drukuj

Tłumaczenie jest sztuką - Iwona Pałczyńska

Tłumaczenie jest sztuką

Jako tłumacz wychodzę z założenia, że wszystko da się przetłumaczyć – powiedział prof. Jerzy Koch. Wypowiedź wybitnego tłumacza z języka afrikaans i niderlandzkiego może być mottem konferencji Tłumaczenie Literatury. Pisanie powieści od nowa?

Wydarzenie zorganizowane przez Zachodni Oddział Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury odbyło się 28 września 2018 roku w siedzibie Instytutu Językoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. O wierności w przekładach i relacjach między tłumaczem a dziełem rozmawiali członkowie Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury: prof. Eliza Pieciul-Karmińska, prof. Jerzy Koch, dr Kinga Piotrowiak-Junkiert, dr Krzysztof Majer oraz Sebastian Musielak.

Od kilku lat można zaobserwować na europejskim rynku wzrost liczby tłumaczy. Coraz popularniejsze studia filologiczne oraz lingwistyczne kształcą młodych absolwentów kierunków językowych, którym trudno znaleźć pracę w zawodzie. Za mały rynek, a zbyt wielu językoznawców. Stąd rodzi się pytanie o jakość przekładów. Podczas konferencji prof. Pieciul-Karmińska, wybitna tłumaczka literatury niemieckiej podzieliła współczesnych tłumaczy na dwie grupy: – Pierwsi z nich to ci, którzy chcieli pisać, ale im się nie powiodło. Dlatego przy tłumaczeniu mocno ingerują w przekład. A drudzy zaś starają się wiernie oddać oryginalny styl autora – mówiła.

Jak zatem powinny wyglądać relacje między tłumaczem a tekstem w języku obcym? W jakim stopniu wolno mu wpływać na treść? Rozmówcy podczas dyskusji użyli kilkukrotnie porównania bliskości tłumacza z dziełem do związku miłosnego. – Między autorem przekładu, a tekstem musi istnieć „chemia”.
- Jednak tłumacz nie może być kochankiem danego autora, bo wtedy to uczucie zaślepia, deformuje relację – podkreślał dr Krzysztof Majer, zajmujący się przekładem literatury północnoamerykańskiej. Prof. Koch dodał, że faza zakochania oraz dojrzałego uczucia w miłosnym związku dotyczy także tłumaczy. – W momencie, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nie możemy ingerować w dzieło mówimy o dojrzałej relacji – wyjaśniał.

Dlatego tłumaczenie literatury jest trudne, a od przekładających wymaga się porzucenia indywidualnego języka, leksykalnych sympatii i antypatii. Tekst wyznacza dla niego ramy, ogranicza wolność. Znany tłumacz literatury fińskiej Sebastian Musielak zaznaczył, że tłumaczenie to próba pisania autora swoim językiem. Zwrócił też uwagę na częsty problem, z którym spotykają się przekładający – praca nad niezredagowanymi książkami.
 – Zdarzyło mi się tłumaczyć teksty bez jakiejkolwiek korekty, prosto spod pióra autora. Przekład takiego dzieła jest bardzo trudny. Brak korekty językowej ma ogromny wpływ na jakość tłumaczenia. – mówił z własnego doświadczenia Musielak.

Tłumaczenie literatury wymaga całkowitego oddania się tekstowi. W rozmowie został niejednokrotnie poruszony aspekt wpływu dzieła na autora przekładu. Pracując nad książką, tłumacz staje się jej niewolnikiem. Wkracza w świat, który go wciąga, porusza i zmienia jako człowieka. Nierzadko wyznacza nawet codzienność.
–Nigdy nie jesteśmy uwolnieni od tłumaczonych tekstów. Jestem bardzo poruszony tym, co odtworzyłem w języku polskim, zajmując się tomikiem poezji Antije Krog „Ciało ograbione”. Autorka używa w swoich wierszach bardzo wielu mocnych przekleństw w odpowiednich momentach. Tłumacząc Krog musiałem je zostawić i przełożyć na nasz język tak, aby nie stworzyć nowego wiersza. Jednak  do teraz poezja Afrykanki jest dla mnie zbyt poruszająca, dlatego nie mogę jej czytać. Tym bardziej na głos – opowiadał prof. Koch.
O swoich przeżyciach mówił także Krzysztof Majer, autor przekładu „Depesz” Michaela Herra. – Mocno odchorowałem „Depesze”. To brutalny, przejmujący reportaż o wojnie w Wietnamie. Pracując nad przekładem, zdawało mi się, że słyszę strzały z karabinu, tymczasem za oknem hałasowały tylko sroki. W takich momentach odkładałem książkę i odpoczywałem od niej. – wspomina.

Obecnie praca tłumaczy jest niedoceniana. Ze świecą szukać czytelników zwracających uwagę na przekład. Kiedy tłumaczenie okazuje się dobre, mówi się o genialnym stylu autora publikacji. Natomiast jeśli tekst zaczyna się nie podobać, automatycznie wytyka się słabą jakość tłumaczenia, obarczając autora przekładu winą za słaby styl tekstu
-
Ludzie, którzy nie zajmują się tłumaczeniami, akcentują błędy lub niedoskonałości przekładu. W krytyce tłumaczenia powinny być uwzględniane w dużym stopniu osiągnięcia. – zauważa prof. Jerzy Koch. A jak własne przekłady oceniają tłumacze? Czy śledzą prace kolegów i koleżanek po fachu? Dr Majer podkreślał, że tłumacze czytają wszystko inaczej. – Często mam ochotę zmieniać swoje tłumaczenia. Kiedy biorę do ręki tekst, staję się bardziej krytyczny. Odczuwam potrzebę ciągłego poprawiania, nawet jeśli nie znam oryginału – powiedział autor przekładu „Depesz”. Dodał, że często analizuje przekłady innych i wynotowuje przy tym osiągnięcia oraz błędy w tłumaczeniach, ucząc się.

Paradoksalnie, okazuje się, że nie trzeba znać idealnie języka wyjściowego, aby zostać cenionym tłumaczem. Zapytani pod koniec konferencji o klucz do bycia dobrym w przekładach, rozmówcy wskazali na perfekcyjną znajomość języka polskiego. Byli zgodni, że najważniejsze jest oczytanie, a dopiero potem wymieniali wyczucie językowe. - Aspekt wymagań wobec tłumaczącego podsumowała dr Kinga Piotrowiak-Junkiert, autorka przekładów literatury węgierskiej:  -Najważniejsza jest różnorodność. Należy czytać wszystkie gatunki literackie, nie tylko te, które lubimy, poznając różne formy, struktury i słownictwo. To gwarantuje sukces na tym rynku. – zaznaczyła.

 

Młoda Redaktorka FWPN Iwona Pałczyńska