drukuj

Jeszcze żyjemy - Na Podkarpackiej Rusi (19)

Kierowane przez Magdalenę Hudak-Keintz Centrum Niemieckiej Kultury i funkcjonujące już 20 lat położyło ogromne zasługi dla społeczności niemieckiej Zakarpacia.

– Przy centrum działa kilka dziecięcych grup folklorystycznych i tanecznych – mówi Magdalena Hudak-Keintz. – Funkcjonuje chór dziecięcy oraz orkiestra ludowych instrumentów. Chór „Śpiewające serca” pełni rolę naszego zespołu reprezentacyjnego. Wielokrotnie występował on  w Austrii, Niemczech i na Węgrzech, zdobywając zawsze aplauz widzów. Uruchomiliśmy w centrum dziecięcą pracownię sztuki i szkołę niedzielną, której słuchacze mogą uczyć się języka niemieckiego , poznawać tradycje swojego narodu i jego kulturę. Posiadamy dużą bibliotekę germanistyczną i czytelnię. Współpracujemy z wieloma partnerami z Austrii i Niemiec. Bardzo wiele ciekawych inicjatyw udało się nam zrealizować wspólnie z niemieckim towarzystwem „Ukraina – Pfaltz”, które powstało w mieście Keizerslautern i którym przez wiele lat kierował Rudi Jobb. Działalność centrum wpierają też katolickie organizacje z diecezji Bamberg w Niemczech i Fillach w Austrii. Dzięki staraniom działaczy związanych z centrum w naszym mikroregionie „Pałanok” otwarta został filia polikliniki, a studenci germanistyki z uniwersytetu w Użgorodzie mają w Niemczech praktyki. Na bazie prywatnych kontaktów niemieccy działacze z Zakarpacia doprowadzili do podpisania umowy o partnerstwie między Użgorodem a miastem Beirot. Umowę o współpracy zawarła też Zakarpacka Rada Obwodowa z samorządami w okręgu Górnej Frankonii w Bawarii. Zaznaczyć też trzeba, ze od 1995 r. przyjechało do nas dwóch księży rzymskokatolickich z Niemiec, którzy rozpoczęli prowadzenie duszpasterstwa w języku niemieckim, przynależącej do Mukaczewskiej Diecezji. Są to ojcowie Burkchard Horna i Józef Trunk. Należą oni do wspólnoty „Stabat Mater Marias”. Jej członkowie zobowiązują się stać jak Maria pod krzyżem Chrystusa i pomagać ludziom w ich konkretnych potrzebach. Razem z księżmi przyjechały też siostry zakonne, które najpierw zaczęły pracować w Szenbornie, potem w Siniaku i na końcu w Pawszynie. Pracują oni ogromnie ofiarnie. Udało im się przy pomocy wiernych odbudować zrujnowane w czasach komunistycznych kościoły w Siniaku , Szenbornie i Pawszynie. Sporo wysiłku włożyli oni również w remont kościołów w Pałanku i Podgrodziu, które mocno ucierpiały podczas wielkiej powodzi w 1998 r. Po tej wielkiej klęsce nasi duszpasterze ściągnęli też na Zakarpacie duża pomoc charytatywną z Niemiec. Zorganizowali ponad 40 samochodów z darami dla potrzebujących. W 2001 r. dzięki staraniom naszych księży w Szenbornie zostało  otwarte Centrum duszpastersko- katechetyczno- charytatywne św. Józefa. Regularnie odbywają się w nim spotkania, konferencje, rekolekcje i nabożeństwa. Dzięki wsparciu z Niemiec centrum wydaje niemieckojęzyczne pismo  „Życie”, które jest rozsyłane dla wielu niemieckich skupisk nie tylko w Europie, ale na wszystkich kontynentach. Ma szesnaście tysięcy nakładu. W 2003 r. w Sznbornie zaczął działać Dom Matki Teresy, w którym mieści się przychodnia z rodzinnych lekarzem, apteką, gabinetem stomatologicznym i pracownią rehabilitacyjną. Wszyscy pacjenci są w przychodni obsługiwani bezpłatnie, co dla biednych ludzi ma duże znaczenie. Opieka lekarska na Ukrainie pozostawia wciąż wiele do życzenia. Dla biednych jest ona trudno dostępna. Obecnie dzięki staraniom naszych księży powstaje na terytorium byłych koszar w Pawszynie duże centrum duszpastersko- charytatywne , częściowo już funkcjonujące.

Wizyta w centrum, budowanym przez ojca Józefa Trunka robi wrażenie. Duży koszarowy plac jest już zagospodarowany. Na jego skraju przy parkingu stoi już dom spokojnej starości, obok niewielki kościółek , w którym odbywają się nabożeństwa nie tylko w obrządku rzymskokatolickim, ale i grekokatolickim. Tutejsi wierni tego drugiego obrządku nie mają bowiem w Pawszynie swojej świątyni. Dawne opuszczone koszary są adaptowane na obiekty, w których znajdą miejsce instytucje związane z Diecezją Mukaczewską.

