drukuj

Lata z podwójną tożsamością. „To jest mój heimat”. - relacja Julii Grzybowskiej

Jadwiga (Hildegard) Paluch jest 80– letnią mieszkanką Gliwic – Łabęd. W swoich wspomnieniach zachowała złoty okres niemieckiego dzieciństwa i czas nastoletniości pod okupacją rosyjską. Rodzinę założyła już w Polsce Ludowej.

JG: Już samo przedstawienie pani rozpoczyna ciekawą opowieść. Czy może pani wytłumaczyć skąd to podwójne imię?

JP: Urodziłam się jako Hildegard Bruckner. Po wojnie trudno było być Niemką. Milicja chodziła pod oknami i nasłuchiwała, w jakim języku rozmawiają domownicy. Polacy zmieniali nam więc dane osobowe. Moje imię nie znajdowało polskiego odpowiednika. Tak zostałam Jadwigą Błaszczyk. Po ślubie przyjęłam nazwisko po mężu, który z resztą też miał dwukulturową przeszłość. Jego rodzina wyjechała do Francji w poszukiwaniu poprawy warunków życia. Gdy komuniści doszli do władzy obiecali Polakom złote góry. Rodzina Ryszarda stęskniona za domem zdecydowała się więc na powrót w 1949 r. Dzięki tej decyzji mieliśmy okazję poznać się w Łabędach.

JG: Jakie konsekwencje czekały Niemców, gdyby milicja usłyszała ich ojczysty język?

JP: Moi bracia walczyli w czasie wojny. Oczywiście po stronie niemieckiej. Po zakończeniu wszystkich działań i przegranej Niemców groziło im internowanie. Musieli się ukrywać. Rozliczenia powojenne nie ominęły również kobiet.

JG: Co ma pani na myśli?

JP:  Rosjanie, którzy po wojnie pojawili się w Łabędach, w bestialski sposób traktowali kobiety. Wielokrotnie dochodziło do gwałtów. Moja siostra – Anna cudem uniknęła rozstrzelania. Pomogła jej znajomość jeszcze z czasów przedwojennych. Pewna Białorusinka mieszkająca na niemieckich ziemiach przyjaźniła się z naszą rodziną. Kiedy wojna dobiegła końca miała okazję wstawić się u Rosjanina za Anną.

JG: Słyszałam, że Rosjanie pozbawili Pani rodzinę mieszkania

JP: Wszystkich nas eksmitowano. Nasze domy przerobiono na komendy wojskowe i szpitale. Dostaliśmy jedynie czas, aby spakować swoje kołdry.

JG: Dostaliście lokale zastępcze?

JP: Nikt się nami nie przejmował. Sąsiadka przygarnęła nas do siebie. Wszyscy mieszkaliśmy na jej strychu. Wcześniej jej dom należał do państwa Taubner. Głowę rodziny zastrzelili Rosjanie. Nowi sąsiedzi – Matejowie przejęli pusty dom. Mieszkaliśmy tam do momentu, kiedy Rosjanie opuścili Łabędy. Później wróciliśmy do swojego mieszkania.

JG : Kiedy ponownie mogliście przyznawać się do swojej niemieckiej tożsamości?

JP:  Wszystkie transformacje polityczne w Polsce rozpoczęły się po upadku komunizmu. Działania Solidarności nie pozostały bez echa również dla nas – Niemców. Od 1989 r. poczuliśmy się pewniej. Mogliśmy otwarcie mówić o naszym pochodzeniu. Wtedy też rozpoczęły się spotkania mniejszości niemieckiej w Łabędach.

JG: To jak teraz działa mniejszość niemiecka w Łabędach?

JP:   Zebrania mamy w każdy poniedziałek. Raz w miesiącu natomiast zorganizowana jest dla nas msza w języku niemieckim.  Niestety jest nas coraz mniej.  Kiedyś spotykało się prawie 500 osób, dzisiaj to tylko 60. Każde spotkanie odbywa się w języku niemieckim dlatego wciąż mogę biegle posługiwać się tym językiem kiedy odwiedzam córkę w Dortmundzie.

Dużo ludzi, gdy tylko przydarzyła się taka okazja wyjechało do Niemiec. To samo zrobiły moje dzieci w 1989 r.  Przez to moje wnuki, a nawet prawnuki dorastają już za zachodnią granicą. Wciąż jednak lubią przyjeżdżać do Polski.

JG: Wspomina Pani dzieci, wnuki…A czy młodzież tu na miejscu angażuje się w życie mniejszości niemieckiej?

