Odnaleziona perła japońskiej awangardy
„Karta z kroniki szaleństwa”, zaprezentowana w ramach cyklu Sounds of Silents im. Anny Sienkiewicz-Rogowskiej zorganizowanym przez, kolektyw Sióstr Archeo i Fundację Futurospekcja, była ponownym odsłonięciem legendy niemego kina na wielkim ekranie. Pokaz przyciągnął rzeszę entuzjastów, dla których projekcja była nie tylko okazją do spotkania z japońską klasyką, ale także próbą odpowiedzi na pytanie, czy tak silnie awangardowy film sprzed blisko stu lat wciąż potrafi dogłębnie poruszać, czy pozostaje już jedynie intrygującą ciekawostką.
Ostatni pokaz trzeciej edycji Sounds of Silents był prawdziwą wisienką na torcie. Nie bez powodu. Kartę z kroniki szaleństwa (oryg. Kurutta ichipêji) z 1926 roku w reżyserii Teinosuke Kinugasa, organizatorki zapowiedziały jako perłę kina awangardowego
Film opowiada o starszym mężczyźnie, który pracuje w szpitalu psychiatrycznym jako dozorca. W charakterze pacjentki przebywa tam jego żona, która niestety wydaje się go nie pamiętać. Mężczyzna targany jest poczuciem winy i obawami o stan zdrowia małżonki, a zbliżający się moment zamążpójścia ich córki, staje się momentem zwrotnym akcji filmu. Bohater coraz mocniej traci kontakt z rzeczywistością i tym co realne, pogrąża się w świecie urojeń i postępującego szaleństwa.
Jak informuje nas festiwalowa broszurka, Karta z kroniki szaleństwa, to szczytowe osiągnięcie kina awangardowego – nie tylko japońskiego, lecz przede wszystkim światowego. Był to przełomowy moment dla sztuki filmowej kraju kwitnącej wiśni – tamtejsi filmowcy poczuli, że powstało dzieło wyjątkowe.
Wrażenia z odbioru filmu potęguje historia i aura tajemniczości, która owiewa losy oryginalnej taśmy. Jak wyjaśnili w prelekcji poprzedzającej projekcję Łukasz Mańkowski i Serge Bromberg reżyser schował ją na strychu i odnalazł ponownie dopiero w roku 1971, szukając prawdopodobnie czajnika. Wykład duetu prelegentów okazał się kluczowy dla odbioru filmu. Łukasz Mańkowski – japonista i filmoznawca, specjalizujący się w kinie azjatyckim – opowiedział, czym właściwie charakteryzowała się japońska awangarda, a przede wszystkim jak odzwierciedlała się ona w Karcie z kroniki szaleństwa. Podkreślił szczególnie dwie estetyki, w obrębie których poruszał się reżyser Kinugasa: neosensualizm w duchu pisarza Kawabaty oraz nurt pure film movement, czyli dążenie do wykorzystania technik filmowych i odejście od nadmiernej teatralizacji. Serge Bromberg – popularyzator dziedzictwa filmowego i założyciel wytwórni Lobster Films – opowiedział o tym, jak zdygitalizować i zrekonstruować dzieło, które przez dziesięciolecia uznawane było za zaginione.
Japońskiej perełce kina towarzyszyła muzyka berlińskiego artysty Hainabcha. Muszę przyznać, że to połączenie było jeszcze bardziej porażające niż w przypadku pierwszego pokazu. Po raz pierwszy zdarzyło mi się zobaczyć tak zróżnicowane wykorzystanie instrumentów i przedmiotów, które potrafią wydobywać z siebie nietypowe dźwięki. Hainbach wykorzystał syntezatory oraz taśmę magnetyczną – a nawet, co zainteresowało mnie chyba najbardziej - młoteczki fortepianowe. Chociaż do teraz nie wiem dokładnie, w jaki sposób to wszystko działało, efekt był niemal transcendentalny. Oniryczne sceny filmowe, i niepokojąca oprawa dźwiękowa, sprawiły, że film odbierałam jako najwyższej klasy dreszczowiec. Dopiero po projekcji uświadomiłam sobie, że przez godzinę siedziałam wyczulona na wszystkie brzmienia i obrazy dookoła, jakby moje zmysły pierwszy raz były tak mocno wyostrzone.
Nie przesadzę pisząc, że sama w pewnym momencie czułam, że razem z głównym bohaterem filmu tracę kontakt z rzeczywistością.
Oba pokazy w ramach trzeciego cyklu Sounds od Silents były dla mnie czymś wyjątkowym. Po raz pierwszy poznałam kino nieme z zupełnie innej perspektywy. Choć jako fanka kina, znałam takie klasyki jak Gabinet doktora Caligari, filmy z Busterem Keatonem czy Charliem Chaplinem, nie przypuszczałam, że przyjdzie moment, kiedy powiem wprost, że stałam się fanką niemej kinematografii.
Zarówno Moja babcia jak i Karta z kroniki szaleństwa pozostaną ze mną na długo. Ten wieczór uświadomił mi, że celebrowanie historii kina, to nie tylko bierne oglądanie „klasyków”, ale także przenoszenie ich w realia współczesności, docenianie nowych interpretacji i form wyrazu. Tegoroczne Sounds of Silents bez wątpienia pokazało, czym są „brzmienia ciszy”.
3. Sounds of Silents było współfinansowane ze środków Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej i odbyło się w Warszawie w dniach od 17 do 21 września.
Autorka: Aleksandra Kozarska
Redakcja: Agnieszka Wójcińska