Mitologia współczesnych Polaków - tekst Adriana Musiała
W co wierzą Polacy? Co pobudza naszą wyobraźnię i motywuje do działania? Okazuje się, że jest kilka wydarzeń historycznych i tych całkiem współczesnych, które zostały zagarnięte przez elity polityczne, by na ich kanwie budować mity, zbijać kapitał polityczny i osiągać sukces wyborczy. O współczesnych mitach Polaków można przeczytać w najnowszym numerze „Przeglądu Politycznego” (Nr 136 2016).
Wśród autorów, którzy podejmują rozważania na ten temat są historycy, filozofowie, tłumacze i eseiści, krytycy literaccy oraz antropolodzy i semiotycy kultury. Podejmują oni rozważania teoretyczne dotyczące mitów, teorii historycznych i badaczy zajmujących się tą tematyką, żeby potem na ich podstawie omówić współcześnie obowiązujące mity polityczne.
Zapomniani „wyklęci”
Profesor Rafał Wnuk (historyk, KUL) w swoim tekście „Wokół mitu żołnierzy wyklętych”, wskazuje, jak szybko zmieniło się ich postrzeganie w dyskursie publicznym. Momentem przełomowym zdaniem autora, były wybory prezydenckie i parlamentarne w 2015 roku, które zupełnie zmieniły znaczenie tego mitu. Przed tym wydarzeniem, „żołnierze wyklęci” byli stawiani przez ówczesną opozycję jako wzór niezłomności, ikona antysystemowa, obrońcy polskości i tradycji. Innymi słowy, poprzez ich historię PiS próbowało uzasadniać potrzebę zmiany władzy, przeciwstawiania się jej decyzjom i podważania fundamentów III RP, jako złego ustroju. Po wygranych przez PiS wyborach, taki mit nie był już potrzebny, ponieważ cel polityczny został osiągnięty. Przyszedł więc czas, żeby go przeformułować. Dzisiaj „żołnierze wyklęci” są przedstawiani jako narodowi bohaterowie, a ich historia jest jednym z argumentów legitymizowania obecnej władzy. Pokazuje to, jak łatwo jest zbudować mit polityczny i jak łatwo jest nim manipulować. Jedynym pozytywnym efektem odgrzebania tego wątku w polskiej historii, jest to, że zaczęto mówić o „żołnierzach wyklętych”, gdyż wcześniej stanowili oni białą plamę w narracji o naszych dziejach.
„Solidarność” vs. Powstańcy warszawscy
Kolejnymi mitami, na które zwrócił uwagę w tekście „Dwa mity” Piotr Augustyniak (filozof, eseista, tłumacz), są te dotyczące „Solidarności” i powstania warszawskiego. Dlaczego można i należy rozpatrywać je razem? Oba wydarzenia stanowiły wyraz niezadowolenia i sprzeciwu wobec politycznego zniewolenia. Autor zauważa, że fenomen „Solidarności” i jej mit stopniowo słabnie. Niewątpliwie wpływ na to miały bolesne reformy społeczne i gospodarcze, przeprowadzone po 1989 roku, właśnie przez elity związane ze środowiskiem „Solidarności”. Dla dużej części społeczeństwa wiązały się one z dużymi kosztami i wyrzeczeniami. Z drugiej strony, samo środowisko, które doprowadziło w końcu do pokojowej transformacji ustrojowej, nie potrafiło po jej dokonaniu się zjednoczyć, a nawet zaczęło się coraz bardziej dzielić. Musiało to więc nadszarpnąć mit „Solidarności”. Tą niewykorzystaną niszę przejęło drugie wspomniane wydarzenie, a mianowicie powstanie warszawskie. Trudno bowiem znaleźć bardziej heroiczną postawę, jak zbrojne wystąpienie przeciwko okupantowi i to w Warszawie, sercu Polski. Bardzo łatwo było więc zdaniem autora przekuć to bolesne wydarzenie w mit o zniewoleniu współczesnej Polski, o potrzebie walki z obecną władzą. Taka retoryka była wykorzystywana przez środowiska prawicowe na czele z PiS. Dzisiaj, kiedy udało się zmienić władzę, powstańcy warszawscy stają się symbolem zwycięstwa, pomimo porażki powstania.
Mit śmierci
Dariusz Czaja (antropolog kultury, eseista, recenzent muzyczny) w tekście zatytułowanym „Polski teatr śmierci” zauważa z kolei, że „czarna nić żałobna przenika głęboko tkankę polskiego życia”. Autor udowadnia, że w naszej mentalności i dyskursie historycznym, wątek umierania jest bardzo silny. Z jednej strony wynika to z faktu mocnej religijności Polaków, gdzie dogmat o ukrzyżowaniu Chrystusa stanowi podstawę wiary, z drugiej zaś, praktycznie od zawsze pogrzeby znanych osób (polityków, malarzy, pisarzy, poetów, osób zasłużonych dla kraju) stanowiły pewnego rodzaju spektakl, manifestację wiary i patriotyzmu. Dzięki tego typu zachowaniom kształtowała się nasza świadomość historyczna, patriotyczna i narodowa.
