„Redekonstrukcja” tradycji - wywiad Małgorzaty Całki
Z Izabelą Giczewską, aktorką Teatru Węgajty, na temat Innej Szkoły Teatralnej oraz organizowanego co roku w czasie Wielkanocy „Zajścia w Dziadówku” rozmawia Małgorzata Całka
Czym jest Inna Szkoła Teatralna?
To alternatywna szkoła teatru niezależnego. Prowadzą ją Wacław i Erdmute Sobaszkowie – trzon Teatru Węgajty, wspomagani przez bardziej doświadczonych jego adeptów. Nie ma w niej egzaminów wstępnych, ani dyplomów po jej ukończeniu. Dołączyć można niemalże w każdym momencie i odejść również w dowolnym. Składają się na nią trzy cykle warsztatowe, pokrywające się terminowo z dorocznym kalendarzem obrzędowym: kolędowanie zimowe w styczniu, zapusty w okresie karnawału i Allelujka w Święta Wielkanocne. Pierwszy „zjazd” odbywa się zaraz po Nowym Roku. Z różnych stron Polski i świata przybywają uczestnicy warsztatu kolędniczego. Przez tydzień w Teatrze trwa intensywny warsztat teatralny, ruchowy i głosowy. Adepci uczą się polski i kolęd i pastorałek oraz ról tradycyjnych postaci kolędniczych: Śmierci, Diabła, Żyda, Kozy i Turonia. Tańczą też ludowe tańce. To jeden wątek pracy. Drugi opiera się o teksty i impresje, przywiezione przez uczestników. W grupowych improwizacjach powstają sceny performensu – tak zwanej „Szopki noworocznej”. Tak przygotowani wyruszają do wsi Nowica w Beskidzie Niskim, zamieszkałej przez ludność Łemkowską oraz napływowych artystów z Warszawy i Śląska – przyjaciół Teatru Węgajty. Kolędnicy przez dwa dni prawosławnych Świąt Bożego Narodzenia chodzą po wsi od chaty do chaty i wystawiają spektakl domowy, po którym najczęściej jest poczęstunek, tańce i rozmowy z gospodarzami. W drugim dniu, wieczorem cała wieś schodzi się do budynku szkoły na wspomnianą „Szopkę noworoczną” i potańcówkę.
A kolejne warsztaty?
Warsztat zapustny obejmuje pracę z materiałem tradycyjnym z Warmii. Mamy swoiste dla warmińskiej tradycji ludowej maszkary jak Bocian, czy Szemel – biały konik, którego figurę Sobaszkowie odnaleźli na strychu, któregoś z węgajckich domostw. W tym czasie pracujemy z maskami. To wątek po trosze karnawałowy. W parach tworzymy gipsowe maski wprost na twarzach partnera. Następnie każdy sam plastycznie rozwija swoją maskę. Podczas improwizacji pojawiają się charaktery, osobowości, maski ożywają. Zapustne widowisko synkretyczne pokazujemy w Domach Pomocy Społecznej, więzieniach, ośrodkach dla uchodźców. To przestrzenie miejskie, ale naznaczone, podobnie jak wieś, społecznym wykluczeniem. Spotkania z osobami tam mieszkającymi są dla adeptów Innej Szkoły Teatralnej ważnym, mocnym doświadczeniem.
W ramach „chodzenia po Allelui” też kogoś odwiedzacie?
„Chodzenie po Allelui”, nazywane kolędowaniem wiosennym przypomina kolędę zimową. Tym bardziej, że w tym wielkanocnym czasie Suwalszczyzna często wita allelujników śniegiem, mrozem i zamieciami. Po kolędzie chodzi się w Niedzielę i Poniedziałek Wielkanocny do gospodarzy z Dziadówka. Składa się im życzenia i śpiewa wielkanocne pieśni. Na te odwiedziny ludzie czekają z niecierpliwością, w końcu wizyta kolędników to obietnica urodzaju, zdrowia i dobrobytu. W poniedziałek wieczorem wielu ludzi z Dziadówka i okolicznych wsi, a także znajomi Teatru z Suwałk przyjeżdżają do stodoły Pana Henryka Podbielskiego na tak zwane „Zajście”. Tam jest krótki performens przygotowany przez grupę warsztatową, a po nim tańce do późnej nocy.
Co to za tradycja „chodzenie po Allelui”?
To tradycyjny obrzęd, praktykowany na Suwalszczyźnie jeszcze w latach sześćdziesiątych XX wieku. Pamiętają go starsi, nieliczni już mieszkańcy Dziadówka i okolicznych wsi. Niektórzy, jak Pan Mikielski recytują z pamięci oracje wielkanocne. W tamtych czasach kolędnicy, głównie młodzi chłopcy, odwiedzali kolejno domy we wsi, śpiewali kolędę podokienną i mówili oracje, w których ukryte były życzenia dla gospodarzy. Dostawali w zamian jajka, kiełbasę. Taka kolęda trwała nawet całą noc do świtu.
Która już to edycja warsztatów?
Szczerze mówiąc nie wiem. Teatr Węgajty kolęduje w Beskidzie Niskim i na Suwalszczyźnie od przeszło dwudziestu lat. Prawdopodobnie na początku formujące się na potrzeby wypraw kolędniczych grupy przyjeżdżały do Teatru na pojedyncze warsztaty, nie miało to charakteru szkoły. Warmińskie Zapusty, jako obrzęd, którym inspirują się twórcy Teatru, pojawiły się w ich kręgu zainteresowań nieco później.
