Europa wielokulturowa to nie utopia - Yaryna Onishechko
Czym jest wielokulturowość - zrzeczeniem się własnej kultury czy integracją z innymi? Czy można mieć drugą tożsamość? Jak odnaleźć się we współczesnym zróżnicowanym świecie? Na te pytania starali się odpowiedzieć paneliści debaty pt. „Wielokulturowość Europy – przekleństwo czy bogactwo?”, która odbyła się 6 maja w Pałacu na Wyspie w Warszawie.
Wśród panelistów znaleźli się m.in.: prof. Didier Francfort z Instytutu Historii i Kultury Europejskiej im. Bronisława Geremka w Luneville we Francji, Klara Geywitz, politolożka, deputowana do Landtagu od partii SPD, członkini Zarządu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, oraz prof. Halina Grzymała-Moszczyńska z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dyskusję moderował Marek Ostrowski, redaktor tygodnika „Polityka”.
- W 2008 r. w Boliwii nastąpiła zmiana konstytucji. Od tej pory kraj ma nazwę „Wielonarodowe Państwo Boliwii”. Nie zmieniło to nic w polityce migracyjnej, jest to tylko hasło, ale też symbol godny zaufania - tymi słowy rozpoczął debatę prowadzący. Dziennikarz podkreślił, że dyskusje na temat wielokulturowości Europy stają się szczególnie ważne w świetle ostatnich wydarzeń na Morzu Śródziemnym, gdzie zatonął kolejny kuter z 800 nielegalnymi imigrantami na pokładzie.
Diagnoza stanu rzeczy
Kiedy w latach 60. Republika Federalna Niemiec zaprosiła gastarbaiterów z Turcji, nikt nie myślał o tym, że założą rodziny i zostaną na stale. Sama nazwa wskazuje, że mieli być jedynie gośćmi, którzy będą zaspokajać potrzebę taniej siły roboczej. - Nikogo nie interesowało, że są z innej kultury i po 30 latach już nie będą mogli wrócić do domu. Doprowadziło to do powstania równoległego społeczeństwa tureckiego w Niemczech - opowiedziała Klara Geywitz. Teraz polityka migracyjna Niemiec znacznie się zmieniła - m.in. stworzono rynek pracy, który może przyjąć obcokrajowców. - Dzieci migrantów, którzy urodzili się w Niemczech mogą przyjąć obywatelstwo niemieckie - dodała.
We Francji natomiast do dzisiaj nie używa się jednego terminu dla oznaczenia osób przyjeżdżających do kraju i wyjeżdżających poza jego granice. - Francuz nigdy nie będzie emigrantem, zawsze będzie Francuzem. To wynika z tradycji hegemonicznych - zaznaczył prof. Didier Francfort.
Wciąż dużym wyzwaniem dla Europy jest nielegalna migracja i sceptyczne nastawienie Europejczyków wobec przyjmowania kultur obcych. Paneliści doszli do wniosku, że zwolenników antywielokulturowości łączy strach przed wielokulturowością. Wizerunek imigranta jako wspólnego wroga, który odbiera lepsze miejsca pracy, kreują często politycy-populiści.
Bogactwo, nie przekleństwo
Z tym, że wielokulturowość jest atutem, a nie utopią zgodzili się wszyscy paneliści. - Musimy dążyć do takiego stanu rzeczy, by kultura obca łączyła się z kulturą rdzenną. Nie można dopuścić do utraty tożsamości - zauważyła Klara Geywitz. Prof. Grzymała-Moszczyńska podkreśliła jednak, że nie warto się bać tzw. „idealnej integracji”, bo jest niemożliwa. - Nie da się żyć w dwóch kulturach jednocześnie. Tożsamość ludzka ma warstwy. Na jednym poziomie obcokrajowiec może się zasymilować, na innym zintegrować się czy stosować strategię separacji - wyjaśniła profesor psychologii.
Prof. Didier Francfort zauważył, że pokojowe współistnienie różnych kultur w ramach jednego obszaru terytorialnego nie może być efektem projektów politycznych czy społecznych, tylko naturalnego rozwijania się relacji międzyludzkich. - Bardzo wierzę w pracę lokalną. Trzeba pokazać ludziom, że mają wiele wspólnego - podkreślił.
Debata została organizowana w ramach projektu Śród Europejskich przez Fundację im. prof. Bronisława Geremka oraz Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej.
Yaryna Onishechko