drukuj

Notes, który wyda plon - wywiad Kingi Jakieły z Martyną Słowik

Martyna Słowik: Kluczem do dobrej rozmowy jest szczerość i otwartość. To jest mój patent. Wiem, że to może brzmi sztampowo i banalnie, ale rozmawiając z moimi bohaterami staram się nikogo nie udawać, być naturalna.

Kinga Jakieła: Lubisz pisać? Bo to dość ciężki kawałek chleba.

Martyna Słowik: Uwielbiam, ale to nie znaczy, że zawsze łatwo mi to przychodzi. Zdarzyło mi się rok pisać jeden artykuł. Wprawdzie naukowy, więc wymagający znacznie większych nakładów pracy, ale jednak. Męczyłam się z każdym zdaniem, przecinkiem. Zresztą Marcin Świetlicki zawsze powtarza, że pisanie to wielka męczarnia (śmiech). Coś w tym jest, ale bardzo często efekt końcowy jest tego wart.

W biogramie na stronie FWPN napisałaś o sobie, że uwielbiasz rozmawiać z ludźmi. Masz na to jakiś patent?

Uwielbiam rozmawiać z ludźmi, jestem ich bardzo ciekawa. Kluczem do dobrej rozmowy jest szczerość i otwartość. To jest mój patent. Wiem, że to może brzmi sztampowo i banalnie, ale rozmawiając z moimi bohaterami staram się nikogo nie udawać, być naturalna. Mówią, że ważne jest pierwsze wrażenie i to prawda. Zwykle najpierw kontaktuję się z moimi rozmówcami maliowo albo telefonicznie, mówię, kim jestem, o co mi chodzi. Już ten pierwszy kontakt jest bardzo ważny – wiele można z niego wywnioskować. Spotkanie z rozmówcą przebiega bardziej spontanicznie. Przygotowuję się do rozmowy, ale nie układam szczegółowego scenariusza i nie realizuję go punkt po punkcie. Robiłam tak przy swoich pierwszych wywiadach – w liceum i na początku studiów. Spisywałam pytania, które przychodziły mi do głowy i kurczowo się ich trzymałam. To nie jest najlepszy sposób – zamykamy wtedy głowę, a ta podczas rozmowy powinna być cały czas otwarta. Trzeba raczej reagować na odpowiedzi naszych bohaterów, podążać ich tropem. Mam zawsze przygotowane pytania, ale nie każde z nich muszę zadać. Za to w trakcie rozmowy zawsze pojawiają się nowe. Od części odchodzę na rzecz tych wątków, które w toku rozmowy wydają mi się bardziej interesujące.

KJ: Jak się przygotowujesz do rozmowy?

MŚ: Zaczynam od researchu w internecie. W dzisiejszych czasach to podstawa. Szukam biogramów mojego bohatera, zdjęć, wywiadów, których już udzielił, reportaży, tekstów, w których był wspomniany albo które sam napisał. Czytam też literaturę dotyczącą zagadnienia, które ma być tematem mojego wywiadu. Jeśli mam zamiar porozmawiać z kimś, kogo znają moi znajomi, wypytuję ich. Znajomi przydają się też na etapie szukania kontaktu do bohatera.

KJ: Jednym z moich ulubionych wywiadowców jest Tomasz Kwaśniewski, który jest znany z tego, ze nie przygotowuje się do wywiadów. Da się zrobić dobry wywiad przychodząc na rozmowę nieprzygotowanym?

Myślę, ze takie eksperymenty mogą być fajne. Jeśli popatrzymy na to z punktu widzenia potencjalnych czytelników, być może ciekawe jest pokazanie bohatera w takiej normalniej, spontanicznej rozmowie, która nie jest w żaden sposób ułożona. Ale ja idąc na wywiad nieprzygotowana czułabym, że nie jestem uczciwa wobec człowieka, z którym się spotykam, nie szanuje jego czasu, bo np. każdą informacje wyciągam od niego, a powinnam już to wiedzieć. Czułabym, że okazuję brak szacunku. Miałabym też chyba poczucie, że nadwyrężam zaufanie czytelników.

Początkujący dziennikarze mają zawsze olbrzymi problem z tematami. Skąd się je bierze?

[Moją] skarbnicą tematów jest mój przyjaciel, który pracuje w wydawnictwie i ma do tego prawdziwą smykałkę. Niesłusznie twierdzi, że sam potrafi pisać jedynie notatki promujące na ostatnią stronę okładki i posty  na Facebooka, więc obdarowuje mnie swoimi pomysłami na większe formy. Ma nosa do tego, co się będzie czytać albo klikać. Przy okazji ciągle zarzuca mi, że wynajduję  zbyt niszowe tematy, które może i są wartościowe,  ale nie znajdą szerokiego grona czytelników. Wymyśla mi sensacyjne petardy, wiele z nich to dobry trop. Może uda nam się wreszcie znaleźć złoty środek (śmiech).

