drukuj

Władysław Bartoszewski – człowiek pojednania

Przedstawiciel pokolenia „Kolumbów”, urodzony w rodzinie inteligenckiej, wychowany w II Rzeczypospolitej w duchu patriotyzmu i gotowości do ponoszenia ofiar za wolną Polskę. To wychowanie znalazło odzwierciedlenie w jego życiorysie. Swoją drogę życiowa rozpoczął jako 17-letni maturzysta. W czasie oblężenia Warszawy we wrześniu 1939 r. zgłosił się na ochotnika do cywilnej obrony stolicy i służył jako „noszowy”, czyli nosił rannych. Od tych pamiętnych dni wrześniowych rozpoczęła się Służba Władysława Bartoszewskiego, którą jego przyjaciel, szef Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, słynny „Kurier z Warszawy” Jan Nowak - Jeziorański scharakteryzował w krótkich słowach: wierność, ciągłość, jednoznaczność i odwaga. „Wierność zawsze tym samym i niezmiennym zasadom i celom, ciągłość działania i pracy, którą przerywało tylko uwięzienie, jednoznaczność nie uznająca żadnych odchyleń, kompromisów i ustępstw”. Żołnierz Armii Krajowej, wspomagający Zofię Kossak w utworzeniu i działalności Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Uhonorowany przez Instytut Yad Vashem tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Jeden z pierwszych i najmłodszych więźniów Auschwitz, cudem wydobyty z tego piekła. Redaktor prasy Polskiego Państwa Podziemnego, powstaniec warszawski. Tuż po wojnie związany z opozycyjną peeselowską „Gazetą Ludową”, członek PSL Stanisława Mikołajczyka, jedynej partii, do której należał, później związany z krakowskim „Tygodnikiem Powszechnym”. Więzień stalinowskiej bezpieki na Rakowieckiej i w Rawiczu. Internowany w czasie stanu wojennego. W czasach PRL-u zwraca uwagę niezłomność Bartoszewskiego w walce o prawdę o Polsce Walczącej, którą usiłował niestrudzenie przemycać w oficjalnych publikacjach mimo cenzury, ażeby ją ominąć nawiązał już w latach 60. zakonspirowaną i niebezpieczną współpracę z Radiem Wolna Europa w Monachium. W działalności Władysława Bartoszewskiego istotne miejsce zajmowały sprawy polsko-niemieckie. Człowiek, który doznał na sobie niemieckiego okrucieństwa, który stał się świadkiem największych niemieckich zbrodni na czele z Holokaustem, został w epoce powojennej jednym z prekursorów historycznego pojednania z Niemcami. Od jesieni 1945 r. współpracował z Główną Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, w jej wydawnictwie ukazała się jego pierwsza większa publikacja  dokumentalno-historyczna „Egzekucje publiczne w Warszawie w latach 1943 do 1944”, włączona do materiałów przygotowywanych przez stronę polską na Proces Norymberski. W latach 60.  włączył się w działania polskich środowisk katolickich na rzecz porozumienia z Niemcami. Wtedy odbył pierwsze podróże studyjne do Austrii i RFN, zapoczątkowujące jego liczne kontakty osobiste i instytucjonalne w Kolonii, Monachium, Hamburgu m.in. z Heinrichen Böllem, Klausem von Bismarckiem, Marion hrabiną Dönhoff i Ritą Süssmuth. Kontakty te zostały zintensyfikowane, gdy w stanie wojennym niedługo po zwolnieniu z internowania przyjął propozycję Ministerstwa Nauki i Oświaty Bawarii Profesury gościnnej Wolnego Państwa Bawarii w Katedrze im. Erica Voegelina w Instytucie Nauk Politycznych Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Ludwika Maksymiliana w Monachium, gdzie w latach 1983-1984 prowadził pierwsze w dziejach tej uczelni seminarium na temat Holokaustu. Poza tym wykład również na Katolickim Uniwersytecie Eichstätt-Ingolstadt oraz na uniwersytecie w Augsburgu. W tym czasie w Niemczech Zachodnich zaczęły także ukazywać się  jego publikacje i książki. Działalność opozycyjna wobec reżimu komunistycznego i na rzecz pojednania polsko-niemieckiego spotkała się z uznaniem środowisk intelektualnych RFN. W październiku 1986 r. podczas Międzynarodowych Targów Książki we Frankfurcie nad Menem w obecności prezydenta RFN Richarda von Weizsäckera otrzymał Nagrodę Pokojową Księgarstwa Niemieckiego, laudację wygłosił minister kultury Bawarii prof. Hans Maier. Nagrodę tę otrzymał jako trzeci Polak po Januszu Korczaku i Leszku Kołakowskim. Cenzura peerelowska wstrzymała jakiekolwiek informacje o tym fakcie w oficjalnych mediach. Przełom 1989 roku i upadek komunizmu w Polsce umożliwiły Władysławowi Bartoszewskiemu powrót do  służby publicznej. W latach 1990-1995 był ambasadorem nadzwyczajnym i pełnomocnym RP w Austrii, dwukrotnie piastował urząd ministra spraw zagranicznych RP, w 1995 r. w gabinecie premiera Józefa Oleksego z rekomendacji Prezydenta RP Lecha Wałęsy oraz w latach 2000-2001 w rządzie Jerzego Buzka. W latach 1997-2001 zasiadał w Senacie IV kadencji. 20 listopada 2007 został powołany przez premiera Donalda Tuska na sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów do spraw dialogu międzynarodowego, którą to funkcję pełnił do końca życia.

