Gdy świat się wali, wstąp do Walhalli…, czyli legnicki wodewil o apokalipsie
Rok 1933 to znamienna data na kartach niemieckiej historii. Oto następuje zmierzch Republiki Weimarskiej i rodzi się III Rzesza. Nad pogrążonym w kryzysie krajem wisi już widmo nazizmu i totalitaryzmu, a wywrotowe nastroje zwiastują nieuchronny wybuch wojny. O tym, co w czasie hitlerowskiej rewolucji działo się w małym mieście Liegnitz, opowiada premierowy spektakl Teatru Modrzejewskiej.
Wodewil
Liegnitz albo ostatnia noc Republiki Weimarskiej w wielkim stylu zamyka sezon
artystyczny 2022/2023 w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. – To superprodukcja
na legnicką skalę – podkreśla reżyser Łukasz Czuj. – Siedemnaścioro aktorów,
pięcioro muzyków, oryginalny scenariusz i teksty songów oraz specjalnie skomponowana
ścieżka dźwiękowa składają się na wyjątkowe dramatyczno-muzyczne widowisko.
Widowisko – i to z prawdziwego zdarzenia. Twórcy dołożyli wszelkich starań, by w pełni oddać atmosferę międzywojennej Legnicy. Przed zabytkowym budynkiem Teatru Modrzejewskiej wiszą plakaty, reklamujące w duchu epoki repertuar fikcyjnego Pałacu Walhalla, a we foyer można zapoznać się z programem artystycznym tego przybytku, rozprowadzanym wśród gości w formie lokalnej gazety dziennej, wzorowanej na „Liegnitzer Tageblatt” z lat trzydziestych. Nawet nieco staroświecka, przyciemniona i duszna scena w Modrzejewskiej mimowolnie przywodzi na myśl wodewilowy teatr z ubiegłego stulecia.
Sztuka jest w pełni zanurzona w legnickiej rzeczywistości. Bohaterowie odwołują się do tutejszych miejsc, ulic i zakątków oraz autentycznych historii znad Kaczawy. W 1933 roku Legnica była siedzibą wielu przedsiębiorstw, w tym również żydowskich: słynęła z lokalnych wyrobów cukierniczych, luksusowych mebli oraz znakomitych fortepianów marki Ed. Seiler. NSDAP od początku cieszyła się tutaj bardzo dużym poparciem, wkrótce po przejęciu władzy przez Hitlera dokonała się rewolucja w legnickim magistracie, nad miastem kontrolę objęły oddziały SA i SS, rozpoczęły się antysemickie represje. Spektakl doskonale odwzorowuje pełną politycznego napięcia, społecznych niepokojów i zamieszek atmosferę tego czasu. Wodewil Liegnitz to przy tym nie tylko podróż w przeszłość, ale też uniwersalna parabola o społecznych mechanizmach rewolucji. To również aktualny komentarz do współczesnej rzeczywistości – sztuka piętnuje populizm, hejt, autorytarne dążenia władzy i urojone ambicje polityków.
Teatrzyk wodewilowy Walhalla, rubaszny i groteskowy, reprezentuje odchodzące czasy Republiki Weimarskiej. Z kolei przedstawiony w drugiej części widowiska program Apokaliptor i loteria fantowa podczas Wieczoru Niespodzianek symbolizują dyktaturę totalitarną III Rzeszy. W ten sposób twórcy ukazują, jak brutalna rewolucja stopniowo obejmuje wszystkie sfery życia, a system podporządkowuje sobie również kulturę. Zestawienie komedii omyłek z nastrojem grozy i terroru, o dziwo, wypada bardzo dobrze, a humor płynnie przechodzi tutaj w niepokój. Twórcy obficie korzystają też z parodii i pastiszu. Na scenie dokonuje się odrodzenie formy wodewilu, która służy już nie tylko temu, co dla żartu, ale także wyeksponowaniu tego, co na serio.
Z jednej strony nazizm został więc w sztuce ośmieszony i upokorzony. Funkcjonariusz SA biega tutaj z odbezpieczonym pistoletem, ciesząc się iluzoryczną władzą, którą daje mu mundur gwardii NSDAP, choć w istocie jest tylko bezwolnym pionkiem. Z drugiej jednak – w finale twórcy pokazują prawdziwą twarz zbrodniczej ideologii: mroczną, groźną, perwersyjną.
