„To nie my, to oni”. Marzec 1968
50-ta rocznica wydarzeń marcowych, jak wiele wydarzeń historycznych w Polsce budzi spory. Oprócz protestów studenckich, ruchu przeciwko cenzurze, walce na szczycie władzy o wpływy w PZPR miała wtedy miejsce ostatnia wielka fala emigracyjna Polskich Żydów. Premier Mateusz Morawiecki swoimi słowami w Monachium jednoznacznie określił państwową retorykę tych wydarzeń: państwo polskie wtedy nie istniało a za wypędzenie Polaków żydowskiego pochodzenia odpowiadają komuniści. Z drugiej strony pojawiają się interpretację, że antysemickie hasła padły na podatny grunt, a twierdzenie, że to nie my, to oni jest bardzo wygodne lecz nie do końca prawdziwe.
50 lat później: marzec oczami studentów
Poznań. Uniwersytet Adama Mickiewicza. Wypatruję na opustoszałym Wydziale Historycznym studentów i studentek, żeby zapytać, co wiedzą o marcu ’68. Z rozmowy z trzynastoma osobami wyłania się obraz zamieszania i niewiedzy, częściowej lub kompletnej. Zaczepiona przeze mnie para kojarzy protesty studentów, ale nie wie, co się wtedy dokładnie stało. Grupa trzech osób (studenci muzykologii i wschodoznawstwa) wie o protestach i o antysemickiej propagandzie. Kolejna grupa studentów muzykologii zupełnie nie umie przywołać żadnych wydarzeń odnoszących się do hasła marzec ’68. Dwie studentki historii, które nie interesują się nowożytnością, ale średniowieczem, kojarzą strajki ludności cywilnej, nie wiedzą dokładnie dlaczego miały one miejsce, ale przyznają, że jako reprezentantki samorządu studenckiego w związku z 50-tą rocznicą marca, razem z pracownikami Wydziału Historycznego składały wieńce pod pomnikiem Adama Mickiewicza, upamiętniając protesty, w których pracownicy Wydziału Historycznego brali udział. Tylko dwóch studentów, którzy interesują się tym okresem historycznym opowiada ze szczegółami, co się wtedy stało. Wspominają o Gomułce, Moczarze, Gierku, wojnie sześciodniowej i propagandzie antyżydowskiej. Następna ankietowana osoba nie wie nic o wydarzeniach. Wydział Historyczny dzieli parę kroków od Wydziału Chemii. Tam sześć zapytanych osób nie ma żadnych skojarzeń z marcem ’68.
Marzec 1968
25 listopada 1967 roku w Teatrze Narodowym w Warszawie wystawiono „Dziady” Adama Mickiewicza. Nowa inscenizacja dramatu, stworzona przez ówczesnego dyrektora teatru – Kazimierza Dejmka, miała ukazać się z okazji 50-tej rocznicy powstania bolszewickiego i być wystawiana z tej okazji także w Moskwie. Ze względu na swój charakter „Dziady”, zamiast podkreślać walkę z caratem i burżuazją, która wpisywała się w wyżej wspomnianą rocznicę, wybrzmiały jako silny protest antysowiecki. Teatr stał się miejscem wyrażenia politycznego niezadowolenia. Podczas antyrosyjskich scen wybrzmiewały gromkie brawa oraz okrzyki. Władza zakazała publikowania pozytywnych recenzji, oraz ograniczyła ilość wystawianych spektakli – do jednego tygodniowo. Dejmkowi nakazano spisywać reakcje publiczności. Spektakl wystawiono łącznie jedenaście razy, a 16 stycznia 1968 roku zawiadomiono, że ostatni spektakl odbędzie się 30 stycznia. Tego dnia sala była przepełniona, nie zawracano uwagi na miejsca – weszli wszyscy, którzy się zmieścili. Przedstawienie oglądało 862 osób z biletami oraz 115 bez nich. Po spektaklu tłum przemaszerował pod pomnik Adama Mickiewicza wykrzykując hasła „Żądamy dalszych przedstawień”, „Wolny teatr! Wolna sztuka!”, „Precz z cenzurą!”, „Chcemy Mickiewicza!”. Spontanicznej manifestacji dowodziła grupa „komandosów” – młodych działaczy opozycyjnych i przyjaciół, w skład której wchodzili między innymi: Adam Michnik, Henryk Szlajfer, Teresa Bogucka, Irena Grudzińska, Irena Lasota, Barbara Toruńczyk, Seweryn Blumsztajn, Wiktor Nagórski, Jan Lityński i Mirosław Sawicki. Niektórzy z nich mieli żydowskie korzenie, co potem posłużyło władzy do antysemickiej propagandy. Podczas przemarszu milicja aresztowała 35 osób. Wkrótce studenci zaczęli zbierać podpisy pod petycją do Sejmu w sprawie zakazu wystawiania „Dziadów”. Pod koniec lutego odbyło się spotkanie Związku Literatów Polskich, gdzie Stefan Kisielewski mówił o „dyktaturze ciemniaków”. Związek potępiał politykę władzy i przyjął rezolucję przeciwko cenzurze i w obronie zdjętego spektaklu. 4 marca decyzją ministra oświaty i szkolnictwa wyższego relegowano z Uniwersytetu Warszawskiego studentów Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Tego samego dnia „komandosi” zdecydowali się zorganizować wiec w obronie wyrzuconych z uczelni kolegów. 8 marca odbyły się protesty studentów w Warszawie, które zostały spacyfikowane przez odziały milicji i ORMO. Studentów zatrzymywano i bito. Sprzeciw wobec gomułkowskiej władzy rozlał się na inne miasta. Manifestacje solidaryzujące z Warszawą odbywały się między innymi w Gdańsku, Gliwicach, Katowicach, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu i Szczecinie. Największa manifestacja, gdzie pojawiło się 20 tys. osób, odbyła się w Gdańsku.