Kulminacyjnym wydarzeniem w życiorysie Władysława Bartoszewskiego, związanym ze stosunkami polsko-niemieckimi było jego słynne przemówienie 28 kwietnia 1995 r. w ramach obchodów 50. rocznicy zakończenia II wojny światowej podczas specjalnej sesji Bundestagu i Bundesratu w Bonn, to wtedy, jako pierwszy Polak w Bundestagu, wygłosił pamiętne słowa, jakby podsumowujące jego działania na rzecz polsko-niemieckiego porozumienia: „Wspólna historia Polaków i Niemców jest historią trudną. Musimy możliwie szybko nadrobić ten czas stracony na nieufność , pogardę, wrogość i wojny. Tak rozumiem posłannictwo obecnej demokratycznej Polski, jej rządu i moje własne, w odniesieniu do Niemiec.” W jednej ze swoich książek, wydanych zarówno w Polsce jak i w Niemczech napisał: „W tych moich marzeniach widzę nasze stosunki jako takie, przy których słowo Polak nie oznacza dla Niemca nic więcej niż kiedy mówi: patrz, to Holender, Szwed, Brytyjczyk, Francuz. Tylko tyle. A kiedy w Polsce powie się Niemiec, to już nie musiałoby oznaczać niczego więcej niż mieszkańca jednego z wysoko rozwiniętych, uprzemysłowionych krajów. Polak i Niemiec, żeby byli dla siebie nawzajem: zupełnie normalnymi ludźmi”. Również Europa bez granic i powrót do tej Europy Polski jako członka Unii Europejskiej było zwieńczeniem drogi życiowej Władysława Bartoszewskiego.

Wielokrotnie w Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej gościliśmy Pana Ministra. W 2002 roku nasza Fundacja dofinansowała wydanie księgi pamiątkowej w 80. rocznicę urodzin Władysława Bartoszewskiego pod tytułem „Prawda i pojednanie”, w której ukazały się wspomnienia o Szanownym Jubilacie pióra osobistości tej miary co Jan Nowak-Jeziorański, Jaen Marie Kardynał Lustiger, Erhard Busek, Karl Krdynał Lehmann, Stanisław Lem, Franciszek Kardynał Macharski, Szewach Weiss, abp Józef Życiński, Zbigniew Brzeziński, Krzysztof Skubiszewski, Rita Süssmuth. W maju odbędzie się premiera filmu „Opowieść o Żegocie”, którego koproducentem jest FWPN, ostatniego filmu dokumentalnego z udziałem Władysława Bartoszewskiego.

