drukuj

Berlin. Miasto pamięci – recenzja książki przygotowana przez Dariusza Dłużnia

Książka warszawskich studentów wpadła mi w ręce dopiero kilka miesięcy po wycieczce do Berlina. Dzięki temu mogłem porównać nasze punkty widzenia.

Zwykły turysta często nawet nie wie o ważnych historycznych miejscach, które warto odwiedzić by zrozumieć miasto, a które są nieco oddalone od głównych turystycznych szlaków. Po przeczytaniu esejów zrobiło mi się wstyd, że pomimo zainteresowania II Wojną Światową i okresem Zimnej wojny, przeoczyłem – czy to z lenistwa, czy z niewiedzy, kilka bardzo ciekawych obiektów na terenie Berlina.

Już wiem, którą publikacją będę się kierował planując kolejną wycieczkę do tego miasta. Zwłaszcza, że autorzy książki pomyśleli o dodaniu do niej poręcznej mapki (chociaż już w przedmowie odcinają się od postrzegania książki jako przewodnika turystycznego).

Załączona mapka to zresztą tylko przyczynek do o wiele ciekawszej podróży – wędrówki przez wojenną traumę i dwie tożsamości berlińczyków. Trzynaście punktów na mapie, zarówno bardzo znanych jak też i tych nieco zapomnianych, pokazuje o czym chcą pamiętać Niemcy, a co raczej powinno odejść w zapomnienie.

Zwycięska tożsamość

Zaskoczyło mnie twierdzenie, że zachodnia tożsamość wygrała z doświadczeniami ludzi żyjących w komunizmie. Być może patrzyłem na Berlin z polskiej perspektywy? Spacerując ulicami Berlina wschodniego, widziałem to co dla warszawiaka jest codziennością: absurdalnie ogromne socrealistyczne gmachy. Nie dostrzegłem, że to jedynie fasady - prawdziwe miejskie życie wyciekło już z tych murów do nowszych budynków.

Doświadczenia wschodnich berlińczyków zostały potraktowane jak coś co się zepsuło i słusznie ustąpiło miejsca nowszemu modelowi. Następnie  wystawiono je na pokaz w kilku muzeach poświęconych NRD i ze wstydem się przyznaje, że tak kiedyś wyglądało życie w tym mieście.

Być może jest to nieprzyjemne dla starszych mieszkańców Niemiec, aczkolwiek trochę zazdroszczę młodemu pokoleniu takiej zapasowej „zachodniej” tożsamości . Polacy w moim wieku nie mogą zamknąć swojej przeszłości w szklanej gablocie i otrząsnąć się z kompleksów po dekadach życia za Żelazną Kurtyną.

Niemcy za to borykają się z o wiele większą traumą, którą spowodowała II Wojna Światowa. Autorzy książki zwrócili mi uwagę na to, jak wiele jest w Berlinie miejsc upamiętniających ofiary nazizmu  a jak nieliczne są miejsca pamięci poświęcone osobom sprzeciwiającym się Hitlerowi. W Niemczech nie było zorganizowanego ruchu oporu, tym bardziej te pojedyncze godne podziwu jednostki i wydarzenia powinny być eksponowane w przestrzeni publicznej. Tymczasem nieliczne pomniki bohaterów są bardzo skromne lub gdzieś na uboczu.

Tak jakby Niemcy czuli, że to nie przystoi stawiać na piedestale garstki bohaterów, w obliczu tragedii milionów.

Polemika z historykami

Jeden z esejów wzbudził mój sprzeciw. Pomnik Pomordowanych Żydów Europy jest w książce opisany jako zbyt abstrakcyjny i nie spełniający swojej roli nośnika pamięci. Argumentem przeciwko pomnikowi jest to, że charakterystyczne bloki betonu służą berlińczykom za ławki, a dzieciom za plac zabaw.

Według mnie właśnie w tym tkwi siła tego pomnika. Nie jest to martwy punkt na mapie miasta. Lepiej, żeby pomnik służył ludziom niż gołębiom. Siłą rzeczy stał się charakterystycznym punktem orientacyjnym. Osobiście trudno mi zgodzić się ze stwierdzeniem autorów książki, że można obok pomnika przejść obojętnie, nie zorientować się – mimo symbolicznej formy – co przedstawia. 

Nie oceniaj książki po okładce

Sama publikacja sporo traci w moich oczach z powodu brzydkiego wydania. Wiem, że to praca naukowa, ale to nie znaczy, że od razu musi być przeraźliwie nijaka. Okładka nie sprzedaje ciekawej treści książki, co jest jej podstawową funkcją. Gdybym taką okładkę zauważył w sklepie, czy to tradycyjnym czy internetowym, nigdy bym się książką nie zainteresował.

Osobiście poszukuję bardziej jednolitych, spójnych formalnie publikacji. Dlatego być może trudno mi ocenić książkę jako całość. Niektóre teksty szczególnie się wybijają, żaden z nich nie jest niewart przeczytania. Zdecydowanie  przed odwiedzeniem stolicy Niemiec warto zabrać taką książkę do walizki, albo bardziej nowocześnie, zgrać na czytnik. Żeby potem, przed zrobieniem pamiątkowego selfie, zastanowić się, jaką rolę w historii pełnił dany obiekt i jak ta historia wpływa nie tylko na Niemcy, ale na całą Europę i świat.

Dariusz Dłużeń