Na Pradze kochają kino - relacja Agnieszki Kaniewskiej
Romantyczny thriller o pierwszej w Niemczech kobiecie napadającej na banki i błyskotliwa opowieść o dojrzewaniu norweskiego trzydziestolatka to dla mnie najciekawsze odkrycia tegorocznej Wiosny Filmów. A do tego bilety na projekcje za jedyne siedem złotych. Warszawa ma kolejny wart odnotowania festiwal filmowy.
Po repertuarze tegorocznej Wiosny Filmów można się zorientować, że albo filmy zostały dobrane bez żadnego klucza, albo rzeczywiście jedynym kryterium była nominacja do nagrody filmowej. Podstawowym problemem w przypadku przeglądów filmowych oferujących kilkadziesiąt nagrodzonych statuetkami szeregu festiwali pozycji wyświetlanych w przeciągu kilku dni, jest wybór filmów Można zdać się na własne filmowe sympatie lub też typować pozycje, które mają najmniejszą szansę na dystrybucję w polskich kinach. Ja zdałam się na tę pierwszą metodę wybierając pozycje moich ulubionych autorów i szkół kinematograficznych.
Na pierwszy ogień poszła niemiecka szkoła kinematografii, którą cenię za fenomenalne operowanie światłocieniem i ascetyczne dialogi stanowiące jedynie tło dla obrazu. Wybrałam „Biegnij, chłopcze, biegnij” w reżyserii Pepe Danquarta , „Banklady” reżyserowana przez Christian Alvarti i „Oh, boy” Jan Ole Gerstera, z którym można było porozmawiać podczas dyskusji po projekcji. Silnie reprezentowane było też polskie kino, pokazano dziewięć rodzimych 9 filmów, w większości kinowych hitów od „Papuszy” Joanny Kos-Krauze , przez „Płynące wieżowce” Tomka Wasilewskiego po „Wałęsę, człowieka z nadziei” Andrzeja Wajdy.
„Biegnij, chłopcze, biegnij” to świetnie nakręcony obraz oparty na prawdziwej historii 8-letniego uciekiniera z warszawskiego getta, który musi opuścić dom, będący jego tymczasowym schronieniem. Film wyprodukowany z iście hollywoodzkim rozmachem uderza pięknymi obrazami i niesamowitymi efektami specjalnymi, jednak jak dla mnie jego przekaz emocjonalny jest zbyt płaski, a reżyser za często uderza w patetyczne tony, nie pozostawiając widzowi przestrzeni do samodzielnej refleksji.
„Oh, boy” Jana Ola Gerstera to klasyczny niemiecki film opowiadający historię jednego bohatera, 20-letniego Niko wyrzuconego z uniwersytetu, powoli przeobrażającego się w outsidera. Ascetyczne dialogi, operacja światłem i kadry utrzymane w sepii nadają mu nostalgiczny wydźwięk. Jednak to sceny z pogranicza surrealizmu zapadają najbardziej w pamięć i sprawiają, że jest to kino, które urzeka nutką absurdu i ironii. Nie bez powodu obraz zdobył sześć Złotych Niedźwiedzi na festiwalu filmowym w Berlinie, zwanych „niemieckimi Oscarami”.
Odkryciem festiwalu były dla mnie „Banklady”. Z pozoru scenariusz idealnie nadaje się na disneyowską produkcję. Gisela Werler prowadzi monotonne życie pracownicy fabryki tapet. Pewnego dnia poznaje czarującego Hermana, którego wręcz błaga o to, by dołączyć do niego w napadzie na bank. Zakochana po uszy Gisela okazuje się utalentowanym rabusiem, dzięki nowej profesji zyskuje to, czego najbardziej jej w życiu brakowało: ekscytację i miłość. Oparty na prawdziwych faktach film w pokazuje świat lat 60., urocze garbusy zaparkowane na każdej ulicy, okulary muchy i radioodbiorniki w klimacie retro, pokazują niesamowitą pracę scenarzystów. Fenomenalnym kontrastem z nostalgiczną przeszłością są dynamiczne, nowoczesne kadry niczym z filmu akcji. Dzięki nim opowieść o pierwszej w historii Niemiec kobiecie napadającej na banki ogląda się świetnie i w napięciu, jak thriller detektywistyczny.
W tym roku wyjątkowo skromnie reprezentowane było kino skandynawskie, zeszłoroczny faworyt widzów, które zresztą w ogóle cieszą się u nas dużą popularnością. Norweski „Mężczyzna prawie idealny” był oblegany przez widzów, choć jego polska premiera, która miała miejsce miesiąc temu, przeszła bez echa. To historia młodego Norwega, trzydziestolatka, który nie umie przystosować się wejścia w dojrzałość. Henrik i Ton spodziewają się pierwszego dziecka, niedawno wprowadzili się do nowego mieszkania, kupili niezły samochód, zmienili pracę na lepszą. Jednak Henrik przezywa kryzys tożsamości, chce pozostać wiecznym chłopcem. Oglądamy jak przeistaczania się z wiecznego Piotrusia Pana w dorosłego człowieka, a wszystko to zanurzone w sosie błyskotliwych dialogów.
Nowe Kino Praha, będące siedzibą festiwalu, doskonale sprawdziło się w roli organizatora. Ogromną zaletą Wiosny Filmów była przystępna cena biletów obniżona do 7 złotych polskich, dzięki współpracy głównych dystrybutorów filmów i patronów, w tym Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Na niektórych projekcjach można było się poczuć, jak na Warszawskim Festiwalu Filmowym: sala wypełniona po brzegi, wolontariusze regularnie chodzący na projekcje i część widowni siedząca na schodach. Pokazom towarzyszyły warsztaty, dyskusje z autorami i spotkania z krytykami. Przyznana została również Nagroda Publiczności 20. Festiwalu Filmowego Wiosna Filmów. Powędrowała ona do filmu w reżyserii Dietricha Brüggemanna pt. „Droga krzyżowa” opowiadającego historię czternastoletniej Marii, która wyrzeka się dóbr doczesnego świata, w zamian za uzdrowienie jej 4-letniego brata.
Agnieszka Kaniewska