Wystawa VOM PHOTO - relacja Ady Kiryluk
Przedsięwzięcie artystyczne, badawcze oraz edukacyjne – tymi właśnie słowy opisywana jest wystawa VOM PHOTO. Tym razem, po wielu europejskich odsłonach, zagościła w Katowicach.
Galeria Czas to dla wielu mieszkańców miejsce raczej nieznane. Trudno więc stwierdzić, ilu z nich było świadomych mijania prezentowanej tam wystawy fotografii. VOM PHOTO, bo o niej mowa, rozpoczęła się 10 października, przybywając do Katowic po wizytacjach na Kunst- und Ausstellungshalle der Bundesrepublik Deutschland w Bonn, Bienallach Fotografii w Salonikach oraz w Muzeum Sztuki Współczesnej Arsenal w Sofii.
Prezentowane prace zostały szeroko i bardzo szczegółowo opisane w specjalnie na tę okazję przygotowanym folderze. Opisy, będące zarazem wyjaśnieniem autorskich koncepcji, są pełne detali i w przeważającej mierze koncentrują się na zamyśle i znaczeniu, które przyświecały powstaniu prac. Jednak przeobrażenie swojej myśli w materię, a w tym wypadku przelanie na papier, nie uszczuplając przy tym mającego przyświecać jej znaczenia, jest niejednokrotnie wyzwaniem, któremu trudno sprostać.
W przypadku VOM PHOTO było zdaje się podobnie. Wymagające dużej koncentracji oraz napawające poczuciem znacznej metaforyczności względem faktycznych prac opisy przeżyły zderzenie z rzeczywistością. Oczekiwania czytelnika, który zapoznał się z broszurą nie oglądając wcześniej wystawy, mogą być ogromne. To jednak, z czym ów czytelnik się zapoznał, a to z czym jako widz zetknął się w galerii, znacznie się od siebie różni. Prace, opisane zresztą bardzo starannie, w rzeczywistości zdają się oddawać mniej niż same ich opisy, a do tego ginąć w białej przestrzeni galerii. Trudno powiedzieć na ile trzeba być znawcą zaawansowanych i oryginalnych technik fotografii, aby móc obiektywnie ocenić efekt końcowy. Jednak jako że wystawa kierowana jest do wszystkich odbiorców, bez względu na poziom zaawansowania ich wiedzy na temat współczesnej fotografii, nie jest pewne czy mają oni dużą szansę na zrozumienie koncepcji autorów.
Nie jest więc pewne, czy widz zaintrygowany będzie np. pracą „The map” – mapy z naniesionymi strzałkami i objaśnieniami lub czy w „Syndromie sztokholmskim” dostrzeże iluzję lotu ptaka, zaprezentowaną poprzez mechaniczne rozciągnięcie dłonią skrzydła trzymanego w ręce gołębia. Porywająca może też nie być ogromna niemiecka flaga, rozpościerająca się na szerokości jednej ze ścian galerii, choć tu przyznać trzeba, że zaskakującym może okazać się fakt, iż każdy z trzech jej kolorów nie był nanoszony oddzielnie. W pracy „Light Falls” Peter Miller zastosował bowiem technikę 3-stopniowego wpuszczania światła przez drzwi ciemni fotograficznej, które sprawiło, że każdy kolejny i tym samym mocniejszy strumień światła owocuje innym kolorem. W ten sposób, począwszy od żółtej, poprzez barwę czerwoną, najostrzejszy strumień światła uwieńczył „flagę” kolorem czarnym.
Intrygującą może też okazać się praca Johannesa Bendzulla. Niepozorny, acz bardzo estetyczny i monochromatyczny obraz wiszący nad schodami galerii w niczym nie przypomina tego, co faktycznie prezentuje. Przedstawiony na nim niebieski i bliżej nieokreślony kształt jest w rzeczywistości zeskanowanym, a następnie wydrukowanym oryginalnie zapakowanym zasobnikiem tuszu do drukarki, którym miłośnik modernistycznej sztuki nie powstydziłby się ozdobić ściany.
Równie zaskakującą i chyba najbardziej oddziałującą na emocje pracą jest film stworzony przez Szymona Rejmanię – „Bread of the world”. Publikacja mówi, iż autor „ukazuje budzące niepokój spojrzenie na tragedię 11 września (...) Sposób w jaki film został zmontowany przez artystę odnosi się do transmisji na żywo w dniu ataku”. I być może nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że autor do przedstawienia w filmie wież World Trade Center (WTC) użył odpowiednio przypalonych i ułożonych jedna na drugiej... kromek chleba! Mimo, można by rzec, kompletnie szalonego pomysłu film w bardzo dużym stopniu oddaje ówczesną i przesyconą ludzką tragedią rzeczywistość. Jednocześnie napawa widza wewnętrznym niepokojem pomimo użycia tak niepozornych i, wydawać by się mogło, prostych atrybutów.
Ada Kiryluk