Mariusz Szczygieł zwykł mówić, że młody dziennikarz powinien znaleźć sobie mistrza. Ty masz swojego?

Nie mam jednej takiej osoby. To raczej mozaika ludzi, których spotkałam w życiu, książek, które przeczytałam. Ale jeśli już pytasz o konkretne nazwiska reporterów i reporterek, wymieniłabym Wojciecha Jagielskiego. Jest skromnym, wyczulonym na drugiego człowieka słuchaczem, dobrze i precyzyjnie formułuje swoje myśli. Potrafi też chyba zadawać „otwierające” pytania. Podobnie Cezary Łazarewicz, w którym urzeka mnie, że zawsze jest maksymalnie otwarty na swojego rozmówcę. Nigdy nie daje odczuć, że jest lepszy czy mądrzejszy. Spotykając się z nim, spotyka się równy z równym, człowiek z człowiekiem. To ważne, szczególnie w relacji mistrz-uczeń, ale i w każdej innej. Zdarza się, że ludzie starsi wiekiem, doświadczeniem czy [z większymi] osiągnięciami, traktują młodszych z góry. Chcą ich nauczyć źle pojętej pokory, pokazać, gdzie ich miejsce. Tymczasem krytyka powinna być budująca, a nie destrukcyjna. Świetną robotę, wykonuje też Justyna Kopińska. Podziwiam jej determinację i zaangażowanie – swoimi reportażami zmienia na lepsze kawałek świata. Wspaniałe wywiady, które lubię czytać, przeprowadzała Teresa Torańska. Z młodszych dziennikarzy przeprowadzających bardzo dobre rozmowy, wymieniłabym Grzegorza Sroczyńskiego.

A rozmówcy? Przywiązujesz się do nich? Do ich historii? Któryś z twoich bohaterów szczególnie zapadł ci w pamięć?

Podczas pracy nad tekstem o seksizmie na uczelniach jedna z moich bohaterek opowiedziała mi o dramatycznych zdarzenia ze swojego życia, o których czasami nie mówi się nawet bliskim. To było nasze pierwsze spotkanie. Nie zdajemy sobie sprawy, ile strasznych historii noszą w sobie ludzie, którzy pozornie wyglądają na szczęśliwych. Moja rozmówczyni była osobą o wysokim statusie społecznym, dużo w życiu osiągnęła, mimo traumy z młodych lat. Opowiedziała mi o sprawach, o których często czyta się w kronikach kryminalnych i myśli z ulgą: „jak dobrze, że mnie to nigdy nie spotkało”.

Zapadła mi też w pamięć rozmowa z Jackiem Bończykiem z  2011 roku. Dotknęła mnie płyta, którą wtedy wydał. Nosiła tytuł „Mój Staszewski” i były to reinterpretacje utworów Stanisława Staszewskiego w ciekawych, dla mnie nietypowych, aranżacjach. Na tamtym etapie życia ten krążek był dla mnie szczególny. Postanowiłam z nim porozmawiać, choć trochę się bałam, bo wiedziałam, że Bończyk jest introwertykiem. Podczas rozmowy czułam, że mój rozmówca jest w niej autentyczny, a jego odpowiedzi nie są sztampowe. Myślę, że jak na krótką rozmowę po koncercie udało nam się porozmawiać naprawdę szczerze. Wymyśliłam sobie, że część pytań zadam słowami piosenek Stanisława Staszewskiego. To był ciekawy eksperyment, który przyszedł mi do głowy dość spontanicznie – w drodze na koncert z Krakowa do Katowic. 

Publikujesz m.in. w Tygodniku Powszechnym, Znaku, piszesz dla Popmoderny, Krytyki Politycznej... jakie są twoje cele na najbliższe lata? Powiedzmy na najbliższe pięć lat.

Oczywiście marzę o debiucie książkowym – reportażu, zbiorze reportaży albo zbiorze wywiadów.  Pięć lat to mało czasu, powinnam już mocno nad tym pracować, ale póki co wciąż pochłania mnie ekonomiczna proza życia i bieżących aktywności, które sobie wymyślam. Mam specjalny notes, który noszę przy sobie i w którym zapisuję pomysły. Oby wydał plon.

Rozmawiała Kinga Jakieła