Der Tod von Dresden - relacja Martyny Witkowskiej
Trzynastego lutego mieszkańcy Drezna wyczekują z niepokojem. Wtedy to, w siedemdziesiątą rocznicę alianckich bombardowań miasta, ponownie zetrą się ze sobą manifestacje neonazistów i ich przeciwników. Konflikt o pamięć sięgnie zenitu. Pytanie – dlaczego?
W pamięci powojennych Niemiec Drezno ma miejsce szczególne – natychmiast uruchamia ciąg skojarzeń. Zrównanie z ziemią zaledwie w ciągu kilku dni całego historycznego centrum, zmieniło oblicze metropolii na kolejne dziesięciolecia, a może i na zawsze. Miasto, którego przestrzeń przestała istnieć, które miało zostać wymazane z pamięci niemieckiego agresora, a które paradoksalnie stało się właśnie miejscem pamięci nie tylko dla jego mieszkańców, ale i dla całego świata. Obrosło mitem wyjątkowości i stało się pomnikiem przypominającym o bezsensownym cierpieniu, dotykającym zwyczajnych ludzi. Jak stwierdził na łamach „Kultury Liberalnej” Marcin Napiórkowski, od lat zajmujący się badaniami nad pamięcią zbiorową: Miasto jest w dziedzinie topografii tym, czym wiersz w dziedzinie języka – jest poezją przestrzeni, wypowiadającą się w maksymalnym zagęszczeniu struktur, sensów, środków wyrazu. Drezno spełnia wyjątkową rolę w dyskursie o powojennym świecie. Świecie katów i ofiar, w którym ostatecznie każdy swoje wycierpiał, jednak nie każdego cierpienie uznane zostało za to prawdziwe. Cierpienie zbombardowanych drezdeńczyków przez lata kreowane było przez następujące po sobie władze na swego rodzaju mityczne i symboliczne. Propagandowe działania III Rzeszy, które na celu miały wrogie nastawienie społeczeństwa względem działań alianckich, do dziś odciskają piętno na interpretacji Drezna jako miejsca katastrofy absolutnej, świadka nieludzkich, bezsensownych zniszczeń spowodowanych wojną, która na zawsze zmieniła oblicze historii. Ile w tej propagandzie prawdy, a ile obłudy, starała się przybliżyć Malwina Górecka (germanistka, autorka tekstów naukowych poświęconych tematyce niemieckiej, głównie związanej z Dreznem) podczas wykładu W labiryncie pamięci. Przypadek Drezna., towarzyszącemu wystawie Niemcy nie przyszli, którą oglądać można do 23 lutego (bieżącego roku) we Wrocławskim Muzeum Współczesnym.
Jeżeli mówimy o pamięci…
13 lutego 1945 roku, kiedy to alianci przeprowadzili naloty dywanowe, wskutek których Drezno ogarnęła swoista burza ogniowa, w umysłach Niemców do dzisiaj jest datą szczególną, symbolem absurdu wojny i niezawinionego cierpienia. Miasto drży, wstrząsane eksplozjami, (…) wszechogarniające doświadczenie angażuje bez reszty zarówno sprawców, jak i ofiary, ludzi i rzeczy, ciała i dusze – pisał o Dreźnie autor wielu prac na temat Holocaustu i doświadczeń granicznych, Jacek Leociak. Choć podczas II wojny światowej bombardowania dotknęły wiele miast na terenie całej zaangażowanej w działania wojenne Europy, to jednak doświadczenie Drezna obrosło swoistym mitem. Niezaprzeczalnie najtragiczniejsze dla drezdeńczyków wydarzenie w historii ich miasta ma także inny wymiar. Każdy pamięta bowiem, kto rozpoczął wojnę totalną, kto zrzucał pierwsze bomby i kto wymordował także miliony równie niewinnych ludzi. Zaraz po Breslau (niestety!) właśnie Drezno było bowiem jednym z najbardziej nazistowskich i wrogo nastawionych wobec Żydów niemieckich miast, w którym NSDAP święciło ogromne triumfy. To właśnie tam w Noc Kryształową płonęły synagogi, które obecnie pieczołowicie się odbudowuje i na nowo podziwia. Pamięć, stanowiąca fundamentalny element konstytuujący tożsamość zbiorową, wymaga pewnej konkretnej historycznej interpretacji wydarzeń. Każdy cierpi jednakowo, jednak wskazanie źródła owego cierpienia zależy od wielu czynników. Zmitologizowana jeszcze poprzez działania propagandowe Josepha Goebbelsa pamięć mieszkańców Drezna przetrwała w swojej jednostronnej konstrukcji po dziś dzień, jednakże z biegiem czasu autentyczny rozrachunek z przeszłością i analiza treści historycznej doprowadziły do rozpoczęcia trwającego obecnie procesu renegocjacji pamięci. Pamięć prawdziwa, odpowiedzialna, skontekstualizowana – do tego dążą drezdeńczycy podejmujący wysiłki w celu weryfikacji i ewentualnej korekty panujących przekonań. Pragną, aby tragiczne dzieje ich miasta stały się punktem wyjścia do zaangażowania na rzecz pokoju i demokracji, aby mówiąc o Dreźnie mówić także o innych zbrodniach.…trudno…