– Gdy władze przekazały nam to miejsce, był to goły plac o powierzchni dwóch hektarów – wspomina ksiądz Józef Trunk. – Pod dostatkiem znajdowało się tu tylko garaży, ale tych akurat nie potrzebowaliśmy. Zaczęliśmy od budowy kaplicy- kościółka, którą w 2004 r. poświeciliśmy. W jej wznoszeniu finansowo pomógł mi mój współbrat, który zachorował na raka i złożył ślub , ze zbuduje Matce Bożej świątynię, jeżeli tylko ona go uleczy. Zorganizował finanse, a ja za niego tę świątynię zbudowałem. Mój współbrat cudownie wyzdrowiał. Nawet chemioterapia nie była potrzebna. Lekarze uznali to za cud. Dla mnie to też był znak. Uznałem, że Bóg jest z nami i w tym miejscu będzie dokonywał innych cudów i trzeba coś robić w nim dalej. Bardzo chciałem wznieść tu dom z profesjonalną opieką, w którym starsze osoby mogłyby dożywać swoich dni. Nie tylko w obwodzie zakarpackim, ale na całej Ukrainie takich obiektów bardzo brakuje. Ludzie starzy zwłaszcza na wsiach są często pozbawieni podstawowej opieki. Łatwo jednak mieć marzenie, ale trudniej je zrealizować. Kiedy byłem w Niemczech w swoich rodzinnych stronach, żeby zorganizować jakąś pomoc, przyszedł do mnie znajomy dyrektor gimnazjum i zapytał, czy nie potrzebuję budynku. Zdumiałem się- jak to budynku?- nie bardzo rozumiałem propozycję. Budynek w Niemczech był mi do niczego nie potrzebny. Już miałem obrócić propozycję w żart, gdy dyrektor wyjaśnił mi, że ten budynek to rozkładany blaszany pawilon w dobrym stanie, który można bez problemu przewieźć na Zakarpacie i na nowo złożyć. Aż do góry podskoczyłem. W pawilonie tym wcześniej mieściło się przedszkole. Obejrzałem go, był w bardzo dobrym stanie i do zorganizowania domu opieki nadawał się bardzo dobrze. Znalazłem w Niemczech organizację wspierającą Kościoły, która pomogła mi w przewiezieniu pawilonu na Zakarpacie. Jechaliśmy całą procesją, bo przecież taki pawilon na jednej ciężarówce się nie zmieścił. Potem pawilon złożyliśmy i wkrótce dom po poświęceniu zaczął funkcjonować. Nie jest to oczywiście placówka wielka. Jest przewidziana na dwadzieścia osób. Chciałem bowiem, żeby osoby w niej przebywające miały pewien standard życia. Dom też trzeba utrzymać i zapewnić mu fachowy personel. Państwo ukraińskie nas nie dotuje. O środki na jego funkcjonowanie muszę zabiegać sam, szukając bogatych darczyńców w Niemczech. Pomagają mi głównie moi przyjaciele. Wiedzą, że pater Józef pracuje na Ukrainie i potrzebuje pieniędzy. Jak do nich przychodzę, nie pytają się nawet, po co. Wiedzą doskonale. W domu posługują trzy siostry józefinki, mające medyczne, fachowe  przygotowanie, które na Zakarpaciu utworzyły swój klasztor.

Ojciec Józef z dumą oprowadza po stworzonym przez siebie przybytku. Zaczyna oczywiście od kaplicy św. Elżbiety, znajdującej się na wprost drzwi wejściowych. Urządził ją w części dawnego holu, który w domu opieki musi być tak duży jak w przedszkolu. Prowadzi także do pierwszego z brzegu pokoju. Każdy z nich jest wyposażony w toaletę i prysznic. Dom jest przeznaczony dla wszystkich potrzebujących, a nie tylko osób pochodzenia niemieckiego. Tych akurat w placówce nie ma w ogóle. Przyczyna tego jest prosta. Sporo Niemców wyjechało niestety z Zakarpacia do Republiki Federalnej Niemiec, korzystając ze stworzonych przez nią możliwości i zakarpacka społeczność Niemców znacznie się skurczyła. Nawet Pawszyno, które zawsze było wizytówką niemieckiej kultury, opustoszało.

