Kawałek Europy bez granic - wywiad Małgorzaty Marchwianej z Urszulą Pieczek, redaktorką magazynu literackiego „Radar”
O idei trójjęzycznego pisma, miłości do kultury ukraińskiej i rozterkach tłumacza z Urszulą Pieczek, redaktorką magazynu literackiego „Radar”, rozmawia Małgorzata Marchwiana.
„Radar” to międzynarodowe pismo literackie, emitowane i wydawane po niemiecku, polsku i ukraińsku. Skąd jego idea?
Zaczęło się od stypendiów „Homines Urbani”, czyli projektu Stowarzyszenia Willa Decjusza i Instytutu Książki, obejmującego stypendia dla pisarzy, tłumaczy oraz krytyków literatury z Polski, krajów niemieckojęzycznych i sąsiadujących z Polską krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Wspólne mieszkanie pod jednym dachem przedstawicieli różnych narodowości zrodziło potrzebę pokazania, że literatura, niezależnie od tego w jakim kraju i jakim języku powstaje, porusza te same problemy. Chcieliśmy pokazać kawałek Europy bez granic.
Skąd Twoje zainteresowanie Ukrainą?
Pochodzę z Lubaczowa, miejscowości położonej 30 kilometrów od granicy polsko-ukraińskiej. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że o sąsiedzie, który jest tak blisko, nie wiem prawie nic. Potrafiłam opowiedzieć o literaturze francuskiej, a nie miałam pojęcia, co dzieje się 40 kilometrów dalej.
Dlatego wybrałaś ukrainoznawstwo jako kierunek studiów?
Tak, a później równolegle rozpoczęłam też filologię ukraińską. W czasie studiów dowiedziałam się, że Willa Decjusza poszukuje chętnych do współtworzenia projektu „Radar”. Wspólnie ze znajomymi robiłam rzeczy podstawowe: wyszukiwałam autorów, teksty, pisałam notki. Z czasem dostałam propozycję, by zająć się redakcją strony internetowej „Radaru” i jego wersją drukowaną.
Zakładacie, że nie ma literatury narodowej. To dość kontrowersyjne.
A co to znaczy literatura polska, niemiecka czy ukraińska? Literatura narodowa? Nie stawiamy mocnych tez, że to ma być literatura ponadnarodowa, ale literatura bez bariery językowej. Są przestrzenie i tematy, które poruszamy, i one są ponad granicami.
Nie ma to nic wspólnego z zaprzeczeniem patriotyzmu?
Prezentujemy polską literaturę przetłumaczoną dla czytelników z dwóch innych obszarów językowych. Czy to nie jest patriotyzm?
A co ze stereotypami i trudną wspólną historią tych trzech narodów?
W „Radarze” nie ma miejsca na myślenie stereotypami. Nie piszemy o biednych Ukraińcach czy bogatych Niemcach. Z całą świadomością historyczną, bardzo skomplikowanymi relacjami z przeszłości, chcemy zbudować coś, co nie będzie nikogo krzywdzić ani oceniać. Nie będzie też nakręcać stereotypów.
Kto tworzy redakcję „Radaru”?
Nasza międzynarodowa niemiecko-polsko-ukraińska redakcja składa się z osób, które profesjonalnie zajmują się literaturą, krytyką, tłumaczeniami. To też baczni obserwatorzy świata kultury, którzy potrafią dostrzec pewne procesy, wiedzą na co warto zwrócić uwagę.
Ty też tłumaczysz teksty z języka ukraińskiego.
Nie robię tego profesjonalnie, dlatego też nie wykonuję wielu przekładów. Uwielbiam ten język, ale nigdy nie nazwałabym się tłumaczem. Zdaję sobie sprawę, że mój język i odbiór tekstu wpłynie na to, co przeczytają osoby mówiące w moim języku, które nie wiedzą, co kryło się „po drugiej stronie”. Staram się bardzo uważać. Momentami użycie jednego słowa zupełnie zmienia tekst i odbiór tego, co chcieliśmy powiedzieć. Praca tłumacza literatury pięknej jest niezwykle trudna, ale też wdzięczna i fascynująca.
Niedoceniana?
Tak, między innymi także dlatego powstał „Radar”. Od początku podkreślamy, że doceniamy pracę osoby, która jest współtwórcą tekstu. Jerzy Jarniewicz, tłumacz literatury amerykańskiej, powiedział, że z całą swoją skromnością, tłumacz zawsze będzie drugim autorem tekstu. Zgadzam się z nim.
Do jakiego odbiorcy kierujecie magazyn?
Myślę, że to przestrzeń dla czytelnika, który lubi czytać w ogóle, chce poznać coś nowego, jest ciekawy tego, co dzieje się u sąsiadów i w Polsce. Wysyłamy magazyn do miejsc „przyjaznych czytelnikowi” tj. do Instytutów Polskich, bibliotek, kawiarni. Warto podkreślić, że magazyn jest bezpłatny. Obecnie powstaje dzięki finansowemu wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.
Jest też bardzo ładnie wydany. Trzymając go w rękach, miałam wrażenie, że oglądam album sztuki.
Podczas Targów Książki w Lipsku, Krakowie i Lwowie podchodzi do nas wiele osób, w tym studenci Akademii Sztuk Pięknych, którzy są zdziwieni tym, że jest tak pięknie wydany i jeszcze bezpłatny! Cała oprawa graficzna numerów drukowanych oraz strony internetowej, to zasługa dwóch par rąk – Ani Jaworskiej i Doroty Gawryszewskiej z warszawskiej Pracowni Grafiki. Dziewczyny wciąż nas zaskakują. Trzeba przyznać, że każdy numer jest świetnie przemyślany pod kątem graficznym.
A Ty co najbardziej cenisz w „Radarze”?
„Trójjęzyczny chaos”. To niesamowite, że teksty są dostępne dla czytelników, którzy nie znają np. języka niemieckiego czy ukraińskiego, a mają komfort czytania literatury w języku ojczystym. Mogą ugryźć kawałek innej przestrzeni. Lubię też pracę z ludźmi z redakcji, którzy inspirują, tworzą i są pełni pomysłów. To się udziela, naprawdę!