drukuj

Piastowskie Breslau - relacja Martyny Witkowskiej

Niemcy nie przyszli. Ale czy odeszli?

Naprzeciw siebie Polacy i Niemcy; ci, którzy stoją na swojej ziemi i ci, których od swego kraju dzieli kilkaset kilometrów. Niemalże 70 lat temu Festung Breslau była ostatnią ostoją upadającej potęgi Hitlera, a dzisiaj Piastowski - iście polski - Wrocław momentami niemalże odcina się od swej niemieckiej przeszłości. Kto wygrał, a kto przegrał walkę o tożsamość miasta? Podążając tropami historii wojny i zniszczeń oraz pokoju i odbudowy na to pytanie usiłowali odpowiedzieć współcześni polscy artyści, wystawiający swoje prace na wystawie Niemcy nie przyszli, którą od 19 grudnia oglądać można we wrocławskim Muzeum Współczesnym.

Szukanie historycznej prawdy obiektywnej w mieście takim jak Wrocław jest pracą żmudną. Piastowskie Breslau, którego historia pisana była krwią, wojną i cierpieniem, nie daje jednoznacznych odpowiedzi na pytania: kto? co? czyje? komu?. Nakładające się na siebie rozliczne przemilczane wydarzenia i rozmaite narracje potęgują złożoność problemu interpretacji przeszłości miasta. Dla przykładu - językoznawcy twierdzą, że język polski w swej najczystszej postaci spotkać można właśnie we Wrocławiu. Nie istnieje pojęcie gwary wrocławskiej, wrocławianie nie używają charakterystycznych jedynie dla swego miasta słów, bo kimże ci wrocławianie tak naprawdę są? Wysiedleńcy, przesiedleńcy, Niemcy, Polacy, mniejszości narodowe, wszyscy razem w mieście, które wskutek II wojny światowej stało się niejako niczyje. Łatwo przesuwać linie graniczne na papierowej mapie świata, ciężko natomiast bezpowrotnie zacierać ślady tych, do których już dane miejsce rzekomo nie należy.

Mimo upływu lat i usilnych starań powojennych polskich władz, aby z Wrocławia uczynić miasto iście polskie, bezustannie natknąć się w nim można na tropy przeszłości. Ślady przedwojennego Breslau mijamy na co dzień bezwiednie, jednakże stanowią one nieodłączną część przeszłości, teraźniejszości, ale i przyszłości miasta. Obecnie wielu stara się tę pamięć pielęgnować i dbać o to, by coraz to młodsze pokolenia nie zapominały o trudnej i złożonej historii Wrocławia. Jednym z przedsięwzięć mających na celu podjęcie dyskusji o różnorodności kulturowej i etnicznej stolicy Dolnego Śląska jest otwarcie wystawy Niemcy nie przyszli. Poczynając od wernisażu (ten odbył się 19 grudnia ubiegłego roku) aż do 23 lutego 2015 roku otwarta jest ona dla wszystkich, dla których topografia dzisiejszego Wrocławia nie jest wcale tak historycznie jednoznaczna i stanowi temat wart dyskusji.

Muzeum Współczesne Wrocławia, ulokowane w odnowionym byłym poniemieckim bunkrze z czasów II wojny światowej, stanowi jedno z nielicznych miejsc, w których wrocławianie mogą obcować ze sztuką nie będącą jedynie zbiorem artefaktów i dziedzictwa narodu, lecz także dotyczącą teraźniejszości, a nierzadko wybiegającą w przyszłość. Sztuka współczesna w wydaniu artystów prezentujących swoje dokonania na wrocławskiej wystawie nie jest bowiem mimetyczna, naśladowcza, dotykać ma ona nieistniejącego – badać, analizować, opowiadać, jednakże tym samym nie uzurpując sobie praw do objawiania prawdy obiektywnej. Zadaniem odbiorcy tejże sztuki jest bezustanne dociekanie, odkrywanie tego, co artysta stara się przekazać na wielu poziomach zmysłowego odbioru.