Autor dodaje, że o sile śmierci świadczy fakt, że jest ona wszechobecna w kulturze i sztuce, co najdobitniej widać na deskach teatru, choćby w „Dziadach” Adama Mickiewicza. Czaja podkreśla, że śmierć stała się naszym „narodowym totemem”, który łączy nas w szczególnych chwilach, z taką samą siłą, jak niegdyś. Wynika to też poniekąd z przyjętego wcześniej i utrwalanego obecnie modelu przeżywania historii, opartego na wspomnieniach rocznic przegranych bitew, powstań, tragicznych wydarzeń. Oczywiście należy o tym pamiętać, w końcu to buduje naszą tożsamość, nasz patriotyzm, ale może najwyższy czas zacząć świętować wygrane bitwy, okresy świetności naszego państwa, wspominać wszystkich tych, którzy wpływali na nasz rozwój? Nie ma co do tego społecznej zgody. Jak wskazuje Czaja, dla „mitotwórców” myślenie o teraźniejszości i przeszłości ujmowanej w kategorii śmierci, oddaje nasz „charakter narodowy”, dla „mitożerców” natomiast to historyczny garb, anachroniczne i konserwatywne myślenie, które nie przystaje nijak do współczesnej Europy, patrzącej raczej w przyszłość, a nie oglądającej się za siebie.
Mit smoleński
Ze wspomnianym mitem śmierci, wiąże się nieodłącznie nowa narracja, która funkcjonuje od 2010 roku i katastrofy prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem. W publicystyce i nauce, zaczęto określać go jako mit smoleński. Jak wskazuje Marcin Napiórkowski (semiotyk kultury, strukturalista, badacz współczesnych mitów, pracownik UW) w swoim tekście pt. „Mit smoleński”, można doszukiwać się dwóch jego źródeł. Istnieje prawdopodobieństwo, że zrodził się w zamkniętym kręgu specjalistów od marketingu politycznego, którzy widzieli w nim szansę na zbudowanie nowej narracji dla środowiska prawicowego, pobudzenie emocji konserwatywnego elektoratu i w efekcie przekucie go w sukces polityczny. Z drugiej jednak strony mit ten mógł zrodzić się zupełnie spontanicznie, oddolnie, wynikać z silnych przeżyć społeczeństwa. Jak wskazuje Napiórkowski, „jeden z największych mitów politycznych współczesnej Polski budowany jest na fundamencie radykalnej antypolityki: dzieli i łączy zarazem, umacnia władzę i obala ją, jest konserwatywny i rewolucyjny, oparty na kulcie przeszłości i skrajnie nakierowany na przyszłość, jest – wreszcie - wytworem politycznych kalkulacji, powstaje jednak w ścisłej współpracy z działającymi spontanicznie aktorami społecznymi”.
Trudno o bardziej trafną i rzeczową charakterystykę mitu smoleńskiego, który, zdaniem autora, ugruntował się już na dobre w naszej świadomości, dyskursie medialnym i społecznym. Składa się na niego kilka obrazów, idei, które utożsamiają przebudzenie, drogę, walkę o pamięć z tymi, którym zależy, byśmy zapomnieli. Bardzo łatwo w takiej atmosferze wysnuć analogie do polskiej historii, dzięki czemu wyznawcy mitu utożsamiają poprzednią władzę z rządzami zaborców, najeźdźców lub w skrajnych przypadkach zdrajców. Nie można jednak zdaniem Napiórkowskiego mówić o jednym micie smoleńskim, bowiem z jednej strony mamy mitologię budowaną i podtrzymywaną przez wypowiedzi polityków PiS, zwłaszcza podczas comiesięcznych spotkań na Krakowskim Przedmieściu oraz mitologię skrzętnie budowaną przez sejmową komisję Antoniego Macierewicza, z drugiej zaś swoistą kontrmitologię tzw. „ludu smoleńskiego”, czyli licznej grupy przybywającej każdego miesiąca pod Pałac Prezydencki, by uczcić pamięć wszystkich tych, którzy zginęli. Nie zgadzają się oni z medialnymi przekazami dotyczącymi katastrofy, nie wierzą politykom, łączy ich poczucie wspólnoty i żalu związanego ze stratą elit intelektualnych i politycznych Polski. Swoją mitologię buduje także obecna opozycja, którą ciągle obciąża się odpowiedzialnością za zaistniałą katastrofę. Dla nich ważne jest, żeby udowodnić, że nie był to zaplanowany zamach i że dochowano wszelkich procedur bezpieczeństwa związanych z planowaniem i samym przebiegiem podróży. Chociaż w wielu miejscach tożsame i odwołujące się do podobnych elementów, często akcentują jednak zupełnie inne elementy, budując odmienną narrację. Nic nie wskazuje, żeby mit smoleński tracił swoje znaczenie i polityczną przydatność. Ostatnie wybory pokazały bowiem, że jest to doskonały element kampanii wyborczej, silnie motywujący elektorat prawej strony sceny politycznej. Tłumy na tzw. „miesięcznicach”, płomienne wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego i domaganie się uczczenia ofiar tej katastrofy w postaci pomnika znajdującego na Krakowskim Przedmieściu, pozwalają przypuszczać, że mit ten będzie trwał nadal. Jak długo? Aż nie powstanie wystarczająco silna kontrmitologia, która przeniesie nasze myślenia na inne tory. Obserwując obecną scenę polityczną nie widać aktora, który byłby w stanie taką kontrmitologię zbudować i przekonać do niej Polaków.
Przegląd najważniejszych mitów pokazuje słabość środowiska lewicowego i liberalnego, które nie potrafiły zbudować własnego mitu, a nawet zaprzepaściły mit „Solidarności”, który mógłby być obowiązującym i wyznaczającym kierunek społecznej debaty. Bo widać wyraźnie, że to nie kto inny, jak prawica, potrafiła zbudować mitologię, która zawładnęła polskim dyskursem politycznym, z wymiernym skutkiem, jakim była wygrana w wyborach.
Adrian Musiał