drukuj

„Nie wolno się brzydko bawić” - relacja Aleksandry Olejnik

„Wiesz, ja do tej pory zakrywam twarz kołdrą, kiedy w telewizji widzę te ich czapki z czaszką”. Ma 76 lat. I wciąż się boi. Moja babcia. Jako mała dziewczynka wywieziona na roboty przymusowe do Niemiec.

Takich osób jest wiele. Wiedziałam o nich. Ale nie widziałam. Dzisiaj mogłam zobaczyć. Ludzie, których dzieciństwo naznaczyła II wojna światowa.  To goście honorowi premiery filmu dokumentalnego Małgorzaty Sochackiej „Nie wolno się brzydko bawić”. Dotyka on tematyki przez większość zapomnianej.
 
Od grudnia 1942 roku do stycznia 1945 w Łodzi funkcjonował Hitlerowski obóz dla dzieci i młodzieży, przez Niemców zakwalifikowany jako obóz pracy. To jedna z nielicznych takich placówek w okupowanej Europie. Według szacunków historyków, trafiło do niego od 5 do 10 tys. dzieci. Brak dokumentacji uniemożliwia ustalenie dokładnej liczby. Powody zamknięcia bywały różne. Czasami tak absurdalne, że tylko chory wojenny świat mógł je przyjąć. Kradzież jabłka z sadu czy uznanie za „wałęsające się” wystarczały, aby z dziecka uczynić więźnia.
 
„To nie był obóz pracy. My byliśmy dziećmi. To był obóz zagłady!” – mówi podczas premiery jedna z bohaterek filmu. Głodzeni, bici, zastraszani. Patrzący na śmierć. Pozbawieni jakiegokolwiek oparcia. Najmłodsi więźniowie przebywali w obozie bez bliskich. Dorośli stanowili jedynie personel. A rówieśnik dla rówieśnika stawał się w tym miejscu najgorszym wrogiem. Ten, komu udało się przeżyć, wyjść na wolność, dostawał na drogę znamię – poobozową traumę.
 
Film dotyka także tego problemu. Urszula Sochacka łączy w nim dwie płaszczyzny – współczesność z przeszłością. Sceny obrazujące dzisiejszą Łódź i jej młodych mieszkańców, przeplatają się ze wspomnieniami byłych więźniów. W międzyczasie na ekranie pojawiają się zdjęcia archiwalne, którym towarzyszą komentarze świadków tamtych czasów. Trzeba być skupionym, aby nie zgubić się w narracji. Reżyserka dodatkowo wprowadza wątki autobiograficzne. Jako córka byłego osadzonego w obozie, przeprowadza prywatne rozliczenie z tym miejscem. Przybiera ono formę monologu skierowanego do zmarłego ojca. Mieszają się w nim skrajne emocje: miłość, żal, pretensje. To bardzo osobista część. Słuchając jej, czułam się, jak osoba bezprawnie podsłuchująca intymne wyznania.  
 
Po komentarzach młodzieży, obecnej na premierze, odniosłam wrażenie, że przebicie się z filmem do szerszej widowni może nie być łatwe. Przeczy temu jednak cisza i powaga, jakie panowały podczas projekcji.  Ze względu na ofiary obozu i ich życzenie: aby pamięć o tym miejscu i o ich cierpieniu przetrwała.
 
Aleksandra Olejnik
 
Film "Nie wolno się brzydko bawić" wsparła Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej.