drukuj

Pomosty - materiał Małgorzaty Nocuń opublikowany w "Nowej Europie Wschodniej"

Kaliningrad i Gdańsk splotła historia. Polska była w czasach radzieckich oknem na świat dla Rosjan – a z Kaliningradu najbliżej im było na Pomorze. Potem między miastami wyrósł mur graniczny. Dziś burzy się mur graniczny i mentalny.

Tu mieszkają inni Rosjanie, Rosjanie europejscy – słyszy się w Kaliningradzie. Na tę inność miały wpływ położenie geograficzne i historia miasta – Kaliningrad to rosyjska enklawa w Europie, miasto, które nie ma czysto rosyjskiego ducha, ale ma poważne znaczenie dla rosyjskiego państwa i jego obronności: strzeżenie zachodnich rubieży Rosji. To w Kaliningradzie i na zachodniej granicy Białorusi często odbywają się manewry „Zapad”, podczas których rosyjsko-białoruskie wojska ćwiczą obronę przed wojskami NATO.

Dla Eleny, która jest Polką z pochodzenia, Kaliningrad jest miastem sentymentalnym. Gdzieś pod wojennymi gruzami, prawie siedemdziesiąt lat temu, zasypano pruską historię miasta i wspomnienia o jego świetności. Potem na gruzach budowano nowy – radziecki – świat. Na pustkowiu chciano stworzyć świeżą jakość i zatrzeć pamięć o przeszłości. Ale zostali przecież ludzie: ich losy, dzieje, wspomnienia – zapisane w pamiętnikach i opowiadane. Ci ludzie przyjeżdżają do Kaliningradu w podróż sentymentalną. Na ulicach o nowych nazwach szukają swoich domów – dziś już pod innymi numerami, w miejscu starych pruskich kamienic stoją stalinki – bloki budowane zaraz po wojnie, lub chruszczowki – bloki z mieszkaniami o większym metrażu, które powstawały za rządów Nikity Siergiejewicza. Podobnie jest z Gdańskiem – to także miasto wielokulturowe i sentymentalne. Tu także Niemcy, a nawet Rosjanie szukają swoich korzeni i odżywają w nich wspomnienia. Czas, kiedy Gdańsk nazywał się Danzig.

Industrial

Historia Artioma Ryżkowa i jego rodziny splotła się z dziejami Kaliningradu. W pierwszych dniach życia, jeszcze za Sojuza, prosto ze szpitala rodzice przynieśli mnie do tego mieszkania. Wtenczas było to dom dziadka – opowiada Ryżkow.

Kwartira – lokal, który otworzył Ryżkow, jest miejscem niezwykłym. Mieszkanie na parterze, w kilkupiętrowym bloku (to samo, do którego Ryżkow trafi ł jako noworodek) zostało przerobione na kawiarnio-świetlicę. Jasne, przestronne wnętrze urządzone zgodnie z nowoczesnym designem: ścianki działowe wyburzono, przy wejściu znajduje się bar i kilka stolików, dalej jest przestronna świetlica, z głośników sączy się jazz. Z okien widok na podwórko, wyrosły tam wysokie drzewa, zaciemniając mieszkanie Ryżkowa.

W Kwartirze półki zapełnione są książkami i płytami CD. Ryżkow pięć lat temu postanowił przekształcić własne mieszkanie w przestrzeń publiczną, nazywa Kwartirę „swoim wewnętrznym światem”, ponieważ we wnętrzu pozostały jego osobiste rzeczy.
– To są rzeczy, którymi interesowałem się w ciągu całego życia. Był czas, kiedy zaczytywałem się w książkach Kurta Vonneguta – o tu na półce są jego powieści. Później interesowałem się językiem angielskim – tu jest zgromadzona przeze mnie biblioteka angielska. A tu leżą płyty z muzyką awangardową – pokazuje Ryżkow. Mówi, że Kwartira to opowieść o wszystkich jego pasjach, etapach dorastania. Na narrację składają się płyty winylowe, płyty CD, DVD, książki, albumy, a nawet stół do ping-ponga, który latem rozkłada się na podwórku.

Ryżkow robił karierę w świecie dziennikarskim. Tak jak jego najlepszy przyjaciel miał szansę wyjazdu do Moskwy i angażu w telewizji. Odmówił, bo Moskwa to miasto żyjące za szybko, poza tym człowiek urodzony nad morzem nie może znad morza uciekać.

– Kwartira różni się od innych knajp: przede wszystkim nie jest to projekt komercyjny. Organizujemy tu spotkania, dyskusje. To świetlica, czytelnia. Można przyjść pożyczyć książkę czy płytę, posiedzieć, porozmawiać. Napić się wina – mówi Ryżkow.

