Jak uwodzić muzyką? Według przepisu Charlotte Brandi
Muzyka, to stymulujące mózg brzmienie, wydobywające z wnętrza człowieka najskrytsze myśli. Czasem, taki sensualny strumień dźwięku potrafi zawrócić w głowach słuchaczom, by ich emocjonalnie porwać. Tak właśnie uwiodła swoją publiczność niemiecka artystka Charlotte Brandi, która z okazji Festiwalu Łódź Czterech Kultur zagościła na polskiej scenie.
Prosto z berlińskiej sceny muzyki alternatywnej przyjechała do Radia Łódź piosenkarka w Polsce dotąd nieznana. Przyjechała by rozpocząć łódzki festiwal odbywający się w dniach 6 – 14 września. Weszła do studia skromnie, z uśmiechem, ale otoczona artystyczną aurą wyciągniętą prosto ze swoich teledysków. I przywitała się z Miastem Czterech Kultur brzmieniem, którego do tej pory nikt tu nie słyszał.
Charlotte Brandi, to muzyczka pochodząca z Dortmundu. Tam też, po rozstaniu się ze swoim pierwszym, dwuosobowym składem Me And My Drummer, leżąc na kanapie zaczęła szkicować swój pierwszy solowy album. „The Magician” wydany w lutym na początku 2019 roku natychmiast zachwycił krytyków. Doceniali bujną instrumentacje, głębokie brzmienie, piękne teledyski. Ciekawą tematykę. Bo Charlotte Brandi nie śpiewa o byle czym, nie pisze pod wytyczne skomercjalizowanej popkultury. Wydobywa głębie ludzkich emocji lub porusza filozoficzne zagadnienia dobra i zła. Nie ma się zatem co dziwić, że o artystce mówi się niewiele, dochodzą nas jedynie szepty, strzępy informacji.
Wspomniany debiutancki album oczarował właśnie Łódź. Nie
przypadkiem. To nowoczesne, oryginalne niemieckie brzmienie zawitało z okazji
corocznego eventu przypominającego kto – jakie kultury i narody – kształtowały
współczesny i historyczny obraz miasta nad Łódką. Festiwal Łódź Czterech Kultur
odświeża zapuszczone tu polskie, żydowskie, rosyjskie i w końcu niemieckie
korzenie, z których wykiełkował niepowtarzalny wizerunek miasta. Łódź bowiem to
nie tylko słynne „miasto meneli”. To też dawna stolica polskiego jazzu, punku
czy kinematografii. Niegdyś (zaraz po
Warszawie) największe centrum Żydów w II RP. Miejscowość, z której chciano
stworzyć „idealne niemieckie miasto”. Czy jeden z najprężniejszych ośrodków
rozwoju przemysłu włókienniczego w zaborze rosyjskim.
Z tych też powodów Charlotte Brandi, ze swoim czteroosobowym
zespołem, o godzinie 19 poruszyła struny. Muzyka rozpłynęła się w niewielkiej
sali otulając uszy obecnych takimi utworami jak „Venis”, „My Days In The Call”
i innymi z albumu „The Magician”. Jednak w trakcie koncertu artystka na chwilę
przerwała wystąpienie, by zakomunikować: „Wykonamy teraz utwór, dotąd jeszcze
niegrany”. Czy był to pojedynczy singiel czy zapowiedź szerszego, nowego projektu? Tej tajemnicy
artystka, niestety, już przed nami nie odsłoniła.
Koncert zbliżał się ku końcowi, światła reflektorów zaczęły odsłaniać salę. Pierwsze co dało się zobaczyć, to młoda wokalistka, skromnie ubrana, o rozpromienianym uśmiechem. A przed nią siedząca widownia, w większości składająca się z siwiejących już głów. Wszystko rozegrane w niewielkim, acz uroczym studiu Radia Łódź. Wolontariuszki wołają do siebie: „Oby następnym razem miała koncert gdzieś na mieście. Albo w jakimś klubie” – bo tam znajduje się teraz młoda krew, żywioł, który być może dałby się uwieść muzyce artystki jeszcze mocniej. W końcu byłaby to publika jej pokolenia.
Pozostaje zatem wyczekiwać aż dortmundzka wokalistka powróci do Polski. Tym razem na większą scenę. I pozwoli nam znów usłyszeć swoje sensualne brzmienie, powabny głos; docenić porywającą aranżację oraz indywidualizm twórczy. Znów będzie można rozpłynąć się myślami, wśród alternatywnego strumienia dźwięków. Znów pozwolimy się uwieść, według przepisu Charlotte Brandi.
Robert Grześkowiak