drukuj

Dziesięć tysięcy stron hrabiego - relacja Doroty Witt

W Toruniu do 5 maja można oglądać wystawę poświęconą Harry'emu hrabiemu Kesslerowi, arystokracie, który doprowadził do uwolnienia marszałka Piłsudskiego z twierdzy w Magdeburgu i  był pierwszym posłem niemieckim w odrodzonej Polsce w 1918 roku. I który swoje życie zamknął na 10 tysiącach stron „Dzienników”.

„Gedankenaustausch und die gegenseitigen Verständigung, so wie polnisch-deutschen Beziehungen in Politik, Wirtschaft, Medien, Kultur und Wissenschaft zu pflegen”, czyli „wymiana myśli i dialog polsko-niemiecki oraz pielęgnowanie kontaktów polsko-niemieckich na płaszczyźnie politycznej, gospodarczej, medialnej, kulturalnej i naukowej” – to cele działającego w Toruniu Towarzystwa polsko-niemieckiego. Co to oznacza w skrócie? I w praktyce?

- Zależy nam na tym, by nawiązywać i rozwijać relacje polsko-niemieckie – tłumaczy Adam Jarosz, wiceprezes organizacji, która działa już 30 lat. - Organizujemy, m.in., debaty o stosunkach polsko-niemieckich. Takie wydarzenia cieszą się zainteresowaniem. Z jednej strony mamy trudną wspólną historię, z drugiej – wzmożone kontakty handlowe, biznesowe. Niemcy to dla Polski najważniejszy partner gospodarczy. Równy, bo i Polska dla Niemiec jest znaczącym, drugim po Francji, kontrahentem. A te relacje przenoszą się na grunt społeczny. Od 1978 roku miastem partnerskim Torunia jest Getynga. Wymieniamy się doświadczeniami, wspieramy, podejmuje wspólne inicjatywy, jak choćby przyznawana od 1996 r. Nagroda Miast Partnerskich Torunia i Getyngi im. Samuela Bogumiła Lindego.

„To jedyna polsko-niemiecka nagroda literacka przyznawana autorom, których słowo tworzy ideały i wartości, łącząc ludzi, społeczeństwa i narody we wspólnej rozmowie” - czytamy na oficjalnej stronie internetowej miasta.

- I najlepszy chyba dowód na to, jak intensywne i znaczące są relacje polsko-niemieckie w naszym mieście – dodaje prof. Leszek Żyliński z katedry filologii germańskiej wydziału filologicznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

To tu, a konkretnie w Bibliotece Głównej UMK i to z inicjatywy naukowców (m.in. prof. Żylińskiego) można oglądać niecodzienną wystawę poświęconą Harry'emu hrabiemu Kesslerowi, dyplomacie, mecenasowi sztuki, autorowi pasjonujących „Dzienników”.

- Czy to był przyjaciel Polski? - zadaję uczonemu pierwsze pytanie, jakie przychodzi mi do głowy na wieść o ekspozycji.

- Jest dość niezręczne – odpowiada. - Po pierwsze: część działalności hrabiego Kesslera przypada na czas, gdy Polski nie było na mapie. Po drugie: dlaczego mielibyśmy szeregować ludzi na tych, którzy są naszymi przyjaciółmi i tych, którzy nimi nie są? To znaczy, że jeśli ktoś nas nie lubi, nie zasługuje na szacunek, podziw, zrozumienie?

W „Dziennikach” Kessler tak pisze o Marszałku: „Poznałem Piłsudskiego w październiku 1915 r. na Wołyniu, w ziemiance pod Koszyszczami. Legioniści polscy (którzy zresztą nie wszyscy pochodzili z Polski - ale również z Niemiec i z Węgier, jednak wszyscy byli bardzo młodzi) odznaczyli się wówczas w bitwie, szalejąc pod Czartoryskiem, szturmując zwłaszcza przed niedawnymi dniami z wielką odwagą, częściowo na bosaka, otoczoną błotnistym lasem wieś Kukle, silny punkt oparcia Rosjan. Piłsudski był twórcą i duszą Legionów: on - i uroczyste, staropolskie pieśni ludowe, które legioniści intonowali w niebezpieczeństwie i w wirze walki (…)”.