Diana, młoda aktywistka z Kaliningradu, organizuje w Kwartirze kawiarnię naukową. Mówi, że to miejsce niezwykłe, bo przychodzący tu ludzie spotykają się często na sofach, fotelach, siedzą blisko siebie i dlatego muszą zrzucić maski.

– W Kwartirze trzeba być naturalnym, to nie jest miejsce dla pozerów, tylko dla ludzi, którzy chcą coś zmienić w otaczającym ich świecie i w tym mieście. To nie lokal, w którym można się polansować. Tylko poczytać książkę, podyskutować – wyjaśnia Diana.

Dziadek Ryżkowa otrzymał mieszkanie (dzisiejszą Kwartirę) z przydziału. Ryżkow wspomina, że dla jego dziadków, a także rodziców, to był „taki radziecki dom”. Spełnienie marzeń – ciepła i zimna woda w kranie, centralne ogrzewanie, czysta klatka schodowa. Sąsiedzi – którzy się znali i wspólnie spędzali czas. Przeprowadzić się z domu niemieckiego do nowego bloku to był awans społeczny. Radziecki Kaliningrad zatarł bowiem pamięć o przeszłości, był wielkim projektem przemysłowym. Choć rozgościł się tu industrial, w mieście nie zabito ducha.

Maria: – Skończyłam studia w centralnej Rosji, przyjechałam do Kaliningradu na staż, wysiadłam na dworcu i zachłysnęłam się świeżym powietrzem – pachniało morzem, choć to musiało być złudzenie, morze jest przecież oddalone od centrum.

Ale w tym powietrzu było coś jeszcze, jakaś nuta wolności. Jeszcze w czasach radzieckich Maria zaczęła pracę w jednym z kaliningradzkich przedsiębiorstw. Miasto ją oczarowało. Było mieszaniną kultur i różnych akcentów języka rosyjskiego, było w większym stopniu wolne niż reszta Rosji Radzieckiej.

Maria: – Przedsiębiorstwo, w którym pracowałam, miało wielkie piwnice. W tych piwnicach człowieka otulał chłód historii, czuło się, że to miasto okaleczono. Piwnice – z drewnianymi stropami – opowiadały o starej architekturze miasta.

Blizny 

Ryżkow: – Jestem Rosjaninem i czuję się Rosjaninem, ale moi rodacy przyjeżdżający do Kaliningradu z innych części kraju stwierdzają: „Jacy wy jesteście inni od nas”. Maria mówi, że Kaliningrad okaleczono – to delikatne słowo, bo w rzeczywistości miasto praktycznie zrównano z ziemią podczas drugiej wojny światowej.

Na starych przedwojennych rycinach miasto robi imponujące wrażenie: zadbane kamienice, ulice pełne sklepów, kawiarnie. Dziś nawet niektórzy mieszkańcy Kaliningradu nie zdają sobie sprawy z jego bogatej historii. Choć pruskie kamienice   przed wojną były monumentalne i zdobne, to ludzie – jak dziadek Ryżkowa – uciekali z niemieckich domów, które ucierpiały. Budowali nowe miasto – radzieckie. Miasto owiane tajemnicą ze względu na swoją obronną funkcję: Kaliningrad był wyjątkowy.

Ryżkow powoli odkrywał historię miasta. Wraz z przyjaciółmi opracował alternatywny przewodnik po Kaliningradzie. Standardowo trasa wycieczki zakłada zwiedzenie kilku muzeów, bazyliki, gdzie spoczywa Kant. Ryżkow odszukał w mieście miejsca przypominające o pruskiej przeszłości filozofa, kilka zachowanych kamienic.

W przewodniku Ryżkow otwarcie pisze o okaleczeniu Kaliningradu: uważa, że niektóre miejsca w jego rodzinnym mieście są tak szpetne, że trasę z punktu A do punktu B należałoby przejść z zawiązanymi oczyma.

– Trasę zwiedzania należy ułożyć w ten sposób: tu piękna wyspa, tu kawałek pruskiego miasta. A teraz zamknij oczy i biegnij, biegnij, bo przez dziesięć minut będzie paskudnie – opowiada Ryżkow.

Ryżkow zaczął zapraszać do Kwartiry mieszkańców miasta. Przez ich losy chciał młodym ludziom opowiadać o historii i tożsamości Kaliningradu.
– Kiedyś idąc ulicą, zobaczyłem sprzątaczkę zamiatającą ulicę. Jej ruchy były powabne, pełne gracji. Niezwykłe. Zagadałem ją. Okazało się, że to wykształcona kobieta, była baletnica. Jej los uświadomił mi siłę, z jaką w ludzi uderzyła transformacja. Zdałem sobie też sprawę, jak ważna jest jej praca. Rankiem powabnie tańczy z miotłą, a potem ulica lśni czystością – wspomina.

