drukuj

Powidoki z WARSztatów - relacja Mai Dębskiej

Powidoki z WARSztatów

Jest Pałac Kultury, jest Warszawa. Jest Starbucks, jest stolica. Na Próżnej jemy, po Bagnie chodzimy. Dziś był pierwszy dzień warsztatów w Fundacji Polsko-Niemieckiej. Zioła nie paliliśmy, choć pracowaliśmy na Zielnej. A mimo to, odrabiam wieczorny paciorek i na spisanie relacji z dzisiejszego dnia mam czerwono-niebieskie plamy przed oczami - tyle co wrażenia – powidoki z oglądania słońca w teorii Władysława Strzemińskiego (przedstawiciela łódzkiej awangardy). Na przekór odległości – moja mentalność pozostaje nadal łódzka.

Pierwsze zadanie.

Za mną Pałac Kultury, przede mną włosów burza. Studiuje we Wrocławiu, o mamie mówi matka. Uwielbia Berlin, chciałaby tam żyć. Pije coca-colę i się tego nie wstydzi. Pewnie w kieszeni nosi szminkę.

Można byłoby powiedzieć: jest buntowniczką. Ale ubrana na biało-czarno reprezentuje raczej klasyczne trendy i modny minimalizm. Poza tym ma kształtne usta. A to w pospolitym mniemaniu pozwala mi myśleć, że jest romantyczką. Dlaczego przypuszczam, że nawet niepoprawną.

Moje podejrzenia się potwierdzają. Zapytana o powody wyjazdu do Berlina, rzuca najpierw krótko: „Bo jest inaczej niż w Polsce”. Myślę sobie: „jednak buntowniczka!” i za Peszek śpiewam prawie „Sorry Polsko, wybacz mi(chociaż powinnam raczej nucić „Sorry Wrocław ….”). I tu mogłabym się prawie z sąsiadką z lewa posprzeczać, które to miasta, „jak wiadomo chcą być Wiedniem” i komu monarchia ufundowała uniwersytet, ale nie mogę, bo moja rozmówczyni kontynuuje…

W hipsterskiej stolicy Europy czuje się anonimowa i nikt nie odbywa nad nią sądów. Nie, nie myślę sztampą i kliszami. Ale, na Boga, przecież pozory mylą, a buntowniczka z naprzeciwka jest mała, miła i nieśmiała. Znów wracam do jej romantycznego usposobienia…Do tych pagórków leśnych i do łąk zielonych… Ktoś czyta kolejną relację.

Obiad

Za mną Pałac Kultury. Przede mną penne arrabiata. W głowie Bartosz T. Wieliński i to, że temat jego reportażu o austriackich nacjonalistycznych sierocińcach w latach 50., w samej Austrii głęboko zamieciony pod dywan, sam do niego zadzwonił i poprosił o spisanie. Po publikacji ambasador z Wiednia zaprzestał wysyłania reportażyście noworocznych kalendarzy, ale wiadomo, coś za coś. Poza tym Wielińskiemu nie zależy na pijarze pod publiczkę albo udawanych zawodowych delegacjach w kurortach za free… i dobrych recenzjach. On twardo stąpa po ziemi. Mówi, że w zawodzie dziennikarza nie można liczyć na emeryturę. Chociaż Seweryn Blumsztajn pracuje w Gazecie Wyborczej od jej początku do dziś, a już na niej jest. Wieliński nie martwi się za wcześnie. Jak mówi, wie, że w tym kraju mało kto umie czytać i pisać i dlatego albo w dziennikarstwie albo w polityce znajdzie się dla niego jakaś działka… Tutaj znów przebłysk, bo widzę Blumsztajna na korytarzu, poznaję ze zdjęcia… Jest taki jeden dziennikarz i polityk z Łodzi, który Ruchy Miejskie w podsumowaniach powyborczych zwyzywał co prawda od „soi i latte…”, ale poza tym nieźle mu idzie. Na fejsbuku ma zdjęcie z Blumsztajnem. Wniosek: Wieliński ma rację, a Jażdżewski, rzeczony polityk, brawo, idzie właściwą drogą. W którejś z dwu branż robotę znajdzie.

Zadanie

Za mną Pałac Kultury. Przede mną kolejne relacje…

Kolacja

Przede mną Pałac Kultury. Za mną włoskie mięso w gablocie spięte plastikową trytytką czy zipem. Siadam do stołu i spotkania z profesorem. Na stolę widzę prosciutto i myślę o psychopatycznych wynaturzeniach Ericka Paszteta, bohatera opowiadania Mastertona, który podążał za radami mamy: „Jeśli jesz życie, żyjesz. Jesteś tym, co zjesz”. Profesor z apetytem zjadł pierwszy plasterek. Uratował się zamówieniem wytrawnego wina. Profesor wyszedł. Skończyła się kolacja.

Spoczynek

Zniknął Pałac Kultury. Jest komnata w Hotelu Ibis. Przede mną biała karta i biała kołdra. Pytanie: co wybrać, nie ma sensu. Gdy trzeba spać, wierzę w każdą prawdę. A ta na dziś jest taka, że w rzeczywistości nic nie jest najpierw i nic potem, bo wszystko się wzajemnie przenika, a każda próba rozsupłania „tkaniny“ otaczających nas realiów, która dałaby nitkę, jak książka, rozciągalną od pierwszej do ostatniej strony, jest próbą fałszowania rzeczywistości. (Parafrazuję za Pawłem Goźlińskim i Teodorem Adorno). Nie piszę relacji, wybieram łóżko i kołdrę.