W przedstawieniu niekiedy brak spójności i konsekwencji: Zespół Walhalli przygotowuje się jednocześnie do generalnej urzędowej inspekcji, do festynu na cześć Führera oraz do wystawienia orientalnej operetki Róża Stambułu, która ma przywrócić teatrowi dawną renomę i ocalić go przed ruiną. Na scenie aż wrze od gorączkowych prób, ale żaden z tych pomysłów nie zostaje właściwie rozwinięty i doprowadzony do końca. Zachowaniu ciągłości nie sprzyja też monumentalny format przedstawienia, które trwa niemal cztery godziny. Wiele wątków zostaje urwanych zaraz po zawiązaniu (na przykład historia Lili, która wróciła do Liegnitz w poszukiwaniu swoich rodziców). W natłoku akcji ma się wrażenie bezładu i pośpiechu, które utrudniają zbudowanie napięcia. Forma taniej farsy czasami zostaje potraktowana zbyt dosłownie. Zwłaszcza te fragmenty, w których na scenie pojawia się zespół Pałacu Walhalli ze swoimi perypetiami, są wykrzyczane i chaotyczne.
Ogromne wrażenie robią za to chwytliwe songi oraz muzyka wykonywana na żywo przez jazzowy band. Z piosenkami bardzo dobrze współgrają niebanalne układy choreograficzne, nierzadko angażujące cały zespół aktorski, a także pomysłowa scenografia oraz efektowne kostiumy. Nic zresztą dziwnego, bo dla bohaterów Wodewilu to właśnie muzyka i wielobarwna widowiskowość są sposobem na ocalenie w niepokojącej rzeczywistości.
Wśród występów aktorskich na uwagę zasługuje z pewnością Paweł Palcat, od pierwszej sceny przykuwający uwagę widzów. Najpierw jego postać to życiowy rozbitek, antysemita, który w zakamarkach teatralnej kotłowni snuje swoje destrukcyjne plany rewolucji, by ostatecznie stać się emanacją triumfującego nazizmu. Doskonała jest również gra Łukasza Kucharzewskiego, który w niewielkiej, lecz fenomenalnej roli wcielił się w postać żydowskiego impresaria Josepha Silbermana. Świetne i różnorodne wykonania zaprezentowały też Katarzyna Dworak, Ewa Galusińska, Anna Sienicka i Zuza Motorniuk jako Berlińskie Syreny.
Berlińskie Syreny to światowej sławy kwartet kabaretowy. Choć na scenie „córki ostatniej bohemy” prezentują się jako pewne siebie femmes fatales, to w rzeczywistości każda z nich skrywa własną tajemnicę i każda przybyła do Liegnitz w innym celu. O swoich planach, lękach i nadziejach na przyszłość opowiadają między innymi w poruszających piosenkach, a autentyczność i konfesyjność ich relacji pozwalają widzowi skupić się na jednostkowym przeżyciu rewolucji. Ponadto rockowa aura, która towarzyszy tej czwórce, dobrze kontrapunktuje operetkowy styl Walhalli.
Pałac Walhalla boryka się z brakiem funduszy i urzędowymi kontrolami. Choć pragnąłby stać się świątynią komedii, to w rzeczywistości podupada i ostatecznie zostaje przeznaczony przez władze miasta na jednostkę militarną. Tutaj również twórcy puszczają oko do widza i nawiązują do realiów miejscowych. W zeszłym roku prezydent miasta Legnicy wypowiedział umowę o finansowanie Teatru Modrzejewskiej. Działalność legnickiego zespołu jest wizytówką kulturalną Dolnego Śląska i ważnym elementem tożsamości miasta, ale bez stałych funduszy jego dalsze funkcjonowanie jest zagrożone. Obecnie Teatr nie jest nawet w stanie zaplanować programu artystycznego na następny sezon. W tym tygodniu dyrektor teatru Jacek Głomb apelował o przywrócenie wsparcia finansowego dla Teatru podczas posiedzenia Rady Miasta, a w obliczu milczenia władz miejskich zespół Modrzejewskiej zawiesił wszelką działalność artystyczną. Teraz trzeba dołożyć wszelkich starań, aby nie podzielił smutnego losu fikcyjnej Walhalli.
Tymczasem jednak Wodewil Liegnitz cieszył się olbrzymim zainteresowaniem, spektakl zebrał świetne recenzje, a publiczność za każdym razem nagradzała wykonawców bardzo entuzjastycznymi owacjami na stojąco. Jednakże sam finał sztuki nie przynosi pocieszenia i w niczym już nie przypomina lekkiej operetki – nadchodzi Apokalipsa. Wobec walącego się świata zakończenie jest pełne buntu i gniewu, wyzwalającej się kontrrewolucji i straceńczej – ale jednak – nadziei.
Spektakl Wodewil
Liegnitz albo ostatnia noc Republiki Weimarskiej miał premierę 18 czerwca
2023 roku w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy i powstał między innymi
dzięki współfinansowaniu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.
Agnieszka Sokołowska