Kiedy Ryżkow zakładał Kwartirę, złożył wizytę wszystkim sąsiadom.
– Chciałem zapytać, czy nie mają nic przeciwko. Nie upierałem się przy tym projekcie. Mogłem otworzyć lokal gdzie indziej. Nikt mi w oczy nie powiedział, że się nie zgadza – opowiada.

Ale wkrótce po otwarciu Kwartiry do Ryżkowa zgłosiła się policja – kilku sąsiadów złożyło donos.

Mimo to Ryżkow zaprasza sąsiadów na imprezy. Na przykład na letni koncert pod starym dębem i picie kompotu. I coś w nich pęka. Starsi ludzie, często pozbawieni kontaktu ze światem, wychodzą ze swoich klatkowatych mieszkań, by razem pośpiewać na podwórku.

Losy równoległe 

Bliskość Polski sprawia, że Kaliningrad różni się od miast rosyjskich. Jest inny.
– Jesteśmy bliżej Zachodu. Organizujemy tu festiwale polskich filmów, czytamy polskich pisarzy – opowiada Ryżkow.

Takie osoby jak on budzą Kaliningrad z letargu. Do Kwartiry przychodzą młodzi ludzie, przynoszą swoje projekty (często jest to współpraca wiążąca się z Polską), powstaje pozytywny ferment.

Jednym z projektów realizowanych w Kwartirze jest wspomniana już kawiarnia naukowa – otwarte wykłady naukowców (humanistów i przedstawicieli nauk ścisłych). Główną zasadą jest mówienie prostym językiem o skomplikowanych zagadnieniach. I debata ze słuchaczami. Na przykład lekarz psychiatrii, który w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia pracował z żołnierzami walczącymi w wojnie afgańskiej opowiada o wpływie lęku i stresu na choroby nowotworowe. Burzliwa dyskusja, przy lekkim jazzie, winie i kawie ciągnie się ponad godzinę. Padają pytania o wszystko: istotę lęku, szkodliwość postępu technicznego. Są oklaski i ożywiona polemika. W Kwartirze czyta się też fragmenty książek – z polskiej literatury, na półkach leży choćby Miłosz – i organizuje pokazy filmów. Mieszkańcy Kaliningradu wiedzą bowiem, że jego losy przeplatały się z losami Gdańska. Do Kaliningradu przenikał pierwiastek polski: od XVI wieku miasto (wtenczas Królewiec) było ośrodkiem wydawniczym polskojęzycznej literatury religijnej (wydano tu na przykład pierwszy przekład Nowego Testamentu na język polski). W Królewcu swoje dzieła drukował Mikołaj Rej, tu także ogłoszono ważną w historiografii i polskiej Kronikę polską, litewską, żmudzką i wszystkiej Rusi. Więzy Królewca i Polski rozluźniły się w XVII wieku, jednak w mieście zachował się polski rys.

Historycznie Gdańsk odgrywał podobną rolę co Kaliningrad, obydwa miasta chciały być pomostem pomiędzy wschodem i zachodem. Gdańsk odznaczył się w wojnie Napoleona z Rosją – został nazwany „Gibraltarem Bałtyku”, po wojnie na miasto nałożono wysoką kontrybucję. W latach 1807-1815 Gdańsk zaczął się dusić, pogrążał się w kryzysie gospodarczym.

W 1919 roku utworzono Wolne Miasto Gdańsk, co stanowiło precedens w polityce międzynarodowej. To tknęło w metropolię nowe życie: przed drugą wojną światową w Gdańsku skoczył przyrost naturalny, wydawano gazety po polsku i niemiecku. Była polska poczta – linia telefoniczna miała bezpośrednie połączenie do Polski. Losy Gdańska i Rosji splotły się przed wybuchem drugiej wojny światowej.

Gdańska stocznia zaopatrywała Rosję w lodołamacze, dźwigi pływające, promy. Podczas wojny domowej w Rosji (1920-1921) do Gdańska dotarło około pół tysiąca „białych”, zatrzymał się w nim nawet admirał Kołczak. W mieście funkcjonowała kaplica prawosławna, działał rosyjski zespół Bajan, a na cmentarzu garnizonowym zachował się pomnik upamiętniający garnizon rosyjski. Dwustu ludzi przyjęło wtenczas obywatelstwo Wolnego Miasta Gdańska, pozostali wyruszyli w dalszą podróż na Zachód.

Autorka jest laureatką stypendium Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Dzięki przyznanemu grantowi przygotowuje cykl publikacji o sąsiedztwie polsko-rosyjskim.