W ostatnich latach performensy powstałe w ciągu jednego sezonu Innej Szkoły Teatralnej stały się składowymi nowych spektakli Teatru Węgajty. Tak powstał cykl 4 żywioły: „Woda 2030”, „Ziemia B”, „Ogień, kryzys, dworzec centralny”, „Powietrze e(ks)misje” oraz najnowszy spektakl Teatru – „Wielogłos”
Kto może brać udział w warsztatach, czy są jakieś ograniczenia?
Praktycznie każdy, kto ma w sobie gotowość zmierzenia się z trudami wyprawy terenowej. Wskazane jest, by uczestnik był pełnoletni. Teatr Węgajty jest miejscem otwartym. Praktykujemy ideę „sztuki niewykluczania”, dlatego do udziału zapraszamy wszystkich. Często grupa warsztatowa jest zbieraniną ludzi z całego świata, mówiących różnymi językami, pochodzących z różnych kręgów kulturowych. To nie problem, a nawet zaleta. Po prostu przełączamy się na tak zwany „basic English”. Ponadto szybko okazuje się, że charakter kultury ludowej, z jej tańcami i wspólnymi śpiewami staje się wspaniałym spoiwem takiej „ludzkiej mieszanki”.
Jak warsztaty wpływają na uczestników?
To sprawa bardzo indywidualna. Każdy przyjeżdża ze swoim bagażem doświadczeń życiowych i teatralnych, z jakimś wyobrażeniem tego, co go spotka na warsztatach i na wyprawie. Generalnie częstą reakcją jest zdziwienie. „Teatr w stodole?” albo „Ja umiem śpiewać!”. Dziwią też niecodzienne relacje międzyludzkie – pracujemy w grupie osób w różnym wieku, mówimy sobie na „ty”, jest otwartość i życzliwość, pewnego rodzaju demokratyzacja procesu twórczego – każdy jest autorem i reżyserem swojej sceny, a osławiane w teatralnych warsztatach „przekraczanie siebie” jest w Teatrze Węgajty bardzo bezpieczne. Nikt nic nie musi. Można. To, jakości często wciąż nieoczywiste w pracy teatralnej. Muzyka grana na żywo jest kolejnym immanentnym składnikiem jakościowym warsztatów. Uruchamia w wielu naturalną tęsknotę za dźwiękiem. Ludzie zaczynają śpiewać otwartym głosem, albo wręcz chwytają za bęben, akordeon, skrzypce. To doświadczenie jest tak silne, że często staje się przyczynkiem do nauki gry na instrumencie. Niektórzy wracają do Teatru na kolejne warsztaty Innej Szkoły Teatralnej lub organizowany w pod koniec lipca festiwal „Wioska Teatralna”. Niejako samoistnie stają się częścią zespołu teatralnego… Tak, to o mnie. Później to jest już jedna wielka przygoda: praca nad spektaklami, wyjazdy, spotkania z artystami. Inny Świat. Jestem głęboko wdzięczna za to teatralne i życiowe doświadczenie, które dane mi było zdobyć i które wciąż zdobywam w Teatrze Węgajty.
A ty, dlaczego przyjeżdżasz do Dziadówka na Wielkanoc?
Pochodzę z Suwałk. Tu wciąż mieszka moja mama, którą odwiedzam w trakcie Świąt Wielkanocnych, o ile akurat nie jestem na warsztatach. Teatr Węgajty to taka druga rodzina. Niełatwe to są wybory. Gdy akurat nie uczestniczę w chodzeniu po Allelui, chętnie przybywam do Dziadówka w Poniedziałek Wielkanocny zobaczyć się z teatralnymi przyjaciółmi, pośpiewać i potańczyć. Znam już ludzi ze wsi i oni mnie znają. Poznaliśmy się w atmosferze nasyconej szczególnym podekscytowaniem i uroczystością: Święta Wielkanocne, wizyta kolędników, oczekiwanie na wiosnę. Te spotkania, choć rzadkie, to zawsze są intensywne, na swój sposób przełomowe. Ogromną przyjemnością jest dla mnie doświadczanie tej spontanicznej radości gospodarzy, cieszących się z wizyty kolędników.
Dlaczego w waszym teatrze tak ważne jest kontynuowanie tradycji?
My nie rekonstruujemy tych dawnych czasów. To pozostawiałoby pewien niedosyt kontaktu z tym, co aktualne. W książce „Inna Szkoła Teatralna” wydanej przez Teatr Węgajty Wacław Sobaszek określa działania Teatru z materiałem tradycyjnym, jako „redekonstrukcję tradycji”, wszak dekonstrukcja już była. Nasze chodzenie po Allelui w Dziadówku czy po kolędzie w Nowicy jest raczej poszukiwaniem nowych form kolędy domowej. Próbą wyłuskania z tej warstwy obrzędowej elementów stricte teatralnych czy uteatralizowanych. Miksem teatru antropologicznego i nowych form performatywnych.
Izabela Giczewska, dyplom kulturoznawstwa w 2011 r. i slawistyki w 2013 r. na Uniwersytecie Gdańskim, aktorka Teatru Węgajty („Ziemia B”, „Ogień, kryzys, dworzec centralny”, „Powietrze, e(ks)misje”, „Wielogłos”) animatorka kultury, performerka, instruktorka warsztatów dziecięcych i twórczych, rękodzielniczyni. Uczestniczka i realizatorka projektów artystycznych i z zakresu animacji kultury: Wioska Teatralna, Teatr-Akcje, Gypsy Caravan in Suwalki city, Pani Sztuka w Suwałkach, Akcja Mural. Współtwórczyni lalkowego spektaklu dziecięcego „Krokodyl w czerwonych majteczkach” w organizacji Art Klinika (Nowy Sad, Serbia).