Dyrektor-członek Zarządu FWPN, prof. Krzysztof Miszczak przez wiele lat był dyrektorem gabinetu min. Bartoszewskiego, tak wspominał swojego szefa 25 kwietnia na antenie rozgłośni RMF FM:

„To był znakomity szef. Najbardziej podziwiałem u niego to, że był po prostu człowiekiem. On bardzo lubił ludzi. On wiedział, że ludzie mają wady, ale człowiek jest zbudowany i z wad i z zalet. Zalety to są te elementy, które ludzie pokazują, bo chcą być lepsi, a wady ukrywają. Ale on podziwiał ludzi za jedno i za drugie. Poza tym pomagał bardzo dużo ludziom. Cały ten zespół, który ja prowadziłem u pana ministra, on współpracował, rozmawiał z ludźmi. Wszystko czytał, co jego pracownicy pisali, naprawdę bardzo uważnie czytał, poprawiał to. Czytał jednocześnie kilka rzeczy to jest coś niesamowitego. Genialna pamięć, genialne wykształcenie. Gigant po prostu. Nie tylko w stosunkach polsko-niemieckich, bo stosunki polsko-niemieckie dzisiaj to są stosunki europejskie tzn., on był tak znaną osobowością nie tylko w Europie. Przypomnę taki mało znany epizod. Model pojednania polsko-niemieckiego został wykorzystany przez państwa azjatyckie tzn. Chiny Ludowe, Korea z jednej strony i Japonia z drugiej strony mają podobny problem pojednania jak Polska z Niemcami. On był w Japonii i wyobraźcie sobie państwo, że on brał udział w dialogu międzynarodowym. Tzn. nie w dialogu międzynarodowym ograniczonym do Europy, ale to był dialog globalny. To była ostatnia osoba, ostatnia osobowość, która miała te doświadczenia i była tym autorytetem, prawdziwym autorytetem. Tego autorytetu zabraknie właśnie teraz, wobec zawirowań w Europie, kiedy Europa jest zachwiana w pewnych wartościach, które on reprezentował, on był tą instancją tym fundamentem tej Europy, tej Europy przyszłości, dlatego na prawdę szkoda, że go już nie ma.”

Oraz w głównym wydaniu Wiadomości TVP 1 w sobotę 25 kwietnia:

„Dla Bartoszewskiego Niemcy to nie był naród sprawców czy oprawców, to był naród zagubiony w pewnej epoce. On chciał im pomóc i tylko on mógł to zrobić poprzez swoją niesamowitą biografię i otwartość na dialog. On się tego dialogu z Niemcami nie bał.”

Jeszcze kilka dni temu prof. Bartoszewski wygłaszał przemówienie z okazji 72. rocznicy wybuchu powstania w warszawskim Getcie.


Odszedł Wielki Polak, obywatel świata – cześć Jego pamięci.



"Bartoszewski to była Polska" [WYWIAD]

To Bartoszewski osiągnął to, że Niemcy nie mogli prowadzić samodzielnej polityki w stosunku do Polski i poza Polską ignorując partnera polskiego na arenie międzynarodowej - mówi w rozmowie z DW prof. Krzysztof Miszczak*.

W latach 2008-2013 roku kierował Pan biurem prof. Władysława Bartoszewskiego w kancelarii premiera, gdzie jako sekretarz stanu był on odpowiedzialny za dialog międzynarodowy, za stosunki polsko-niemieckie. Mało kto wie, że łączyła Was wielka przyjaźń międzypokoleniowa, która narodziła się w Niemczech. Poznaliście się w latach 80-tych. Pamięta Pan jeszcze pierwsze spotkanie? Czy było szczególne?