Stopniowo z biegiem lat zanika w mieszkańcach przekonanie o wyjątkowości Drezna. Starsze pokolenia, pamiętające jeszcze być może miasto sprzed nalotów, pragnęły przywrócić mu jego dawną świetność i odbudować doszczętnie zrujnowane centrum. Kamień po kamieniu, cegła po cegle na nowo powstawały z gruzów zniszczone budowle. Zwłaszcza po upadku komunizmu i zjednoczeniu Niemiec z roku na rok miasto przechodziło diametralne zmiany, aby móc obecnie dumnie chwalić się pięknym, podniesionym z gruzów centrum, idealnie odpowiadającym temu sprzed bombardowań. Jednakże wśród młodszych pokoleń zrodziło się pytanie – ile w tym nowym Dreźnie jest autentyczności? Czy te budynki, pomniki, kościoły tak naprawdę są prawdziwe, czy też żyją jakby w Disneylandzie? Pokoleniowo znacznie zmienił się stosunek do odbudowy miasta. Współcześni Niemcy, pragnący nie być jedynie spadkobiercami III Rzeszy, obarczanymi za grzechy przodków, w dużej części pragną odciąć się od przeszłości i iść do przodu, a przywracanie dawnego uważają za krok wstecz. Podobnie jak w Warszawie w czasach socjalistycznych, tak i w Dreźnie, odbudowa miała wydźwięk silnie polityczny i propagandowy. Kilkadziesiąt lat temu głoszenie idei podniesienia z gruzów zniszczonego przez imperialistyczne kraje alianckie (zgodnie z ówczesną linią polityczną nacisk kładziono na winę Stanów Zjednoczonych) niewinnego miasta było oczywiste, jednak obecnie staje się dość dyskusyjne. A dyskusja owa nasila się co roku zwłaszcza 13-tego lutego, czyli dokładnie w rocznicę tragicznych dla Drezna wydarzeń.
…aby nie był to labirynt.
Neofaszyści kontra lewicowi demokraci – w cieniu masowych manifestacji przebiegają od dobrych kilku drezdeńskie obchody rocznicowe. Tego roku, w siedemdziesiątą rocznicę nalotów, swoją obecność z pewnością zaznaczy PEGIDA, czyli Patrioci Europy przeciw Islamizacji Zachodu. Ten prawicowo-populistyczny ruch obywatelski, powstały w odpowiedzi na zamach w paryskiej redakcji Charlie Hebdo, zrzeszający coraz większą liczbę zwłaszcza młodych ludzi, za swoją kolebkę ma właśnie Drezno. Chociaż procentowy udział emigrantów z krajów islamskich w liczbie mieszkańców Drezna jest jednym z najniższych w całych Niemczech, to właśnie tam zrodziła się organizacja, która bez skrępowania utożsamia swoją ideologię z faszyzmem. W naznaczonych trudną historią Niemczech problematycznym było do tej pory otwarte głoszenie idei skrajnie nacjonalistycznych i nawiązujących do programu III Rzeszy. Wydarzenia w Dreźnie wyraźnie wskazują na przełom w narracjach na temat rozliczenia się z przeszłością i wywołują ogólnonarodową dyskusję, a także niepokój środowisk liberalnych z powodu silnej ekstremizacji poglądów skrajnie pro-narodowych. Ciekawym jest, iż właśnie w mieście, które nie potrafi do końca rozliczyć się ze swoją własną przeszłością, rodzą się ruchy przełamujące niemieckie powojenne tabu. Ciekawe, lecz nie dziwne. Ideologiczne zawłaszczenie pamięci o zniszczeniu Drezna przez lata nie pozwalało na wytworzenie w mieście autentycznej tożsamości, a jej instrumentalizacja skutkuje obecnie wojną pamięci, a tym samym wojną ideologii.
Zastanawia fakt, że miejsca, w których żyjemy, są jakby obecnościami nieobecności. Pokazuje się to, co już niewidoczne. >>Widzi pan, tutaj było…<<, ale już tego nie widzimy - zacytować można za francuskim jezuitą i antropologiem kultury, Michaelem de Carteau. Wykład Malwiny Góreckiej W labiryncie pamięci. Przypadek Drezna., chociaż nie nawiązywał bezpośrednio do wystawy Niemcy nie przyszli, której kanwę stanowi powojenna historia Wrocławia, to poruszał, tak jak i ona, tematykę pamięci i jej odmiennych interpretacji. Niedawno obchodziliśmy inną ważną rocznicę: siedemdziesięciolecie wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, niebawem drezdeńczycy wyjdą tysiącami maszerować w 70-tą rocznicę zbombardowania Drezna. Dyskurs pamięciowy, rokrocznie eskalujący podczas obchodów 13-tego lutego pokazuje, że powojenna spuścizna Niemców powoli przestaje być tematem zamkniętym i zaczyna być poddawana pod rozwagę. Gdy jednak za rozważania biorą się organizacje pokroju PEGIDY, nie pozostaje nic innego, jak nauczyć ich na nowo milczenia.
Martyna WItkowska