JP: Niestety nie. Obawiam się, że główną przeszkodą jest bariera językowa. Młodzi, przynajmniej tu, na Śląsku, nie chcą uczyć się języka, co powoduje, że gdy my odejdziemy wspólnota przestanie istnieć.

Szkoda, bo robimy wiele ciekawych rzeczy. Poza standardową kawą i ciastem, wyjeżdżamy w wiele ciekawych miejsc.  Ostatnio byliśmy na górze św. Anny, gdzie spotkały się wszystkie mniejszości mieszkające w Polsce. Niekoniecznie byli to Niemcy.  Wiele lat temu wybraliśmy się do Bawarii. Pod swój dach przyjęło nas kilka rodzin. Wspólnie zwiedzaliśmy ten piękny region.  Dużo śpiewaliśmy, a przede wszystkim wspominaliśmy.  Wiele z tych osób mieszkało kiedyś na Śląsku. Pytali nas „a jak teraz nazywa się Hindenburg?” – Zabrze - odpowiadaliśmy.  Bawarczycy byli zainteresowani konkretnymi miejscami i nazwami ulic.

JG: Pani życie to przeplatanie się kultury polskiej i niemieckiej. W jakim języku pani śni?

JP: Po niemiecku. Najzabawniejsze, że jestem wtedy perfekcyjna językowo. Tak dobrze nie jest nawet na jawie.  Wiele przeżyłam na Śląsku. Pamiętam, gdy Gliwice były częścią Niemiec, później ziemie włączono do Polski. Ja zawsze jednak utożsamiam się  przede wszystkim ze Śląskiem. Nieważne pod czyim wpływem administracyjnym się znajduje. To jest mój heimat.

Rys historyczny

Gliwice - dawne niemieckie Gleiwitz, to miejsce nieodłącznie związane z historią II Wojny Światowej. Właśnie w tym 200 tysięcznym mieście  znajduje się najwyższa drewniana budowla w Europie- gliwicka Radiostacja.  Konstrukcja będąca ważnym dla mieszkańców symbolem zawsze już kojarzona będzie z niemiecką prowokacją z 1939 r. Za jej  pośrednictwem Niemcy, udający Polaków nadali informację o powstaniu zbrojnym przeciwko nazistom. Stało się to usprawiedliwieniem podjęcia działań militarnych. Wielu Gliwiczan uważa, że to tutaj na Górnym Śląsku tak naprawdę rozpoczęła się II Wojna Światowa.

Miasto przez ponad 600 lat znajdowało się pod panowaniem zamiennie czeskim i niemieckim. Znaczny napływ ludności niemieckiej szacuje się na XIX wiek. Wtedy również nastąpił rozwój przemysłu. Wybudowano hutę, liczne zakłady przemysłowe, a także instytucje kulturalne jak Oberschlesisches Museum in Gleiwitz.

Identycznie sytuacja wyglądała w Łabędach – obecnej dzielnicy Gliwic, a wcześniej samodzielnego miasteczka. W 1921 r. miał miejsce  pierwszy ważny plebiscyt, gdzie 1683 osoby opowiedziały się za przyłączeniem do Polski. Z powodu oporu Gliwic było to niemożliwe. Łabędy nie mogły stać się tzw. samotną wyspą.

Społeczeństwo m.in. z Łabęd sprzeciwiające się decyzji o dalszej germanizacji  toczyło krwawe walki pod przywództwem Stanisława Mastalerza podczas III powstania śląskiego (od 2/3 maja do -5 lipca 1921 r.). Przed II Wojną Światową, a także w jej trakcie odczuwalne było jednak przywództwo Niemiec. Na terenie Łabęd utworzono w 1940 r. obóz pracy dla jeńców wojennych.

Sytuacja zmieniła się po wojnie. W 1945 r. powstały dwa obozy NKWD dla Ślązaków i ludności niemieckiej. Szacuje się, że zginęło tu 1700 Niemców. W marcu natomiast przetransportowano 50 tys. więźniów w głąb- ZSSR.

Łabędy przetrwały jako samodzielne miasto do 1966 r. Wszystko dzięki przemysłowi. Wciąż na terenie obecnej już dzielnicy Gliwic funkcjonują takie zakłady jak Huta Łabędy i Bumar Łabędy. Na terenie Bumaru  do dziś produkowane są czołgi dla wojska polskiego.

                                                                                                                                            Julia Grzybowska