Bardzo szczególne. Dowiedziałem się na Uniwersytecie Maksymiliana Ludwika w Monachium, że przyjeżdża jakiś Polak jako profesor wizytujący na wydziale, na którym zacząłem studia. Później dowiedziałem się, że jest to pan Bartoszewski. Znałem go, ale nie był takim znajomym, jakim stał się później. Poszedłem na salę, gdzie miał wykład. Usiadłem obok niego i nie wiedząc, co czuje przed tym pierwszym wykładem powiedziałem mu po polsku: Niech się Pan nie boi. A on do mnie: Boję się. Więc odrzekłem: Niech Pan mi zaufa, ja też się bardzo boję.

To było nasze pierwsze spotkanie w bardzo dużej auli wypełnionej po brzegi młodymi ludźmi, ciekawymi tego profesora, wtedy - trzeba pamiętać - z bloku wschodniego.

Ale jak on tylko zaczął mówić, to byli zaszokowani jego dynamiką. Zadawali mu pytania. To trwało dość długo. Niemiecki asystent prof. Bartoszewskiego powiedział później, że studenci mówili, że było kapitalnie, że przyjechał taki zwariowany, romantyczny profesor z Polski, którego można słuchać całe życie. Takie było nasze pierwsze spotkanie. A później spotykaliśmy się co najmniej raz na tydzień.

Co to były za spotkania?

Władysław Bartoszewski miał profesurę w katedrze politologii Instytutu im. Rodzeństwa Scholl i raz w tygodniu organizował w swoim mieszkaniu naprzeciwko uniwersytetu spotkania zapraszając na nie ciekawych ludzi. I dyskutowaliśmy. Ja byłem jednym z najmłodszych uczestników tych spotkań. Byłem jeszcze studentem. Chodziliśmy też razem pod gmach Radia Wolna Europa. On tam nie mógł wejść do środka.

Dlaczego?

Bo miał wrócić do Polski, chociaż nie wiedział, kiedy. I gdyby wrócił za rządów komuny, to by wyciągnęli jakieś wnioski. O czym na początku nie wiedziałem, prof. Bartoszewski pisał jeszcze przed przyjazdem do Niemiec regularnie sprawozdania o sytuacji wewnętrznej Polski. Stamtąd wysyłał je przez placówki dyplomatyczne krajów zachodnich takich jak Szwecja czy Finlandia i kręgi kościelne. Ale w Monachium wiedział, że jest kontrolowany. Wiedział, że konsulat wtedy obserwował wszystkich Polaków w Monachium i Bawarii, a jego najbardziej. Przypuszczam, że na jego wykłady też przychodzili. A on na uczelni mówił przede wszystkim o uciemiężonych narodach Europy środkowo-wschodniej.

Czego pan się wtedy nauczył od Profesora?

Nauczyłem się, że jeśli ma się coś do powiedzenia, to „możesz się Pan jąkać – tak do mnie mówił – ale musi Pan to powiedzieć. Bo to jest normalne, szczere i prawdziwe. Bo prawda jest tylko jedna”. Usłyszałem to przed moim pierwszym wykładem na uczelni, kiedy mój szef i prof. Bartoszewski mówili mi, żebym się nie bał. Ale pamiętam, że wykład wypadł fatalnie, bo złapał mnie kurcz szyi i nie mogłem poruszać głową. I jak przyszedłem na drugi dzień na uczelnię, myślałem, że wszyscy wiedzą o mojej klęsce. Ale przekonano mnie, żebym próbował dalej. I rzeczywiście za każdym razem było coraz lepiej, a potem szło jak z płatka. Ja oczywiście słuchałem prof. Bartoszewskiego, bo byłem zupełnie sam za granicą, on był dla mnie jak ojciec. Zresztą tak mnie traktował. Mam nota bene tyle lat co jego syn. A ja się lepiej czułem w Niemczech, jak miałem blisko profesora z Polski. Przyjechałem do Niemiec tylko na kilka tygodni z zamiarem powrotu, a wróciłem po 23 latach. Mnie po prostu było z nim raźniej. On mi pokazywał, że opłaca się żyć tutaj, żeby zrozumieć tę drugą stronę, co nie znaczy, że trzeba ją natychmiast akceptować, tak mówił. Trzeba rozmawiać. Moje całe dorosłe życie to jest on. Ja go uważam za mojego drugiego ojca. On mi dał to, czego mój ojciec nie mógł mi dać, bo był w Polsce. Dawał mi poczucie bliskości i zaufania i bycia Polakiem nie na obczyźnie. Mam uczucie po jego śmierci, jakby ktoś mi rękę uciął.

