drukuj

Wolność słowa a mowa krzywdząca – czy są granice? - Paulina Padzik

Wolność słowa a mowa krzywdząca – czy są granice?

Za nami 18. edycja Dni Tischnerowskich. Tematem przewodnim była wolność słowa, która zdaje się przybierać coraz to inną formę, zależnie od czasów, w których żyjemy.

Podczas jednej z debat uczestnicy zastanawiali się nad mową nienawiści, która dzisiaj często stanowi dyskusję w mediach, polityce, ale także wśród znajomych – gdzie są granice wolności słowa i czym w ogóle ta wolność jest? Bo czy w dobie Internetu i mediów społecznościowych, w których – wydaje nam się – jesteśmy anonimowi – możemy mówić wszystko bez konsekwencji? Mówienie nieprawdy, krzywdzenie innych za pomocą słów, używanie wulgaryzmów i manipulowanie. To główne tematy, które poruszone zostały na debacie „Wolność słowa a mowa krzywdząca”. W dyskusji, prowadzonej przez Marię Karolczak wzięli udział Agnieszka Kołakowska – filozof, filolog, Ryszard Koziołka – historyk literatury i Ireneusz Ziemiński - filozof.

Każdy z nas zetknął się z mową nienawiści, tzw. hejtem – zarówno internetowym, jak i w „realu”. Profesor Koziołek zauważył, że zazwyczaj tego typu narracja odnosi się mocno do stereotypów, czyli nieprawdziwych, najczęściej negatywnych przekonań, jakie mamy na temat różnych osób czy grup społecznych. W komentarzach na Facebooku czy pod artykułami, na internetowych portalach, widać to wyraźnie: jak patriota, to z PiSu, jak bogaty, to na pewno skąpy, jeśli liberał, to pewnie komunista, jeśli z TVN-u, to na pewno lewak. Stereotypy stanowią pożywkę dla mowy nienawiści, bo są znane i łatwo dostępne, upraszczają postrzeganie rzeczywistości. Padło w tym momencie pytanie – jak z hejtem walczyć oraz czy interwencja prawna, czyli zgłaszanie nienawistnych komentarzy, to nie ograniczanie wolności słowa?

Otóż, nie. Wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywdzenie innej osoby. "Gdzie jest wolność, tam rośnie znaczenie słowa: gdzie wiele znaczy słowo, tam zakłada się wolność", pisał ks. Józef Tischner. Prawo do wolności słowa nie jest usprawiedliwieniem dla obrażania innych ludzi, krzywdzenia ich, manipulowania nimi. O ingerencji prawa mówiono podczas debaty bardzo dużo. Można by odnieść wrażenie, że chcemy zrzucić odpowiedzialność za hejterów i ich zachowanie na funkcjonariuszy, którzy powinni pilnować porządku. Co się jednak stało z regulacją społeczną takich zachowań, czyli zwyczajną reakcją innych na krzywdzące zachowania? Podczas debaty padła myśl, że powinno się rozróżniać przestrzeń, w której wypada się dobrze zachowywać, od tej, na której nie ma takiej potrzeby. Jest to kolejny temat do – wydaje się – osobnej dyskusji, bo czy godnego i etycznego zachowania nie powinno się oczekiwać w każdej przestrzeni publicznej, niezależnie od sytuacji? Oznaczałoby to, że na platformie takiej jak Demotywatory, można kogoś obrażać, ale już np. na forum religijnym nie wypada. Daje to jednak przyzwolenie na krzywdzenie ludzi, a na to przyzwolenia w żadnej przestrzeni nie powinno być. A może jednak czasy i technologia wymagają większej elastyczności w myśleniu?

Mowa nienawiści to plaga dzisiejszego społeczeństwa. Szokuje fakt, że matka trójki dzieci, regularnie chodząca do kościoła, na co dzień uczynna i miła, na Facebooku może napisać „uchodźcy do gazu”. Takich przypadków jest niepokojąco wiele, a ich liczba ciągle rośnie. Przyzwolenie na komentowanie wszystkiego daje złudne poczucie wolności i anonimowości w Internecie. Być może spowodowane jest to brakiem świadomości, zbyt małą wiedzą o tym, jak działa Internet? Bo nikt w sieci nie jest anonimowy.

Podczas debaty padło wiele mądrych myśli i rad, ale na pytanie jak walczyć z mową nienawiści nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Nie ma rady, czy lekarstwa na hejterów. Wszystko zależy od sytuacji, danej osoby i momentu. Lepiej nie reagować i dać ujść płazem dziejącej się ludziom krzywdzie i osobie jej wyrządzającej? Czy kłócić się i nagłaśniać, jednocześnie przyczyniając się do popularyzacji tego typu zachowań? Każdy z nas musi taką decyzję podjąć sam.

 

Paulina Padzik