– W sumie z Zakarpacia wyjechało do Niemiec tylko z rejonu mukaczewskiego czterysta pięćdziesiąt rodzin- ubolewa przewodniczący Zakarpackiego Obwodowego Towarzystwa Niemców „Odrodzenie” Zoltan Kizman.- W sumie swoje rodzinne strony opuściło jakieś dwa tysiące Niemców. Niektórzy wyjechali na stałe, a część formalnie nadal tu mieszka, choć de facto pracują w Niemczech, a tu tylko przyjeżdżają na lato , czasem na święta. Ich domy na co dzień są puste i opiekują się nimi sąsiedzi, którzy nie wyjechali. Ja sam zajmuję się dwoma domami. Większość naszych ziomków, zwłaszcza młodych, wyjechała z przyczyn ekonomicznych , korzystając z możliwości podjęcia pracy w Niemczech , gdzie zwłaszcza, jeżeli są młodzi, wykształceni lub mają przynajmniej dobry zawód, to zarobią kilkanaście razy więcej przy podobnych kosztach utrzymania. Są jednak i tacy, którzy wyjechali z Zakarpacia ze względu na traumatycznie przeżycia, o których chcieliby zapomnieć. Nie dziwię się im. Wielu miało za sobą straszne przeżycia. Każdy dzień żałoby i wspomnień po ofiarach stalinowskich represji wywołuje w tutejszym społeczeństwie traumę. Stale wychodzą nowe fakty, obrazujące dramat, jaki przeszło tutejsze społeczeństwo w początkach władzy sowieckiej. Dziś mówi się np., że Węgrów osadzonych w obozie w Swalawie miano truć dodawaniem do posiłków wody szklanej, która wypalała im wnętrzności...Umierali w męczarniach.

Jaka przyszłość czeka zakarpackich Niemców, nie wiadomo.

– Obecnie w rejonie mukaczewskim mieszka około pięćset niemieckich rodzin – ocenia Zoltan Kizman.- O tych rodzinach wiemy, że są i utrzymują z nami kontakt i przychodzą na organizowane przez nas imprezy, przynajmniej w czasie większych świąt. W sumie można przyjąć, że społeczność Niemców w naszym obwodzie liczy około dwóch tysięcy. Nie wyjechali z różnych przyczyn. Ja na przykład też mam prawo na wyjazd do Niemiec, ale nie chcę z niego korzystać. Tu jest moja ojczyzna i tu chcę złożyć swoje kości. Nigdzie nie wyjeżdżając, byłem już obywatelem Czechosłowacji, Węgier, Związku Sowieckiego, a teraz Ukrainy i chyba już wystarczy. Moja siostra wyjechała np. do Niemiec, ale szczęścia tam nie znalazła. Myślę, że gdyby Ukraina została przyjęta do Unii Europejskiej, to exodus moich ziomków do Niemiec by się zakończył, a niektórzy zaczęliby wracać. Zakarpacie to region olbrzymich możliwości. Trzeba w nim jednak wprowadzić mechanizmy, które ukrócą chociażby korupcję i inne zjawiska,  które dławią wszelki biznes. Były próby podejmowania przez młodych Niemców z Zakarpacia różnych interesów. Po praktykach w Niemczech założyli to firmy, które w wyniku różnych przeszkód poupadały. Młodzi zlikwidowali przedsiębiorstwa i wyjechali. Robią biznesy w Niemczech.  Ja też często jeżdżę do Niemiec, Austrii, czy Włoch. Mam dobry samochód, a że znam kilka języków, to poruszam się bez problemów. Czuję się Europejczykiem.

Oprócz rejonu mukaczewskiego, Niemcy mieszkają też w innych ośrodkach, ale ilu ich jest, tego nie wie nikt.

– Sporo Niemców żyje bowiem w rodzinach mieszanych, a w nich bywa różnie – ocenia Magdalena Hudak Keintz. - Jeżeli matką dzieci jest Niemką to dba, by jej dzieci wiedziały coś o niemieckich tradycjach, kulturze, by znały język niemiecki. Jak mamą dzieci jest Ukrainka, to jej partner Niemiec ma z reguły niewiele do powiedzenia w kwestii wychowania dzieci i o związkach z niemiecką narodowością świadczy już tylko ich nazwisko. Podkreślić chciałbym, że na zajęcia do centrum przychodzą nie tylko dzieci wyłącznie z niemieckich rodzin. Przychodzą też dzieci z czysto ukraińskich rodzin. Nikogo nie wyganiamy, ale wprost przeciwnie. Każdy, kto chce poznawać niemiecką kulturę, tradycje i uczyć się języka niemieckiego jest u nas mile widziany. Traktujemy to jako nasz wkład w europeizację Ukrainy i obwodu zakarpackiego. Nie od dziś wiadomo przecież, że znajomość każdego języka i kultury innego narodu wzbogaca człowieka i sprawia, że jest on bardziej otwarty na świat. Staramy się oczywiście przypominać wszystkim, że jeszcze jesteśmy, że jeszcze żyjemy. Uczestniczymy we wszystkich festiwalach kultury niemieckiej w kraju i za granicą. Na festiwale organizowane przez nas przyjeżdżają niemieckie grupy twórcze z krajów bałtyckich, Słowacji, Węgier, Rumunii, Niemiec i Austrii. Współpracujemy również z Teleradiokompanią „Cisa-1”, regularnie emitującej audycje w języku niemieckim, w którym porusza problemy związane z życiem naszej społeczności na Zakarpaciu.

Marek A. Koprowski