Prof. Bartoszewski był już w Polsce Pana przełożonym w MSZ jako minister spraw zagranicznych, kiedy był Pan dyrektorem Departamentu Polityki Bezpieczeństwa Europejskiego, a później jak kierował Pan jego biurem w kancelarii premiera. Jakim szefem był prof. Bartoszewski?

Był znakomitym szefem. Jak się przychodziło do niego z jakąś rzeczą, to naciskało się guzik i on mówił o tym cały czas. Ustosunkowywał się do tego. I miał kapitalną zdolność czytania rzeczy błyskawicznie i zapamiętywania. Jak coś czytał, a czytał tylko raz, sam od razu dopisywał wszystko. Poza tym traktował ludzi z pełną klasą. Słuchał. Pomagał też ludziom - wszystkim. Bardzo dużo pomógł ludziom w wyjeździe na placówki, ale i w innych ciężkich sytuacjach życiowych. Ale pomagał też sprzątaczkom. Ludzie do niego pisali listy, prosili o pieniądze, a on je wkładał do koperty i odsyłał...

Jak Pan postrzegał wtedy Profesora jako człowieka?

On przede wszystkim był otwarty, ciepły. Jeśli ktoś mu robił świństwa to nie wracał do tego, jednak nigdy tego nie zapomniał. Ale nie był mściwy. Miał oczywiście wybuchowy charakter, a czasami był cholerykiem, kiedy podejmowano złe decyzje polityczne, jeśli chodzi o polski interes. Uważam, że prof. Bartoszewski za bardzo poświęcił się dla stosunków międzynarodowych, a za mało pracował nad swoim własnym wizerunkiem w Polsce, za mało interweniował w dialog polsko – polski. On oczywiście zdecydowanie opowiedział się po jednej stronie. I dlatego później miał wielu nieprzyjaciół. Zarzucano mu, że jest proniemiecki, co jest kompletną bzdurą, oczywiście, że Żyd - wiadomo. Jedna pani porównywała go ostatnio już po śmierci wręcz z Hitlerem. To są straszne rzeczy. Ale ci wszyscy ludzie nie wiedzą na przykład o tym, że taką a nie inną postawą załatwił dla polskiego interesu narodowego bardzo dużo rzeczy istotnych również dla tych ludzi, którzy obrzucali go błotem.

Jakie spotkania w Niemczech jeżdżąc z prof. Bartoszewskim zapamiętał Pan najbardziej?

To bardzo trudne pytanie. Ja organizowałem wszystkie jego wizyty. Ale mogę powiedzieć, że każda z nich była wydarzeniem. Ludzie, i to młodzi ludzie, rozpoznawali go nawet na ulicy. I to są w RFN dwie osoby: Wałęsa i prof. Bartoszewski. On potrafił rozmawiać z młodymi ludźmi. Oni go uwielbiali, bo mówił nieskomplikowanym językiem po polsku i po niemiecku. I oni uważali, że to po prostu jest prawdziwe.

