drukuj

Pruski żołnierz z pieniążkiem - relacja Kai Puto

Stulecie wybuchu Wielkiej Wojny było w ubiegłym roku dla czasopism kulturalnych tematem must have. Ostatni numer kwartalnika „Miasteczko Poznań” podejmuje go w sposób podwójnie wyjątkowy.

Wyjątkowy – po pierwsze – bo rocznicą „samobójstwa Europy” egzaltowano się głównie w kontekście Cekanii i Imperium Rosyjskiego, a „Miasteczko Poznań” – jak łatwo się domyślić – skupia się głównie na nudnym i porządnym, a przeto niepodatnym na mitologizację, zaborze pruskim. Po drugie wyjątkowy, bo – co również można wywnioskować z tytułu – eksploatuje wątki żydowskie, a więc wątki w kontekście Wielkiej Wojny trudne, kontrowersyjne i ledwo zbadane.

Wiele wagi przykłada się w Polsce do tragedii Polaków zmuszonych do bratobójczej walki na trzech frontach, niewiele – do podobnej, a nawet trudniejszej sytuacji Żydów, którym nikt (a przynajmniej żadne z tych trzech imperiów) niczego za czołganie się w okopach nie obiecywał. A jednak się czołgali, nie spodziewając się nawet, że po wojnie będzie jeszcze gorzej, że powstaną zakompleksione państewka narodowe, w których przyjdzie im – niezbyt przyjemnie – żyć. Jak to się skończyło, również dla kombatantów z pruskimi orderami, wszyscy wiemy.

Mamy więc w „Miasteczku Poznań” pełną gamę artykułów o Żydach na Wielkiej Wojnie. O Żydach tonących w pruskich mundurach, Żydach wyalienowanych w mieszanych etnicznie pułkach, Żydach walczących przeciwko swojemu odwiecznemu wrogowi – antysemickiemu Imperium Rosyjskiemu. Kajzer Wilhelm zakazał naprędce partiom politycznym i prasie głoszenia antyżydowskich haseł i zaprzągł do armii 100 000 Żydów: do walki stanął więc – jak wylicza Andrzej Pakuła – co szósty niemiecki Izraelita. Barbara Kalinowska-Wójcik zauważa z kolei (w artykule o mobilizacji na Górnym Śląsku) bezprecedensowe zetknięcie się Żydów zachodnich z Żydami wschodnimi, a raczej – ze stereotypami dotyczącymi tych ostatnich. Oprócz historycznych analiz temat numeru obejmuje kilka fotografii, przedruki fragmentów listów wojennych i spis nazwisk. Trochę to rozczarowuje – teksty są ściśle faktograficzne i z pewnością wypadłyby ciekawiej w towarzystwie obszerniejszych przedruków dzieł literackich, wspomnień, biografii czy choćby listów.

Najciekawszą częścią numeru jest podwójna refleksja o żydowskim mieniu. Szczególną uwagę zwraca osobisty, erudycyjny esej Kornelii Sobczak o kurczących się żydowskich dobytkach czasów wojny, choć autorka – w mojej opinii – niepotrzebnie ukrywa dojrzały, eseistyczny styl za naukowym żargonem. Piotr Forecki porusza z kolei temat polskiego mienia pożydowskiego czy też raczej jego „prześnionego” – jak powiedziałby Andrzej Leder (a Piotr Forecki by się nie zgodził) – przywłaszczenia. Temat niezwykle potrzebny, w Europie Zachodniej przepracowany, a w Polsce – rzecz jasna – nie.

„Miasteczko Poznań” odzyskuje też dla czytelnika przykłady zapomnianej poezji i prozy żydowskiej. Literatura to mniej (Szmuel Halkin) lub bardziej (Ludwig Kalisch) oszałamiająca, choć dla badaczy kultury żydowskiej z pewnością – bez wyjątku – wartościowa. Ogromny szacunek należy się redaktorom pisma za próby pisania „herstorii” Izraela (świetny tekst Jagody Budzik o podwójnym wykluczeniu żydowskich kobiet przybyłych do nowo powstałego kraju omamionego męskim etosem sabry) i wydobywanie dla polskich czytelnika żydowskich autorek (Jadwigi Maurer, Celii Dropkin czy Chany Lewin). W tym kontekście na uwagę zasługuje także tekst Agnieszki Rejniak-Majewskiej o Teresie Żarnower, awangardowej artystce związanej m.in. z międzywojenną grupą Blok.

Na wyróżnienie zasługuje również trafna, choć momentami emocjonalna krytyka powierzchownego (a przeto paradoksalnie antysemickiego) filosemityzmu autorstwa Piotra Foreckiego i Anny Zawadzkiej. Punktem wyjścia był tekst Marcina Kołodziejczyka („Polityka”) poświęcony „polskiej modzie na żydowskość”. Autorzy w przekonujący sposób udowadniają, że moda na żydowskie figurki, festiwale czy nawet korzenie to w istocie nieuprawniona, pośmiertna niejako uzurpacja kultury żydowskiej, odrzucanej przecież za życia polskich Żydów. Kreuje fałszywy obraz polsko-żydowskiego pożycia, a za jedynego winowajcę rozpadu tej „idylli” uznaje niemieckiego agresora. Oczywisty i godny krytyki jest ładunek klisz, a nawet orientalizacji w zachwycie nad przedstawieniami „Żyda z pieniążkiem”; mniej oczywisty, a godny uporczywego powtarzania – temat polskich pogromów, polskiego antysemityzmu i polskiego „patrzenia na getto”. Ostra krytyka okładki dodatku do tygodnika opinii popularyzującego kulturę żydowską (przedstawia ona ortodoksyjnego Żyda, co – w opinii autorów – sprzyja stereotypizacji) wydaje się już jednak utopijnie poprawna (jak wyczerpać wizerunki Żydów?), jakkolwiek uwaga „brakuje tylko skrzypiec i pięknej Żydóweczki” nie wzbudzałaby aplauzu czytelnika.

Najnowszy numer „Miasteczka” to obszerny zbiór interesujących (przeważnie) tekstów. Nie zmienią tego redakcyjne niedociągnięcia (przytaczane informacje powtarzają się w kolejnych artykułach, nie udało się też uniknąć błędów, w tym dwóch ortograficznych).

Kaja Puto