Podczas inaugurujących wernisaż przemówień senatora Jarosława Obremskiego, Konsul Generalnej Republiki Federalnej Niemiec we Wrocławiu Elisabeth Wolbers i kuratora wystawy Michała Bieńka, nie sposób było znaleźć wolnego miejsca. A padły słowa ważne – zarówno z ust polskich, jak i niemieckich przedstawicieli. Senator Obremski z nutką dowcipu stwierdził, że jak historia pokazała, Niemcy jednak nie przyszli. Zauważył, że wrocławianie – zarówno obecni jak i byli – potrzebowali około pięćdziesięciu lat by pogodzić się z biegiem historii. Obecni – by przestać się bać ciągłego fatum powrotu byłych lokatorów, a dawni – by pogodzić się z utratą domów. Konsul Generalna podziękowała organizatorom za zaproszenie na wernisaż wystawy, cytując obecnego Ministra Spraw Zagranicznych Niemiec, Franka-Waltera Steinmeiera: Stosunki polsko-niemieckie nigdy nie były tak dobre jak obecnie, dodając jednakże, że nie jest oczywistym, że stosunki owe zawsze układały się tak pomyślnie. Wystawa zmusza do refleksji nad historią miasta Wrocławia, jego bogatym dziedzictwem, lecz także nad ludźmi, którzy mieszkają tu teraz i mieszkali dawniej. Zwróciła tym samym uwagę na jeden z głównych problemów poruszanych przez autorów wystawy: fakt, iż cierpieli wszyscy – nie tylko biedni, gnębieni przez nazistów Polacy, lecz także Niemcy, masowo przesiedlani z Ziem Odzyskanych, porzucający własne domy, dorobki życia i całą wielowiekową przeszłość. Przemówienia podsumował kurator Michał Bieniek, który dziękując wszystkim artystom, a także sponsorowi – Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej - podkreślił także wyjątkowość wnętrz, w których wystawa jest prezentowana. Muzeum Współczesne Wrocławia ulokowane jest bowiem w dawnym schronie przeciwlotniczym, co daje odwiedzającym możliwość namacalnego odczucia ciężkiego, obarczonego wojenną tematyką klimatu prezentowanych dzieł i instalacji. Jak stwierdził Bieniek: Kulisty plan budowli może budzić w zwiedzających uczucia dezorientacji i zagubienia. Tym samym wycieczka poprzez kolejne piętra będzie aktywizować nie tylko ciało widza, ale i jego umysł. Spacer poprzez sale wystawowe może stać się doświadczeniem wielopoziomowym, nie tylko na poziomie prostej percepcji wzrokowej - pobudzona zostaje bowiem ludzka pamięć. Podczas trwania przemówień oraz krótko po ich zakończeniu odbyły się także performansy w wykonaniu artystów współtworzących wystawę – Zbigniewa Makarewicza, Jerzego Kosałki i Krzysztofa Walaszka.

Przechadzając się poprzez rozliczne sale wystawowe, rozlokowane na dwóch piętrach Muzeum, podziwiać można było aż 36 prac współczesnych artystów, w większości osobiście związanych z Wrocławiem. Szczególną uwagę zwracało zauważalne zaraz po wejściu na teren wystawy dzieło Piotra Kmity BYŁO. Obserwując reakcje odwiedzających na swoją pracę, na którą składają się ułożone w motyw klepsydry różnej wielkości słowa war (co po niemiecku znaczy właśnie było), sam autor - śmiejąc się – stwierdził: Dzieło jest naprawdę bardzo pojemne. Tak jak i pozostałe prace wchodzące w skład wystawy, wyraża ona pewien niepokój, wymaga momentu zastanowienia nad tym, co faktycznie było, co jest, a co pozostanie w naszej pamięci. Wieloznaczność słowa war, które po angielsku oznacza wojnę, eksponuje także kolejny element łączący większość prezentowanych dzieł – motyw wojny. Historia Polaków i Niemców, a może przede wszystkim historia samego Wrocławia, niejednokrotnie pisane były piórem maczanym nie w kałamarzu, a we krwi. Wojna wytyczała granice, wojna określała status miasta, wojna potrafiła także zniszczyć 70% jego powierzchni, stając się tym samym główną siłą sprawczą jego współczesnych losów. Artyści zdają się starać zwrócić uwagę gości na bardzo prywatny wymiar historii miasta – jako bardzo osobistej, odrębnej dla każdego człowieka, inaczej rozumianej przez Niemców, a inaczej przez Polaków. Jednakże wymagającej zrozumienia także zwyczajnie ludzkiego – jako historii małych tragedii i wielkich zwycięstw, których poszarzałe budynki tego miasta mogły być jedynie świadkami. Mury pozostają bowiem na swoim miejscu, zmieniają się tylko ludzie. Wydarzenia często pozostają niedokończone, a ich współczesne wybrzmienie szczątkowe. Artyści zauważyli także, iż zamieszkanie we Wrocławiu wiązało się z wyborem. Po wojnie tutaj każdy bowiem był skądś, a nazywanie siebie wrocławianinem wynikało z indywidualnej chęci i przeświadczenia, że z tym miejscem chce się właśnie utożsamiać. W roku 1945 skończyła się epoka Breslau i rozpoczęła epoka Wrocławia – miasta już nie niemieckiego, ale niezupełnie jeszcze polskiego. Miasta ruin, o powrocie do których skrzętnie zapewniali nowych lokatorów Niemcy. Miasta ran, które jednak z czasem się zasklepiły. Do dzisiaj pozostają jedynie blizny, o których każdy mieszkaniec – obecny i były – powinien pamiętać.

Wystawa zbudowana jest wokół pojęć takich jak: pustka, wymazywanie, pamięć, obecność/nieobecność – mówił kurator Michał Bieniek. Z czym zatem pozostawia ona gościa? Z pewnością przeciwdziała znieczulicy, oducza obojętności i czarno-białego postrzegania świata podzielonego tylko na katów i ofiary. Czasem przecież sam kat staje się ofiarą, a tam, gdzie pojawia się wojna, ofiarami stają się w zasadzie wszyscy. Niemcy nie przyszli. Lecz przyznać trzeba, że pięknym jest, iż na wystawę przychodzą chętnie. Odwiedzają miasto już nie swoje, a przecież jakże własne. We Wrocławiu każdy musi odszukać własnych śladów przeszłości, patrząc na nie z zupełnie różnych perspektyw. Artyści nie udzielają bowiem jednoznacznych odpowiedzi, traktując sztukę jedynie jako narzędzie do wskazania odbiorcom tropów, pewnych schematów interpretacji, jednak odkrycie historycznej prawdy obiektywnej zależy tylko i wyłącznie od odbioru jednostkowego. Polacy, Niemcy – przyjdźcie.

Martyna Witkowska