Te wszystkie wizyty prof. Bartoszewskiego były wspaniałe. Tu nie chodziło o załatwianie głównych tematów. On miał taką osobowość, że wszyscy pytali go o coś innego i go słuchali. Ludzie go uwielbiali, bo dostawali coś, czego im do tej pory nikt nie dawał – żywą encyklopedię niepowtarzalnej wiedzy. I on mówił o ich krajach, o ich środowiskach. A oni nie mieli o tym pojęcia, bo byli młodzi. A, że nie dopuszczał nikogo do głosu, to go słuchali.

„No to proszę Pana, lecimy jak dzikie tapiry”

Profesor jeszcze kilka lat temu nieprawdopodobnie szybko chodził. Kiedyś tak pędził ze mną po Duesseldorfie, a ja, kiedy już miałam zadyszkę, zapytałam go, dlaczego tak szybko chodzi. A on na to, że nie ma czasu. Czy trudno było pracownikom prof. Bartoszewskiego dotrzymać mu kroku?

Tak, zapędzał się, a my próbowaliśmy dotrzymywać mu kroku. Mówił do mnie: „No to proszę Pana, lecimy jak dzikie tapiry”. Rzeczywiście kategoria czasu odgrywała dla prof. Bartoszewskiego niesamowitą rolę. On miał dużo do zrobienia. Wszystko to sobie poukładał. Zmarł organizując do końca swoje życie. Dzisiaj jest wszystko zorganizowane, wszystko pooddawał, zakończył archiwizować, zakończył to planowo.

Przypomina mi się rozmowa z prof. Bartoszewskim, w której powiedziałam mu, że ludziom mojego pokolenia trudno sobie wyobrazić, że go kiedyś zabraknie. A on mi odpowiedział, że po tych wszystkich rocznicach rozpoczęcia i zakończenia wojny czas odejść jego pokoleniu i pora na nowe. Teraz widać, że miał swój plan. Odszedł nie tylko świadek epoki, ale i znakomity moderator polsko-niemieckich relacji, które ostatecznie w obecnej postaci nazwał cudem. Jak pan widzi jego następcę i tematy w rozmowach polsko-niemieckich?

Bartoszewski nie może mieć następców. On był jedynym w swoim rodzaju wyjątkowym, absolutnym gigantem łączącym epoki. W ogóle dla Polski bardzo ważny. Mało kto rozumie to, że on był głównym strumieniem naszej narracji historycznej. Ponieważ my nie posiadamy jednej narracji historycznej. Mamy wiele ośrodków tej narracji w Polsce. Rodzi to niesamowity chaos osłabiający naszą pozycję na arenie międzynarodowej. Bartoszewski starał się skanalizować to wszystko w jedną narrację narodową. I pokazywał na zewnątrz, że ją jednak mamy. Żaden kraj, żaden naród nie przeżyje dłużej w strukturach międzynarodowych bez promowania własnej historii, tożsamości w stosunku do narracji innych państw i narodów. I co on z tym zrobił? Przygotował pewną generację ludzi, do której też się zaliczam, dla których tworzył bardzo ważny fundament polskiej godności jako pochodnej tej narracji w stosunkach polsko-niemieckich przy ewoluującej narracji historycznej państwa niemieckiego. On był tym gwarantem tej bazy narracyjnej, że się ten fundament nie rozpadnie. Dlatego Polska mogła być partnerem i uniwersalnym sumieniem moralnym w tych narracjach dla innych.

A jak jest na innych obszarach?

Na innych obszarach jest trochę inaczej. Jest dużo asymetrii. Ale na pewno narracja historyczna będzie odgrywać w stosunkach polsko-niemieckich zasadniczą rolę, bo nie ma takiego człowieka, który by zwrócił stronie niemieckiej uwagę na to, że ich interpretacja idzie w złym kierunku. Nie, teraz nie ma takiego autorytetu w stosunkach polsko-niemieckich, żeby to narzucić stronie niemieckiej. Jest całe mnóstwo spraw niezałatwionych, które są pochodną stosunków historycznych. W sytuacji interpretacji swojej najnowszej historii dla Niemiec zaciera się to, co czarne i to, co białe, i wypośrodkowuje się szarość. A w stosunkach polsko-niemieckich jest to niedopuszczalne.