Odpowiedź władzy
Protesty zostały potępione przez Władysława Gomułkę, który winą za niepokoje społeczne obarczał wrogie imperialistyczne i syjonistyczne środowiska. Protesty studenckie, które odzwierciedlały szczere niezadowolenie z zaistniałej sytuacji społeczno-politycznej zostały wykorzystane przez ekipę Gomułki do nakręcenia antysemickiej propagandy, która miała zasłonić zmiany w partii. Po pełnieniu ponad dziesięcioletniej funkcji I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR przez Władysława Gomułkę, w partii wybrzmiewał spór między ekipą zgromadzoną wokół I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego w Katowicach - Edwarda Gierka, skupiającą młodych działaczy terenowych, a nurtem nacjonalistycznym reprezentowanym przez gen. Mieczysława Moczara, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych. Część historyków uważa, że Gomułka celowo wykorzystał antyżydowskie hasła aby zdobyć poparcie nacjonalistycznej frakcji PZPR. W efekcie czystek etnicznych, z PZPR wyrzucono ok 8 tys. osób.
W odpowiedzi na protesty studentów organizowano robotnicze masówki w godzinach pracy. Tłumy zbierały się na placach miast niosąc hasła: „Literaci do pióra, studenci do nauki”, „Syjoniści do Syjonu”, „Robotnicy nie wybaczą prowokatorom i rozrabiaczom”, „Młodzież zawsze z partią”, „Oczyścić partię z syjonistów”. W prasie i w wypowiedziach polityków panowało zdecydowana dezaprobata dla manifestujących, uznanych za wrogów Polski Ludowej. Nazywano ich „wichrzycielami”, „chuliganami”, „wrogami wszystkiego, co nam znane”, „podżegaczami”, „syjonistami”. W państwowej retoryce, z jednej strony winą za protesty obarczano „bananową młodzież” – zblazowaną grupę, wyznającą zachodnie wartości, która szkodzi socjalistycznej ojczyźnie, z drugiej strony natomiast, wrogie imperialistyczne i syjonistyczne ośrodki.
Antysemityzm
Początku antysemityzmu tamtych lat należy szukać w odpowiedzi władzy na wojnę izraelsko-arabską. W czerwcu 1967 roku, po wybuchu wojny sześciodniowej, państwa bloku wschodniego potępiły działania Izraela, wspieranego przez państwa kapitalistyczne, i tym samym poparły Arabów. Gomułka w przemówieniu z 19 czerwca 1967 roku zasugerował nielojalność niektórych polskich Żydów oraz możliwą zdradę syjonistycznych środowisk, dodał też, że każdy obywatel Polski powinien mieć jedną ojczyznę – Polskę Ludową, i że władza nie będzie utrudniać Żydom wyjazdu do ich nowej ojczyzny – Izraela. Już w czerwcu z wojska usunięto oficerów żydowskiego pochodzenia, a na polecenie gen. Mieczysława Moczara SB zaczęło zbieranie danych o tzw. „syjonistach ukrytych”. Żeby zostać zakwalifikowanym do tej kategorii wystarczyło tylko posiadać rodzinę w Izraelu. W marcu natomiast, Gomułka ogłosił, że „tym, którzy uznają Izrael za swoją ojczyznę, gotowi jesteśmy wydać emigracyjne paszporty” a premier Cyrankiewicz dodał, że „nie jest możliwa lojalność wobec socjalistycznej Polski i imperialistycznego Izraela jednocześnie”. Żydzi, którzy po wojnie zostali w Polsce, pamiętający z osobistego doświadczenia getta i obozy koncentracyjne, czuli się ponownie zagrożeni. Atmosfera stała się dla nich nieprzyjazna i aluzjami lub wprost postarano się aby kraj opuścili. Szacuje się, że w skutek marcowej antysemickiej propagandy z Polski wyjechało od 13 tysięcy do 15 tysięcy Żydów.
Emilia Bromber