drukuj

Nie zapominajmy o 4 czerwca

Nie zapominajmy o 4 czerwca

Pamięć zbiorowa ma kilka podstawowych funkcji: przekaz wartości i wzorów pożądanych zachowań, legitymizację władzy, współtworzenie poczucia tożsamości zbiorowej, opartej na świadomości wspólnej przeszłości, istnienia w czasie, przodków, losu i symboli.  Co, gdy w tej zbiorowej pamięci są luki? Wtedy niepełny jest też system wartości. Dlatego tak cenię fakt, że o rocznicy  pierwszych po II wojnie światowej częściowo wolnych wyborach do Sejmu i wolnych wyborach do Senatu przypomniał „Tygodnik Powszechny”. Nawet gdy samej daty młodzi Polacy mogą zbiorowo nie pamiętać...

„Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm” - powiedziała (robiąc wymowną pauzę) Joanna Szczepkowska w Dzienniku Telewizyjnym 28 października 1989 roku. 30 lat temu, właśnie w czerwcu, miały miejsce pierwsze wolne wybory w naszym kraju. Oczywiste? Nie dla wszystkich. Przy okazji niemal każdej rocznicy tego wydarzenia znajduje się w Polsce jakaś stacja telewizyjna, jakieś radio, jakaś gazeta, która postanawia wysłać na ulicę młodego dziennikarza z misją zadania mieszkańcom jego miasta sakramentalnego pytania: „Co wydarzyło się 4 czerwca 1989 roku”. Odpowiedzi młodych bywają zabawne, choć tylko, gdy słucha się ich pierwszy raz. Bo gdy się je analizuje, mina rzednie. - Miałem roczek, co miałbym pamiętać – usłyszałam od świeżo upieczonego magistra kosmetologii, gdy kilka lat temu to mnie wysłano z takim pytaniem między ludzi.

- System edukacji jest tak ułożony, że - uogólniając - nie uczy się o historii najnowszej, w szczególności o tak później, jak dzieje upadku komunizmu - komentuje podobną sondę na portalu Wirtualna Polska prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. - Jeśli chodzi o starszych Polaków, to tamtego dnia mniej więcej co trzeci z nich nie poszedł głosować. Dlaczego więc dziś mieliby coś pamiętać, skoro wtedy ich to nie interesowało? - tłumaczy. 

Swoje zdanie, po zapytaniu o zdanie rodaków, ma też CBOS: co dziesiąty Polak uznaje  wiedzę historyczną za niezbyt przydatną lub całkowicie zbędną.

Urodziłam się niemal dokładnie rok po pamiętnej dacie. Specjalny dodatek „4 czerwca 1989. Polska, Europa, świat”, który ukazał się w Tygodniku Powszechnym (wydanie z dnia 2 czerwca 2019 r., nr 22/3647) czytam więc z perspektywy osoby, która wszystko o upadku komunizmu wie z drugiej ręki. Z perspektywy młodego czytelnika, który nie ma własnej oceny tamtych wydarzeń, ale chce ją sobie wyrobić.

Na co natrafiam?

Na głosy autorytetów: jest rozmowa Patrycji Bukalskiej z historykiem, prof. Andrzejem Paczkowskim („Polski rok 1989, krok po kroku), który nawet pytany o to, co by było, gdyby... doszło do zerwania rozmów przy okrągłym stole ucieka od spekulacji; w całej rozmowie przytacza fakty, podkreśla wielorakość ocen tamtych wydarzeń, nie wydaje jednoznacznych wyroków.

Po drugie na zróżnicowane opinie i dwustronne spojrzenie na wydarzenia sprzed 30 lat: jest materiał Antoniego Dudka „Widziane z drugiej strony”, zilustrowany przykuwającym uwagę zdjęciem gen. Jaruzelskiego uchwyconego w pozie, która zdaje się mówić: spokój, pewność siebie, dominacja. Młody czytelnik dowie się z niego, jakie oczekiwania wobec ustaleń okrągłego stołu miała nie opozycja, a właśnie obóz rządzący i tego, z czego jedni i drudzy zrezygnowali w imię – pojmowanego subiektywnie - „mniejszego zła”.

Wreszcie jest to, na co młody odbiorca zwróci szczególna uwagę: odpowiedź na pytanie „Jak to próbowali zrobić inni?”. Grozę budzi zwłaszcza opis sytuacji w Chinach, gdzie – kiedy w Polsce budowano demokrację – krwawo tłumiono demonstracje na Placu Tiananmen.

Czego mi brakuje?

Życiowych historii. Relacji ludzi, którzy żyli wtedy tym, co działo się w polityce. Którzy nie wiedzieli tego wszystkiego, co wiemy dziś. Nie mogli wiedzieć. Ale drżeli o swoją przyszłość, zadawali sobie pytania o losy swoich dzieci. Nie rozumieli. Oczywiście ich spojrzenie dziś na pewno różni się od tego, jak postrzegali sytuację wówczas. Inne mają zmartwienia, inne nadzieje. Ale dziś wiedzą już, które z tych nadziei się spełniły, a które nie miały na to szans.

Ale mimo wszystko, bardzo dobrze, że takie rocznice, jak ta czerwcowa, nadal skłaniają publicystów do podejmowania przytoczonych tematów. Autorzy „Tygodnika Powszechnego” robią to jak zawsze: rzetelnie i wielostronnie, co dla mnie jest najważniejsze. Czy trafią do tych 11 proc. przepytanych przez CBOS, dla których to, co było, nie ma żadnego znaczenia?

Dorota Witt