„Bartoszewski to była Polska dla Niemców”

Czyli jaki powinien być ten następca prof. Bartoszewskiego?

Powinien być otwarty na pojednanie w Niemcami, bo to jest proces trwający. Powinien bardzo silnie reprezentować polskie interesy narodowe i dostrzegać wspólne interesy ze stroną niemiecką. Stworzyć fundament polskiej ponadnarodowej polityki niemieckiej, którego nie ma. To jest polityka chaosu. To są różne polityki realizowane ad hoc. Trzeba respektować samego siebie, przekazywać to w jakimś sensie w dialogu z drugą stroną, żeby doprowadzić do tego, do szacunku dla narodu. Niemcy szanowali Bartoszewskiego, ale nie wszystkich Polaków.

Ale szanowali Polskę...

Szanowali Polskę, ale przez Bartoszewskiego. Bartoszewski to była Polska dla nich. Niemcy nie mogą wybierać z narodu polskiego jego pojedynczych przedstawicieli i szanować ich z różnych powodów. Muszą szanować cały naród polski. To jest następstwo II wojny światowej tzn. zbrodni popełnionych na narodzie polskim przez niemieckich nazistów. A co Bartoszewski osiągnął oczywiście przy wszystkich błędach, które też popełniał, bo był normalnym człowiekiem z krwi i kości? On osiągnął to, że Niemcy nie mogli prowadzić samodzielnej polityki w stosunku do Polski i poza Polską ignorując partnera polskiego na arenie międzynarodowej. Bartoszewski był też takim strażakiem, który gasił różne pożary. Jeśli rozmawiał ze stroną niemiecką nigdy nie poniżał poszczególnych Niemców - oponentów różnych decyzji, jako ludzi. On polemizował z ich poglądami. On był przede wszystkich człowiekiem dialogu otwartym na argumenty. Przecież to on pomógł Niemcom po wojnie, że stali się inni, lepsi. On dawał im ten mandat moralny w drugą stronę, że coś może być normalne. Tu pomógł Niemcom.

A Pan nie chciałby zostać pełnomocnikiem polskiego rządu ds. polsko-niemieckich?

Ostatnio wszyscy mnie o to pytają, ale nikt mi jeszcze niczego nie zaproponował (śmieje się). Po Bartoszewskim byłoby to bardzo trudne.

Rozmawiała Barbara Cöllen

* prof. nadzw. dr hab. Krzysztof Miszczak studiował Nauki Polityczne, Stosunki Międzynarodowe, Dziennikarstwo, Filozofię i Sinologię w Warszawie, Monachium i Londynie. Pracę Magisterską i Doktorat napisał na Uniwersytecie im. Ludwiga Maksymiliana w Monachium. Był tam pracownikiem naukowym w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych, potem w Wyższej Szkole Technicznej w Karlsruhe, w SGH (prof. nadzw.), Warszawie i na Uniwersytecie Kard. Wyszyńskiego. Radca-Minister Pełnomocny, Z-ca Ambasadora RP w RFN, Kierownik Przedstawicielstwa Ambasady RP w Kolonii (RFN) (1996-2001), Dyr. Departamentu Polityki Bezpieczeństwa Europejskiego MSZ RP (2001-2002). Od 2005-2007 Dyr. Departamentu Spraw Zagranicznych KPRM, Dyr. Departamentu Polityki Międzynarodowej KPRM, od lutego 2008 Dyrektor Biura Pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów ds. Dialogu Międzynarodowego KPRM (Wł. Bartoszewski). Od 2014 polski dyr. Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckie i polski szef Forum Polsko-Niemieckiego.

Źródło: http://www.dw.de/bartoszewski-to-by%C5%82a-polska-wywiad/a-18426243