definiują, czym dla nich jest Dolny Śląsk. Henryk Worcell w tekście z 1945 roku opisuje przejmowanie niemieckich domostw przez Polaków, którzy – wbrew stereotypom utrwalanym przez teksty kultury takie jak film” Sami swoi – nie zajmowali ziemi niczyjej, ale często wprowadzali się do domostw Niemców, którzy wciąż żywili nadzieję, że nie będą musieli opuścić swojego miejsca na ziemi. Ziemowit Szczerek pisze o „połamanej rzeczywistości” krainy. Olga Tokarczuk zastanawia się: „Kim są dla nas poprzedni mieszkańcy tych miejsc i czy łączą nas z nimi jakiekolwiek więzi?”. Teksty naukowe i eseje stanowią świetne matryce, które możemy przykładać do fotografii z pierwszej części książki. Rozmaite punkty widzenia splatają się z ciszą widoków utrwalonych aparatem fotograficznym.

Nieswojość powstawała, kiedy Olga Tokarczuk nie była jeszcze laureatką literackiej nagrody Nobla. Tym ciekawsze jest zdanie, które pada w tekście Karola Maliszewskiego: „Zanim nasza kultura zasiedzi się tutaj i integrując się z duchem miejsca, wyda kiedyś laureata Nobla z krwi i kości tej ziemi, upłynie sporo wody w sudeckich potokach”. Maliszewski traktuje literaturę jako ważną składową tożsamości lokalnej. Uhonorowanie najcenniejszym literackim laurem osoby z Dolnego Śląską miałoby zatem świadczyć o tym, że określony typ tożsamości osadził się na tych terenach. Tokarczuk nie tylko jest związana z Dolnym Śląskiem. Jej książki bywają odbierane jako swoiste przewodniki po tych terenach. Szwedzki dziennik „Svenska Dagbladet” nazwał Dolny Śląsk „Olgalandem”. Czy Nobel dla Dolnoślązaczki rzeczywiście może stać się impulsem dla tworzenia nowej tożsamości? Czas pokaże, natomiast nie ulega wątpliwości, że Nieswojość może stanowić materiał bardzo pomocny nie tylko w poszukiwaniu tożsamości małych ojczyzn, ale także – a może przede wszystkim – w poszukiwaniu własnej tożsamości.

Maciej Wacławik


Zdjęcia dzięki uprzejmości autorów publikacji.