drukuj

Skorpion nie zmienia swojej natury — recenzja filmu Familienfest autorstwa Arkadiusza Lorenca

Kto choć raz znalazł się na przyjęciu rodzinnym, ten wie, że często bywają one nieudane. Niemiecki reżyser Lars Kraume dowodzi jednak, że przyjęcie w gronie rodziny może być gorsze, niż wielu się wydaje. Tyle tylko, że nieszczęść i problemów w filmie Familienfest jest chyba zbyt dużo. 

Z okazji 70. urodzin słynnego kompozytora i pianisty Hannesa Westhoffa (w tej roli Günther Maria Halmer) do jego rezydencji przyjeżdża cała rodzina — trzech synów: Max (Lars Eidinger), Frederik  (Barnaby Metschurat) i Gregor (Marc Hosemann) wraz partnerami, oraz ich matka, a zarazem pierwsza żona artysty, nieustannie pijana Renate (Hannelore Elsner). Druga małżonka Westhoffa — Anne, grana przez Michaelę May, również jest obecna, pełni raczej rolę gospodyni, usłużnie gotując, podając do stołu i próbując zapanować nad coraz trudniejszą atmosferą podczas spotkania. 

W domu Hannesa i Anne goście zjawiają się dnia poprzedzającego właściwe urodziny pianisty. Dla polskiego widza może być to dość zaskakujące. W Niemczech jednak tradycją jest organizowanie przyjęcia wieczorem, w dniu poprzedzającym dzień urodzin. Goście czekają z życzeniami i tortem do północy. O ile wcześniej nie dojdzie do katastrofy. I o ile solenizant nie zabierze swojej porcji pieczeni i nie uda się z nią do pracowni, zostawiając wszystkich gości w złym nastroju. 

Hannes jest mistrzem w psuciu atmosfery i wywoływania konfliktów. Ekscentryczny artysta potrafi każdemu z bliskich zajść za skórę. Nic dziwnego, że jego ciężko chory syn Max przyrównuje go podczas uroczystej przemowy do skorpiona, który zabija żabę niosącą go na drugi brzeg rzeki, i to z pełną świadomością tego, że doprowadzi tym samym do swojej zagłady, utonie. 

Pianista nie jest zadowolony ze swoich synów, co zresztą ciągle im wypomina. Nie podoba mu się, że Max pracuje jako dziennikarz, Frederik jest gejem i zarabia jako nauczyciel, a Gregor wciąż podejmuje ryzykowne interesy, które nierzadko kończyły się już bankructwem i niebezpiecznymi porachunkami. Obcina nawet jeden z trzech krzewów zasadzonych w ogrodzie przez jego synów. Symbolicznie kastruje tym samym Frederika, buntując się przeciwko jego homoseksualizmowi. 

Twórcy filmu mnożą problemy, które dotknęły przedstawioną rodzinę. Pojawia się alkoholizm Renate, mocno akcentowany jest wspomniany brak akceptacji Hannesa dla orientacji seksualnej jego syna i faktu, że ten zamierza adoptować dziecko wraz ze swoim partnerem życiowym. Obecna żona pianisty przedstawiona jest jako stereotypowa, wiecznie zapracowana gospodyni domowa, której jedynym zadaniem jest podanie do stołu i posprzątanie po domownikach. Jeśli dodamy do tego chorobę Maxa, która — uwaga, spoiler — kończy się śmiercią, otrzymamy mieszankę znajdującą się już na granicy kiczu. A jeśli pomyślimy jeszcze, że trzeci syn pianisty także nie radzi sobie w życiu zbyt dobrze, granica ta zostanie już chyba przekroczona. 

Familienfest ogląda się dobrze, ale tylko przez pierwszą część. Dalej film staje się coraz bardziej przewidywalny, a nagromadzenie negatywnych emocji przeradza go w pozbawiony wszelkiej oryginalności melodramat. 

Produkcję ratuje jednak z pewnością niewielka doza umiejętnie dawkowanego humoru, który miesza się w wielu przypadkach z tragizmem, wywołując w widzu uczucie goryczy. I stosunkowo dobra gra aktorska — szczególnie w wykonaniu Larsa Eidingera, filmowego Maxa, którego naturalna mimika, mętny wzrok i ciągle spocone czoło tworzą wiarygodny obraz choroby. 

Jak będą wyglądać kolejne urodziny Hannesa? Czy wydarzenia, do których doszło podczas rodzinnego spotkania spowodują, że pianista zmieni swoje podejście do bliskich? Lars Kraume nie daje niestety odpowiedzi na to pytanie.

Arkadiusz Lorenc

Pokaz filmu Familienfest w reżyserii Larsa Kraume odbył się w ramach przeglądu współczesnego kina niemieckiego Made in Germany zorganizowanego przez Goethe Institut i będącego jednym z wydarzeń polsko-niemieckiego roku jubileuszowego 2016.