- Tak, to znany motyw. Jako Polacy, lubimy stawiać siebie w centrum, doszukiwać się znaczeń, powiązań, jak w tym dowcipnym haśle: „Słoń a sprawa polska...” - mówi prof. Żyliński – Polacy pamiętają hrabiego jako tego, który poznał Józefa Piłsudskiego. To było jeszcze podczas I wojny światowej, w tym samym czasie byli na Wołyniu. Ta znajomość została umiejętnie spożytkowana: do uwolnienia Piłsudskiego z twierdzy w Magdeburgu. Z polskiego punktu widzenia – to ważne, ale z punktu widzenia świata, ba, nawet Europy - mało istotne.

Wystawa przybliża postać hrabiego Kesslera. Bazując na 10 tysięcy stron jego „Dzienników” (opublikowanych w 1971, a po polsku wydanych kilka lat temu), najistotniejsze i najciekawsze fakty z jego życia przedstawia na 9 tablicach, które można jeszcze zobaczyć w Bibliotece Uniwersyteckiej UMK. Wyłania się z nich człowiek z pasją życia: zajmuje się sztuką drukarską, wydaje piękne tomy, jest otwarty, szuka kontaktu z ludźmi.

Jako młody człowiek dużo podróżował, poznał wiele kultur: dorastał we Francji (tu, w 1868 roku się urodził), Anglii i Niemczech, co ubogaciło jego spojrzenie na świat, poszerzyło rozumienie otaczającej rzeczywistości. Kessler najpierw uczył się w Paryżu, następnie, od 1880 roku, w szkole w Ascot w Anglii. Od 1882 roku - w gimnazjum w Hamburgu, gdzie zdał maturę. Studiował prawo i historię sztuki w Bonn i Lipsku. Kiedy przeprowadził się do Berlina w 1893 roku, rozpoczął współpracę ze znaczącym, literacko-artystycznym czasopismem „Pan”.
Ten niemiecki pisarz, artysta, mecenas sztuki, wreszcie – dyplomata i polityk po odzyskaniu przez Polskę niepodległości został pierwszym akredytowanym dyplomatą w Warszawie. Na świecie znany jest jednak głównie jako otwarty, wykształcony człowiek, partner do rozmowy dla najtęższych umysłów swoich czasów. „Człowiek, który znał wszystkich” - mawiano o nim. Utrzymywał kontakty z pisarzami, artystami, politykami. Dość powiedzieć, że w jego „Dziennikach” pojawia się ok. 40 tys. nazwisk.

Był zagorzałym demokratą, pacyfistą, mocno zaangażowanym w rozpowszechnianie modnych wtedy idei paneuropejskich, które – intelektualnie – dawały podstawy naszej dzisiejszej wizji wspólnej Europy. W 1920 roku zwrócił uwagę opinii społecznej na cierpienie dzieci w powojennym Berlinie, publikując artykuł pod wyrazistym tytułem „Piekło dzieci”. A w 1933 roku emigrował z Niemiec do Francji, naziści to zupełnie nie był jego świat.

Hrabia Kessler umarł w 1937 roku. W biedzie. W jednym ze szpitali w Lionie. Pochowano go w rodzinnym grobowcu w Paryżu.

Wystawa została przygotowana przez ambasadę Niemiec w Polsce, Harry-Kessler-Gesellschaft oraz Deutsches Literaturarchiv Marbach. W Toruniu zorganizowały ją wspólnie Biblioteka Uniwersytecka oraz Towarzystwo Polsko-Niemieckie.

Dorota Witt